W pustce nadal świetnie rozwija się przestępczy nowotwór karmiony obficie nie tylko skorumpowaną, ale krótkowzroczną i głupią polityką.
Opowieść Charliego LeDuffa o Detroit to reportaż zaangażowany. Zaangażowany w najszerszym słowa tego znaczeniu, gdyż autor tytułowe miasto traktuje jak dom. To tutaj się wychował, to tutaj mieszkają członkowie jego rodziny, a jednocześnie tutaj przyjdzie mu się przyglądać powolnemu rozpadowi, rzeczywistości, która nie jest amerykańskim snem, żadnym sennym marzeniem, a raczej urzeczywistniającym się koszmarem.
Silny związek emocjonalny ze światem przedstawianym nie pozwala mu na spoglądanie chłodnym okiem, za to skazuje na stanie się bohaterem tego mrocznego spektaklu. Nie uniknie emocji również czytelnik, gdyż Charlie LeDuff mówi o Detroit, które na swój sposób może okazać się początkiem końca także innych miast, a co za tym idzie w erze globalizacji naszej cywilizacji – innych państw. Miejmy nadzieję, że to tylko ostrzeżenie, a nie proroctwo.
Detroit – kiedyś miasto znane głównie z fabryk samochodowych, prężnie się rozwijające; dziś – dobre tło do filmu o wampirach jak w Tylko kochankowie przeżyją. Zresztą wszelcy krwiopijcy nie musieliby się tutaj zbytnio przejmować ewentualnym pościgiem, gdyż wyjątkowo rzadko ktoś dba tutaj zwłokami. W dużej mierze jest to wynik wyniszczającej wiele sfer życia biedy. Rodzin nie stać na pochówek, więc w kostnicy czeka ponad dwieście pięćdziesiąt nieodebranych ciał.
Detroit – miasto wymierające, które z symbolu przemysłu staje się symbolem upadku tegoż właśnie. I do takiego wyludniającego się miejsca ze świata wielkiego dziennikarstwa powraca LeDuff, do Detroit, którego populacja gwałtownie spadła z przekraczającej milion do siedmiuset tysięcy, stając się najniższą od ponad stu lat.
W tej pustce nadal jednak świetnie rozwija się przestępczy nowotwór karmiony obficie nie tylko skorumpowaną, ale krótkowzroczną i głupią polityką. A właściwie przez krótkowzrocznych i głupich polityków. Obarczanie tylko ich za ten postapokaliptyczny krajobraz oraz wyniszczenie ludzi nie jest w pełni trafione. Ten nowotwór nawiedził Detroit zdaje się już dawno. Teraz stał się po prostu bardziej widoczny.
LeDuff nie poprzestaje na losach swojej rodziny, choć poświęca jej – jako uwikłanej w losy miasta od dawna – sporo miejsca, nie poprzestaje też na rejestrowaniu obecnego stanu rozkładu, mimo że od niego wychodzi. Zagląda w przeszłość Detroit, w czasy pozornego rozkwitu, kiedy Detroit jawiło się siedliskiem produkcji masowej, bardzo wysokich zarobków i kolosalnych zysków; lekkomyślnych zakupów na raty i nadmiaru siły roboczej. W czasy pozornego zdrowia, gdy niebo nad Detroit napełniało się popiołem i sadzą i miało kolor brudnej ściery.[1]
Czyżby czasy tych bezrefleksyjnie branych kredytów doprowadziły do momentu, w którym w 2009 General Motors ogłasza bankructwo? Czy upadek miasta tkwił już w rozkwicie Detroit?
Warto przyjrzeć się szczegółowo diagnozie Charliego LeDuffa. I warto pamiętać, że nowotwór zżerający Detroit może w erze bezrefleksyjnej globalizacji skończyć się przerzutami również na nasze miasta.
Detroit. Sekcja zwłok Ameryki, Charlie LeDuff
Seria: Seria Amerykańska
Wydawnictwo: Czarne
Tłumaczenie: Iga Noszczyk
Tytuł oryginału: Detroit. An American Autopsy
data wydania: 4 marca 2015
liczba stron: 296
[1] Ramsay Muir, por. Detroit. Sekcja zwłok Ameryki, Charlie LeDuff, Wołowiec 2015, str. 176.
------------------------
Wykorzystano także fragment okładki amerykańskiego wydania.