Patrząc na świat oczami Emily
Po książkę "Złamane pióro" sięgnęłam, gdyż byłam zauroczona niesamowitą i klimatyczną okładką. Fortepian spowity mrokiem, dłoń sztywna i jakby zestresowana, do tego desperacko trzymany nóż na nadgarstku postawiły przed moimi oczami wyobrażenie tajemnicy oraz ciekawej, nieoklepanej historii.
Autorka książki - Małgorzata Maria Borochowska - jest szczecińską pisarką, która w III Edycji Wyborów Literackich zajęła 1 miejsce w województwach: zachodniopomorskim i pomorskim oraz 6 miejsce w Polsce (ex aequo z Dorotą Masłowską).
Proste i piękne historie o miłości są już z założenia oceniane jako banalne i kiczowate, a przecież miłość jako uczucie jest towarem pożądanym przez każdego. Miłość nie jest banałem. Odbioru sztuki trzeba się nauczyć i wypracować w sobie tę wrażliwość na piękno. Patrzeć i zobaczyć to wielka sztuka.
Książka zaczyna się w dość popularny sposób: przystojny mężczyzna przepływa przez akademicki korytarz, świeżo upieczona absolwentka pochłania go wzrokiem i podpytuje koleżankę, kimże jest ten wspaniały okaz. Pomyślałam, że dostanę historię o "trudnej" miłości między cudownym, boskim, genialnym i wybitnym architektem a młodą, głupiutką, niedoświadczoną i mało znaczącą szarą myszką. Jak wielkie było moje zaskoczenie, gdy zamiast błahego romansidła dostałam wspaniałą historię o pasji, dążeniu do celu, wytrwałości, bólu, pragnieniu, poświęceniu i wszystko to doprawione nutką miłości. Prawdziwej miłości, nie tylko partej na dzikiej fascynacji i pożądaniu.
W głąb historii brniemy, patrząc na świat oczami Emily – dwudziestopięcioletniej dziewczyny, która ma za sobą pewne doświadczenia i bagaż przeżyć.
Towarzyszymy jej w życiu codziennym, jesteśmy świadkami walki ze światem i samą sobą. Siedzimy obok jak duchy, gdy ucieka we wspomnienia czy robi notatki do swojej książki. Nie raz podczas czytania myślałam sobie: "głupia, nie traktuj tak tych ludzi, oni chcą tylko ci pomóc!' albo "no no, nieźle się wpakowałaś" i w końcu "brawo, jestem z ciebie dumna".
Po zakończeniu lektury byłam już pewna, że wrażenie zrobione na mnie przez okładkę było nieprzypadkowe.
Każdy człowiek potrzebuje marzeń i buntu. Tylko marzyciele i buntownicy popychają świat do przodu. Tylko z marzeń i buntu rodzą się rzeczy wielkie..
Autorka umiejętnie buduje więź między czytelnikiem a główną bohaterką, pozwala zajrzeć do jej umysłu i ciała oraz razem z Emily przeżyć przemianę. W wielu momentach czuć chaos panujący w jej myślach oraz niepewność co do skuteczności stosowanej przez nią terapii. Jeśli będziecie mieli ochotę przekartkować jakąś część, bo wyda Wam się nużąca, niepotrzebna, nudna, jedna rada – nie róbcie tego. To chwila odpoczynku przy czasami dziwnych, drętwych i banalnych notatkach z pisanej przez główną bohaterkę książki.
Jest to jedna z niewielu książek, w których znalazłam siebie – a lubię mieć, z kim się utożsamić. Myślę, że każda osoba bez względu na płeć, która wchodzi w dorosłe życie, powinna postawić tę pozycję na półce lektury obowiązkowe. Polecam także przeczytanie młodym rodzicom, którzy mają przed sobą wyzwanie wychowania człowieka, który kiedyś będzie żył samodzielnie. Książka, trafiając w odpowiednie ręce, powinna podziałać jak lek bądź wskazówka. Mnie dała ona do myślenia i pokazała, że pasja ma moc uzdrawiającą i nie można z niej rezygnować. Nie można pozwolić melodii granej w sercu ucichnąć.
Nowa tożsamość uwierała niewygodnym krojem. Nie stałam się przecież kimś innym, chociaż czułam, że pierwszy raz nie odwracam się do tyłu...
Najważniejsze jednak, że powieść kończy się w sposób, który zapowiada nadejście kolejnej części i czekam na nią z niecierpliwością i nadzieją, że porwie mnie tak samo. Książka, która leczy, uczy, rozbawia i pokazuje życie takie, jakim jest. Czego chcieć więcej od dobrej lektury?
Złamane Pióro
Małgorzata Maria Borochowska
Rok wydania: 2012
Wydawnictwo: Poligraf
Liczba stron: 360
-------------------------------------------------------------------------
Recenzja ukazała się także na askier-pisze.blogspot.com