Robin Hood w rosyjskim wydaniu

Tysyfone
Tysyfone
Kategoria książka · 6 listopada 2015

Pewnie wszyscy kojarzą Robin Hooda – bohatera średniowiecznych, angielskich legend ludowych, który to, co zabierał bogatym, rozdawał ubogim. Spróbujcie sobie wyobrazić rosyjskiego Robin Hooda. Jeśli orientujecie się w rosyjskich realiach, pewnie wasza wyobraźnia pracuje teraz na najwyższych obrotach, jeśli nie… dzięki Walerijowi Puszkinowi macie świetną okazję, by je poznać.

 

Jekaterynburg to miasto na Uralu, które jeszcze na początku drugiego tysiąclecia rządziło się swoimi prawami (choć trafniejsze byłoby określenie, że panowało w nim bezprawie). Milicjanci byli w nim największymi bandytami, którzy nie bronili prawa, ale notorycznie je łamali. Traf chciał, że kilku ludzi z możliwościami spotkało się w tym samym czasie. Padły pewne słowa i co charakterystyczne dla mieszkańców Uralu, musiały zostać zrealizowane. Dzięki silnej woli jednego człowieka mieszkańcy postanowili wziąć sprawy we własne ręce i wypowiedzieli wojnę narkotykom.

 

Warto wiedzieć, że działkę heroiny na cygańskim osiedlu można było wtedy kupić taniej niż wódkę, w zasadzie prosto ze straganu. „Grzali” wszyscy i szybko stało się to problemem społecznym. A skoro milicja sama trzymała łapę na handlu narkotykami, czerpiąc

z tego zyski, za walkę z tym procederem zabrało się społeczeństwo w osobach przede wszystkim Jewgienija Rojzmana – naszego rosyjskiego Robin Hooda, Diuszy Kabanowa – byłego narkomana, który w uzależnionych nie widział ludzi, ale opętane rządzą przyjęcia kolejnej dawki zwierzęta oraz Igora Warowa. Panowie założyli fundację Miasto bez Narkotyków i zaczęło się.

 

Jewgienij Rojzman nie jest kryształową postacią i autor reportażu nie stara się go tak przedstawić. Przeciwnie, pisze o jego przeszłości, o tym, że siedział w więzieniu, że dorobił się firmy jubilerskiej w zasadzie nieuczciwie, nie zapomina o jego błędach. Z drugiej strony, i co do tego nie ma wątpliwości, Rojzman jest człowiekiem, który chce dobrze. A że przystaje z bandytami i sam ma przeszłość taką, jaką ma – zabiera się do czynienia dobra w taki a nie inny sposób. Wydaje się, że w Rosji inaczej się nie da. W Rosji w ogóle ciężko zrobić cokolwiek, co nie podoba się wysoko postawionym. Nawet człowiek z kryształową przeszłością zostanie pogrążony, bo odpowiedni ludzie sfabrykują mu przeszłość i będą trąbić o zmyślonych kompromitujących faktach wszędzie, gdzie się da.

 

Rojzman jest człowiekiem o naprawdę silnej woli i walczy. Na początku media odnoszą się do pomysłu Miasta bez Narkotyków entuzjastycznie, ale w miarę upływu czasu ich zainteresowanie słabnie, aż w końcu Rojzman może być szczęśliwy, jeśli stanowisko mediów jest neutralne. Wrogów przybywa, przyjaciół ubywa, a lata mijają. Fundacja przeżywa swoje wzloty i upadki, jednak czy przetrwa informacyjną wojnę?

 

Cała ta opowieść jest bardzo niejednoznaczna. Metody, którymi posługuje się Rojzman, są… cóż, bandyckie, ale działają. Dzięki pracownikom fundacji rozbijane są kolejne meliny, dilerzy trafiają za kratki, a uzależnieni mają szansę leczyć się w ośrodkach. Te ośrodki też są bardzo dyskusyjne. Wiele osób twierdzi, że to po prostu więzienia, ale sporo narkomanów wyszło stamtąd czystych. Jaka jest prawda? Z książki Paniuszkina niestety się nie dowiemy. Zresztą, nawet bezpośredni świadkowie tych wydarzeń pewnie do końca nie wiedzą. Silna propaganda władz robi swoje, ale prawda leży pewnie gdzieś pośrodku.

 

Jewgienij Rojzman to bez dwóch zdań fascynująca postać i Walerij Paniuszkin wiedział, co robi, wybierając jego historię na temat reportażu. Cała ta niejednoznaczność wiążąca się z osobą Rojzmana niektórych może zniechęcać, ale inni uznają, że właśnie ona jest najlepsza. Kim naprawdę jest ten człowiek – świętym czy bandytą? Może zdecydujecie sami, jeśli przeczytacie. Ja polecam, choć nie czytałam osławionej Rublówki, uważam, że Paniuszkin pisze bardzo dobrze. Nie zawiedziecie się na jego reportażu.

 

Walerij Paniuszkin, Rosyjski Robin Hood

tłum. Agnieszka Sowińska

wydawnictwo: Agora SA, Warszawa 2015

seria: Biblioteka Gazety Wyborczej

liczba stron: 192, okładka miękka ze skrzydełkami