Kogo miłość przywraca do życia? Bohatera czy obiekt uczucia?
Najważniejsze rzeczy należy robić powoli – myślał Jean za każdym razem, kiedy zaczynali się wzajemnie uwodzić.
Lawendowy pokój jest lekturą, na którą trzeba poświęcić zdecydowanie więcej czasu, niż trzy wieczory. Nie chodzi o to, że czyta się ją ciężko czy mozolnie, ale ma w sobie coś, co nie pozwala jej pochłonąć w chwilę i po kilku dniach ot tak zapomnieć. Nie wiem, jak długo autorka pracowała nad książką, ale wiem jedno – zasługuje na to, by poświęcić jej więcej, niż kilka godzinek i rzeczywiście "uwodzi" czytelnika.
Głównym bohaterem jest mężczyzna o imieniu Jean, który prowadzi księgarnię o pięknej i zachęcającej nazwie "Apteka literacka". Sprzedaje książki jak farmaceuta medykamenty, rozpoznaje uczucia odwiedzających go osób i proponuje konkretne tytuły na daną udrękę. Mieszka sam w kamienicy, kobiety często chcą się z nim spotkać i poznawać, jednak za każdym razem odmawia. Dlaczego? Tego dowiadujemy się już na pierwszych stronach, gdy do mieszkania obok wprowadza się rozwiedziona i załamana kobieta, potrzebująca "leku".
Jean jest osobą, która musi uporać się ze swoją przeszłością i wyleczyć własne „Ja”, by móc zaopiekować się innym człowiekiem jak należy. W tym celu wybiera się w podróż do Francji, a motywuje go… list, który czekał na przeczytanie ponad dwadzieścia lat. Mężczyzna odwiązuje cumy swojego dotychczasowego życia, by odnaleźć zagubioną miłość. Autorka zabiera nas na wycieczkę malowniczymi rzekami, doprawia historię smakami i zapachami potraw.
Po przeczytaniu stwierdziłam, że Lawendowy pokój jest jedną z moich ulubionych książek, jednak nie powinno się jej czytać, gdy jest się zmęczonym bądź znużonym minionym dniem. Dlaczego?
Książka wciąga czytelnika i nie sposób ją odłożyć, jednak upór skutkuje kilkoma chwilami nudy i zniecierpliwienia, dlatego odradzam czytanie jej „na siłę”. Autorka umiejętnie wzbudza w czytelniku emocje, jakie przeżywają bohaterowie powieści – zarówno pozytywne, jak i negatywne, co mnie czasami przytłaczało. Jean ma bogato rozbudowaną osobowość i emocjonalność, przez dogłębne opisy jego myśli możemy zżyć się z postacią i zrozumieć ją, zupełnie jakbyśmy przeżywali tę historię jako jego towarzysze, a nie zwykli czytelnicy.
Zmylił mnie trochę napis z okładki "Zachwycająca historia miłości, która przywraca do życia". Spodziewałam się romansu, a dostałam lek na bolące wspomnienia. Kogo ta miłość przywróciła do życia? Bohatera czy obiekt uczucia?
Ty głupia krowo, dlaczego musiałaś umrzeć w samym środku życia!
Lawendowy pokój nie jest płytką opowiastką o poszukiwaniu utraconej miłości. Pojawia się też wiele ciekawych wątków pobocznych, jak historia znanego i młodego pisarza, który stracił natchnienie po wydaniu jednej książki. Stykamy się również z uzdolnionym kulinarnie Włochem, który od kilku lat szuka tego, do czego nie chce przyznać się nawet przed samym sobą. Kolejnym atutem jest prosty język powieści i barwne, jednak nie za długie opisy i porównania, które potrafiły uspokoić po dużej dawce tęsknoty bądź wspomnień głównego bohatera i przynosiły refleksje nad życiem codziennym. Często podczas lektury rozmyślałam, co mogłabym zmienić w życiu, by uniknąć potrzeby poszukiwania osoby, która – jak w przypadku Jeana – jest na wyciągnięcie ręki. Autorka umiejętnie przeciąga akcję poprzez wprowadzanie pochwał dań, zapachów, opisywanie smaków i porównywanie ich do książek.
Byłam również zachwycona kreatywnym i niepowtarzalnym pomysłem na fabułę – „literatura lekiem”. Autorka zauważa, że emocjonalność i cielesność są ze sobą ściśle powiązane i właśnie to czyni książki lekarstwami.
Odczuwam bezbrzeżny wstyd w moich wargach, czuję brak w moich kolanach, a między moimi łopatkami mieszka kłamstwo i rozdrapuje je do krwi.
By nadeszły chwile szczęścia, trzeba poradzić sobie ze smutkiem – to właśnie pokazuje autorka w Lawendowym pokoju. Historia jest po brzegi wypełniona emocjami, przeżyciami i rozterkami bohaterów – negatywnymi i pozytywnymi. Ostatecznie podróż z Jeanem okazała się dla mnie fascynująca i satysfakcjonująca. Lawendowy pokój jest przeznaczona dla osób cierpliwych i szukających spokoju i ukojenia, co nie znaczy, że inni nie znajdą w niej przyjemności. Jest napisana językiem przystępnym dla wszystkich i dopracowana w każdym calu. W zależności od podejścia, każdy przeżyje ją inaczej i – być może – odnajdzie inne przesłanie. Ja wyniosłam z niej na pewno pouczającą lekcję: nie ważne, że kogoś straciliśmy. Ważne, że o nim pamiętamy i mówimy o jego czynach. Wtedy on nadal ma możliwość życia. Nie możemy się nikogo wyrzekać.
Oczywiście nie ma mnie już w tych zamkniętych pokojach.
Ale spójrz tutaj! Jestem na zewnątrz.
Podnieś oczy, tu jestem!
Myśl o mnie i zawołaj mnie po imieniu!
Nic nie ubyło tylko dlatego, że już mnie nie ma.
Śmierć nic przecież nie znaczy.
To, co nas łączyło, będzie trwać na zawsze
Nina George, Lawendowy pokój
Wydawnictwo: Otwarte, 2014
Liczba stron: 344