Simon Beckett jest znany w Polsce głównie dzięki serii o doktorze Davidzie Hunterze. Jego Chemia śmierci stała się międzynarodowym bestsellerem, czy Zimne ognie też mają na to szansę?
Książki o Davidzie Hunterze to jedne z niewielu thrillerów, które czytałam z prawdziwym zainteresowaniem. Postać antropologa sądowego okazała się strzałem w dziesiątkę, a dokładne opisy rozkładu ludzkiego ciała – jakkolwiek by to nie brzmiało – zafascynowały wielu czytelników. Ale Chemia śmierci nie była bynajmniej debiutem Becketta. Jeszcze w 1997 roku za oceanem pojawiło się pierwsze wydanie Zimnych ogni. Później autor zredagował tekst, zaadaptował go do współczesnych realiów. Właśnie tę wersję oddało do naszych rąk Wydawnictwo Czarna Owca.
Mając w pamięci serię o Hunterze, postanowiłam sięgnąć po, jak mi się wydawało, najnowsze dzieło Becketta. Na naszym rynku wydawniczym może i jest ono najnowsze, ale jak już wiecie, książka powstała dość dawno i jest określana mianem thrillera psychologicznego.
Kate Powell prowadzi agencję reklamową, jest trzydziestoczteroletnią singielką, mieszka w Londynie i odnosi sukcesy zawodowe. Po zawodzie miłosnym nie chce angażować się w związki, ale pewnego dnia zdaje sobie sprawę, że chciałaby mieć dziecko. W kolorowej gazecie trafia na artykuł o sztucznym zapłonieniu… i się zaczyna. Sprawdza opcje, w końcu decyduje, że nie chce urodzić dziecka mężczyzny, o którym niczego nie wie i w celu odnalezienia odpowiedniego dawcy zamieszcza ogłoszenie w gazetach. Odpowiada na nie psycholog kliniczny Alex Turner. Początkowo wydaje się idealnym kandydatem. Przystojny, inteligentny, może nieco nieśmiały, ale wzbudzający zaufanie. Kate wdaje się z nim w bliższą relację, niż początkowo zamierzała. Jak się jednak możecie domyślić, sprawy w końcu się komplikują. W jaki sposób? Tego musicie dowiedzieć się sami.
Akcja książki toczy się dość statycznie, dopiero gdy wychodzi na jaw oszustwo Alexa, nabiera rumieńców, jednak nie można powiedzieć, żeby była porywająca czy trzymająca w napięciu. Powiedziałabym, że to bardzo poprawnie skonstruowany i napisany thriller, ale zabrakło tu tego czegoś, co porwałoby czytelnika i nie pozawalało mu się oderwać od książki. Czyta się szybko, autor ma lekkie pióro, a i tłumacza można pochwalić za dobry przekład. Ale sukcesu Chemii śmierci ta książka na pewno nie powtórzy, nawet po redakcji i uwspółcześnieniu wydarzeń.
Zimne ognie to powieść raczej dla mniej wymagających czytelników. Nie ma tu genialnej intrygi i brakuje napięcia, ale jednocześnie książkę czyta się dobrze. Myślę, że najlepiej nadaje się do pociągu czy tramwaju, jako niezobowiązująca lektura.
Simon Beckett, Zimne ognie
wydawnictwo: Czarna Owca, Warszawa 2016
liczba stron: 343, okładka miękka