Nieautentyczna rozmowa Piotra Sendera (recenzja)

Adrian Jaworek
Adrian Jaworek
Kategoria książka · 12 czerwca 2016

Z dużym dystansem podchodzę do książek opisywanych jako mocny głos młodego pokolenia. Uważam, że do dziś nie doczekaliśmy się takiego tytułu, mamy do czynienia z próbami opisania ponowoczesnej rzeczywistości. Perspektywy bywają różne – czasem jest to prekariusz walczący z umowami o dzieło, a innym razem osoba przytłoczona trudnym do zniesienia ciężarem kredytów. Jeżeli kiedyś do moich rąk trafi książka będąca prawdziwym głosem młodego pokolenia, to jej podstawowym wyznacznikiem będzie szczerość, prawdziwość doświadczenia. Nic z tego nie znalazłem w Rozmowie z botem Piotra Sendera.

 

Napisanie recenzji tej książki okazało się dla mnie prawdziwym wyzwaniem. Chciałbym powiedzieć, że zmiażdżyła mnie wielkość narracji Piotra Sendera, że padłem olśniony jego pisarskimi umiejętnościami. Nie mogę tego zrobić, ponieważ tak nie było. Lektura była dla mnie prawdziwą katorgą, a najgorsze jest to, że sam skazałem się na te prozatorskie męczarnie. Zainteresował mnie ten mocny głos młodego pokolenia oraz bot w tytule. Liczyłem na solidne skonfrontowanie człowieka z technologią, rozmowę z algorytmem, który nagle okaże się bardziej ludzki, niż myśląca istota z krwi i kości. Doskonałym tłem tej dyskusji byłaby Polska, piękny ale nieszczęśliwy kraj. Swoje oczekiwania skonfrontowałem z zawartością Rozmowy z botem i szybko musiałem je wyrzucić do kosza. Zrobiłem szybki reset umysłu i poszedłem do książki Piotra Sendera na czysto. Było jeszcze gorzej.

 

Już sama forma mnie uderzyła. Tytułowa rozmowa z botem przypomina odrobinę zmodyfikowany monolog wypowiedziany. Tą wyjątkową zmianą jest ujawnienie interlokutora, czyli wymienionego w tytule bota. Mógłbym krzyknąć, że to odświeżające, ale nie mogę, ponieważ zabieg ten przypomina mi tanią hochsztaplerkę. W ramach eksperymentu cześć książki przeczytałem, pomijając wypowiedzi bota, który w zasadzie ogranicza się do krótkich wypowiedzi, niby reakcji na słowa głównego bohatera. Okazuje się, że książka ani nic nie straciła, ani nie zyskała w wyniku mojego eksperymentu. Wzorami monologu wypowiedzianego są takie tytuły jak Upadek Aberta Caumsa oraz Wzlot Jarosława Iwaszkiewicza. Poprowadzone mistrzowsko narracje, w których autorzy nie musieli uciekać się do tanich sztuczek, ale walili po mordzie czytelnika brudną codziennością. Piotr Sender woli się schować, tarczę buduje z klisz.

 

Rozmowie z botem daleko do autentyczności, która podkreśliłaby rzekomy mocny głos młodego pokolenia, to jedno zdanie, które znajduje się na okładce książki. Piotr Sender urodził się w 1990 roku, a więc w momencie wydania Rozmowy z botem ma 26 lat. Natomiast jego główny bohater przedstawia się w sposób następujący: „Dziś mija czterdzieści lat, od kiedy się urodziłem. Dokładnie o dwudziestej drugiej trzydzieści, czy za jakieś trzy godziny i osiemnaście minut” [P. Sender, Rozmowa z botem, s. 13]. Oto mamy głos młodego pokolenia, krzyk czterdziestolatka, opis życiowych doświadczeń, który jest całkowicie obcy autorowi, który jest świeżo po studiach i dopiero zaczyna swoją życiową podróż. Sam mam 28 lat, urodziłem się w 1988 roku i żaden z elementów historii zawartej w Rozmowie z botem nie był mi bliski. Mało tego! Często odnosiłem wrażenie, że autor z wielką chęcią zasłania się różnymi kliszami na temat kryzysu wieku. Wątpię, aby dla czterdziestolatka była to interesująca pozycja, bo będą to przeżycia zapośredniczone. Dla mnie, dla przedstawiciela młodego pokolenia, Rozmowa z botem jest nieautentyczna.

 

Takiej literatury nie chcę.

 

Piotr Sender, Rozmowa z botem

Wydawnictwo Replika, Zakrzewo 2016

okładka miękka, 335 stron