"Zabij mnie, tato", Stefan Darda (recenzja)

Agnieszka Pilecka
Agnieszka Pilecka
Kategoria książka · 24 listopada 2015

Stefan Darda bywa określany mianem "polskiego Stephena Kinga". Zawsze irytowały mnie tego typu porównania. Jednakże teraz, po lekturze Zabij mnie, tato, widzę, że imię, to nie jedyna rzecz łącząca tych autorów.


Na tegorocznej, trzeciej już edycji Krakowskiego Festiwalu Strachu, Obrzydzenia i Niepokoju (KFASON), odbyła się gala wręczenia nagrody Grabińskiego (również Stefana), za rok 2014. Darda był jednym z laureatów. Za sprawą głosów czytelników, zwyciężył w kategorii książka, zdobywając nagrodę za powieść Opowiem ci mroczną historię. Takie wyróżnienie to najlepszy dowód na to, że jego twórczość jest doceniana przez czytelników, szeroko rozumianej grozy.


Groza jest domeną Dardy. To w tym gatunku tworzy historie, które tak ciepło przyjmują fani. Tym razem autor podąża w innym kierunku. Zabij mnie, tato to powieść klasyfikowana jako thriller. Myślę, że jest to określenie trafione, gdyż napięcie i niepewność towarzyszą nam niemal bez przerwy. Choć jakby spojrzeć na to, oczami bohaterów, thriller byłby określeniem zbyt delikatnym. Dla nich, to co dzieje się w powieści, momentami byłoby czystym horrorem. Sennym koszmarem, z którego chcieliby się wybudzić. Niestety, nie mają takiej możliwości. My, czytelnicy, możemy odłożyć książkę na bok i zrobić sobie przerwę, odpocząć od tego pełnego emocji i napięcia świata. Bohaterowie powieści, nie mają takiej szansy. Są tam osadzeni i zdani na łaskę autora.


Postaci idealnie wtopione są w świat przedstawiony, wpasowane w realia małego miasteczka. Nie było momentu, w którym zastanawiałabym się, skąd się dana osoba wzięła, co w niektórych książkach się zdarza. Wszystko ma sens, jest spójne, logiczne i nie musimy zastanawiać się nad zasadnością danej sceny. Występujący bohaterowie, są... zwyczajni. Są po prostu ludzcy, normalni. Każda sylwetka postaci przybliżona jest w wystarczającym stopniu. Poznajemy sposób mówienia, typowe, charakterystyczne dla nich zachowania, dzięki czemu łatwiej nam wyobrazić sobie ich samych, ich relacje i całe życie w Rykowie. Nie ma tu przerysowanych superbohaterów, których wielbimy od początku do końca. Nie ma znienawidzonych przez całą lekturę postaci, które irytują nas samym wspomnieniem o nich. Ludzie opisywani przez Dardę, mają swoje wady i zalety. Potrafimy ich lubić, a mimo to się na nich złościć. Umiemy im kibicować, a momentami mieć nadzieję, że jednak im się nie powiedzie w pewnym momencie. Nic nie jest tu tylko czarne albo wyłącznie białe. Wszystko zależne jest od sytuacji. Na nasze postrzeganie mają wpływ emocje, jakie w danej chwili nam towarzyszą. 


Zabij mnie, tato to książka zawierająca potężny ładunek emocjonalny. Ma się wrażenie, że autor zamknął w niej całą masę materiałów pirotechnicznych i odpala je jeden po drugim. Najczęściej wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy. Wywołuje tym samym zaskoczenie, wciąż wprowadzając niespodziewane zwroty akcji. Ale też detonuje mnóstwo uczuć, które nie zawsze są przyjemne. Powieść przepełniona jest miłością, ale i nienawiścią. Mnóstwo w niej nadziei, ale także bezradności. Są chwile pełne szczęścia, niesamowitej radości i zadowolenia, aby później zmienić się w smutek, żal i niemal niemożliwe do opisania cierpienie. To jedna z tych książek, którą gdy się już zacznie, nie sposób odłożyć, nie przeczytawszy jej.


Wciąga od pierwszych zdań. Od pierwszych słów. Pierwszoosobowy narrator, główny bohater, opowiada historię w sposób tajemniczy, a przez to intrygujący. Układ rozdziałów nie jest chronologiczny, dzięki czemu zawsze pozostaje ta nutka niepewności. Zawsze brak nam jakiejś istotnej informacji, którą mają bohaterowie, a my jeszcze nie. Jesteśmy uwięzieni przez naszą ciekawość. Czytamy, czytamy, aby dowiedzieć się co będzie dalej i poznać tragiczne losy bohaterów.


Powieść ta, nie jest bezmyślnym czytadełkiem. Darda, poza świetnymi postaciami, interesującą fabułą, ciągłą akcją i nafaszerowaną emocjami lekturą, daje nam coś jeszcze. Zręcznie wplata w powieść informacje dotyczące więziennictwa i amnestii z 1989 roku, w związku ze zniesieniem kary śmierci w Polsce. Opisuje system Child Alert, dzięki czemu pomaga zwiększyć świadomość społeczeństwa, a kto wie, może w przyszłości ta wiedza uratuje komuś życie.


Darda uświadamia nam, że nawet największa ludzka tragedia jest niczym, gdy nie dotyka nas bezpośrednio. Główny bohater, gdy pracował w policji często spotykał się z nieprzyjemnymi sytuacjami. Jednakże ich powagę i ogrom cierpienia dostrzegł i zrozumiał dopiero, gdy podobna sprawa dotknęła rodzinę jego przyjaciela. Autor pokazuje nam, jak ludzie potrafią ignorować cudze problemy, a co gorsza, uświadamia nam, jak my potrafimy być obojętni i niewrażliwi na życiowe horrory innych ludzi. Ukazanie naszej ignorancji, niekiedy bezmyślności czy lekceważenia, jest równie silne, jak cierpienie bohaterów powieści. 


Zabij mnie, tato, ma jeszcze kilka zalet. Jak chociażby tytuł. Jest mocny, dający do myślenia. Długo zastanawiamy się, skąd pomysł na taki kontrowersyjny tytuł. Tytuł, który rewelacyjnie komponuje się na okładce. Mężczyzna z zakrwawionymi, złożonymi w pięści rękoma. Czerwona, połyskująca, mieniąca się w świetle krew. Ilustrację stworzył niezastąpiony jak zawsze - Darek Kocurek.


Książka jest intensywna. Poruszająca. Konkretna. Wstyd przyznać, ale to mój pierwszy kontakt z dłuższą twórczością Dardy. Wcześniej czytywałam go wyłącznie w krótkiej formie w antologiach. Z jednej strony, strasznie mi głupio, że dopiero teraz ruszam dorobek tego autora. Z drugiej natomiast, przeogromnie się cieszę. Jeszcze tyle dobrego przede mną!

 

 

Stefan Darda, Zabij mnie tato

Wydawnictwo: Videograf, 2015

Stron: 352