Limeryki niepobożne i inne autorstwa Jana Zamorskiego to zbiór wierszyków wydanych nakładem wydawnictwa Psychoskok. Ozdobę limeryków stanowią (nieliczne, niestety) rysunki mistrza Andrzeja Mleczki. Limeryki podzielone zostały na kilka części tematycznych: zdrowotne, polityczne, południowoamerykańskie czy różne, jednak najwięcej jest tych z kategorii tytułowej, czyli niepobożnych.
Wszystkie fraszki skonstruowane zostały zgodnie z słownikową definicją limeryku, którą autor przypomina we wprowadzeniu. Wydawnictwo zawiera ostrzeżenie o możliwej obrazie uczuć religijnych, a książka została zadedykowana Rozumowi. Nie ukrywam, że po takim
wstępie nastawiłam się na dużą dawkę dobrej zabawy i nawet trochę z góry żałowałam, że książeczka nie jest bardziej obszerna. Żal nie trwał jednak zbyt długo i szybko przerodził się w rozczarowanie, bo większość limeryków okazała się tak prymitywna, że autor powinien przestrzec nie przed możliwością obrazy uczuć religijnych, a raczej ludzkiej inteligencji.
Moje poczucie humoru nie jest jakoś specjalnie wysublimowane. Cenię inteligentny dowcip, nawet jeśli jest obraźliwy czy szyderczy, ale poczucie humoru pana Zamorskiego zupełnie do mnie nie trafiło. Sporo limeryków opiera się na grze słów i nie ma w tym nic dziwnego, bo to bardzo wdzięczna figura stylistyczna, jednak posługiwanie się nią wymaga nie lada wyczucia. Jej poziom winien zostać dostosowany do poziomu potencjalnego odbiorcy, a nie ucznia, który dopiero co odkrywa tę zabawę. Przykro mi, ale jakoś nie potrafię wybuchnąć śmiechem nad limerykiem skonstruowanym na podstawie starych i dawno przejadłych sucharów, jak na przykład:
Filozof z miasta Siemiatycze
Zmienił nazwisko swe na Nietzsche.
Imię Piotr przez perswasję
We francuską zmienił wersję
I rzekł o sobie: Ja, Pierre Nietzsche.
Limeryki z kategorii niepobożnych też mnie jakoś specjalnie nie zachwyciły. Może dlatego, że większość z nich to bardzo prostackie aluzje do pedofilii czy ogólnie życia seksualnego księży.
Żaden z limeryków, nie tylko z tych niepobożnych, nie obraził moich uczuć, ale wiele z nich wzbudziło we mnie niesmak, najbardziej zaś ten przypisany do kategorii politycznych:
Pewien prezydent w Tupolewie
Rozbił samolot ten na drzewie.
Wszystko wybuchło,
A jego truchło
Dali na Wawel. Czemu? Nie wiem.
Mam ambiwalentne uczucia do żartów ze śmierci i ludzkich tragedii, ale w tym przypadku akurat najbardziej zbulwersowało mnie użycie słowa turchło. Wiem, że dawniej właśnie tym mianem określano ludzkie zwłoki, ale współcześnie kojarzy się ono przede wszystkim z martwą zwierzyną.
Nawet rysunki pana Mleczki nie ratują sytuacji. Po pierwsze dlatego, że jest ich niewiele (dokładnie dziesięć), a po drugie nie zawsze obrazują treści, przy których zostały zamieszczone.
Cóż, liczyłam na rozrywkę na wysokim poziomie, tymczasem najczęstszy uśmiech jaki pojawiał się na mojej twarzy podczas lektury to, niestety, uśmiech politowania.
Aby złagodzić nieco ten kielich goryczy, na koniec pozwolę sobie przytoczyć jeszcze jeden limeryk. Tym razem ten, który naprawdę mnie rozbawił:
Gość, co żył w Gdańsku i w Warszawie,
Z uśmiechem kadził swojej sławie.
Mniej mu do śmiechu,
Gdy zamiast: "Lechu"
Mówią do niego: "Bolesławie".
©Anna Balcerowska
Jan Zamorski, Limeryki niepobożne i inne
Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o., 2016