Druga część książki "Kobiety Afryki, obyczaje, tradycje, obrzędy, rytuały", to zdecydowanie książka dla dorosłych. I jeśli ktoś narzekał, że w pierwszej części zbyt mało było o afrykańskich kobietach to tu zdecydowanie o nich dużo.
Autorka nie szczędzi nam wrażeń i opisów drastycznych scen, nieznacznie tylko złagodzonych w dialogach dzięki empatii dyskutantów, znanych nam już z pierwszej części oraz stosowanych przez nich fachowych medycznych określeń.
W miarę czytania, stopniowo znika zasłona snu o Afryce, odkrywając to „o czym się nie mówi". To tytuł jednego z rozdziałów, który ostatecznie zdejmuje nam z oczu różowe okulary. Nie znaczy to bynajmniej, że znika wspaniała przyroda. Mamy wodospady Wiktorii, dzikie zwierzęta żyjące na swobodzie na ogromnych przestrzeni
ach parku narodowego Serengeti i powulkanicznych rozległych obszarach doliny Ngorongoro. Wraz z dwójką podróżników wędrujemy na Kilimanjaro i schodząc podziwiamy pomarańczowy wschód słońca, a potem dochodzimy do zdrowia w hotelu nad brzegiem Oceanu Indyjskiego.
Główna akcja toczy się na uniwersytecie i w szpitalu. Paradoksalne sytuacje, zdarzające się co rusz podczas zajęć ze studentami – często śmieszne, czasami straszne – wynikają z nieznajomości lokalnych obyczajów, plemiennych wierzeń i tradycji. To szpital, w którym szansę przeżycia mają tylko ci, którym rodzina przygotuje obok na ognisku posiłek i zaopatrzy w wodę. Woda, woda i jeszcze raz woda. Bez niej nie da się żyć. Tam, gdzie rzeki powysychały, umierają też ludzie. Chorych przywiezionych do szpitala z wypadku w ciężkim stanie zdrowia, jeśli nie są rozpoznawalni jako „ludzie ważni" kładzie się „gdzieś z boku", by nie zawadzali. Równie zagadkowe są losy pacjentów szpitali psychiatrycznych. Z tymi z kolei nie wiadomo, co zrobić, bo jako chorzy do szpitala mają prawo, ale rodzina nie zajmie się ich żywieniem: bo chory psychicznie to „opętany przez złe moce", cokolwiek by to nie znaczyło.
Odwiedzając szpitale odkrywamy świat młodocianych prostytutek; ich młody wiek szokuje, chociaż jest tak charakterystyczny dla Afryki. Przecież po pięćdziesiątce uważane są już za staruszki. Poznając kulisy życia prostytutek zdajemy sobie sprawę, jak bardzo w osądzie myli się prof. Wiesław Olszewski, pisząc w swoich licznych ciekawych książkach podróżniczych, że prostytucja w Afryce to łatwy, prosty, bezwysiłkowy, w dodatku przyjemny zawód.
W szpitalach większych ośrodków uniwersyteckich dostrzegamy oznaki wielkiego postępu: są instytuty badawcze, pojawia się dobra aparatura do badań diagnostycznych i naukowych; trzeba tylko wiedzieć, co zakupić, bo pieniądze na rozwój nauki są dostępne. Zdarzają się też dobrzy lekarze, czego przykładem w książce jest świetny dermatolog z Węgier. To ostatecznie głównie jego obserwacje zwracają uwagę na charakterystyczne cechy „dziwnej" choroby występującej u ludzi młodych z osłabioną odpornością. W ten sposób Czytelnik może zaobserwować pierwsze rozpoznawalne objawy AIDS w Afryce. Okres bowiem, o którym mowa, to już tylko miesiące dzielące nas od zdiagnozowania zakażeń HIV.
Ale wróćmy do streszczenia akcji, która nieoczekiwanie zbacza z głównej ścieżki, jaką były relacje między bohaterami książki a nigeryjskimi studentami, na wątek miłosny, rozwijający się wokół osoby, która też zupełnie nieoczekiwanie, bez swej woli i starań, staje się głównym punktem zainteresowań. Oto piękna, samotna, chora dziewczyna. Wzbudza zainteresowanie nie poprzez swe starania i dopominanie się pomocy, ale – paradoksalnie – swą niezwykłą skromnością, spokojem, milczącym uporem w dążeniu do wyznaczonego celu i dumną postawą afrykańskiej kobiety. Jej pojawienie się jeszcze bardziej zbliża nas do zrozumienia wagi problemu dyskryminacji afrykańskich kobiet i tragicznych skutków łamania prawa do nietykalności cielesnej, nie tylko w znaczeniu jednostkowym, ale ogólnospołecznym, kulturowym i cywilizacyjnym.
Warto na koniec zwrócić uwagę na jeszcze jedną postać kilkunastoletniego chłopaka, który pojawia się w połowie pierwszego tomu i towarzyszy nam do końca drugiego. Mówi językiem Hausa, polski język uważając za „tak trudne świergotanie głosami cykad i żab, że nie sposób zrozumieć". Swej matki nie znał, chociaż mówi o niej: „tak piękna mogła być tylko moja matka". Mimo sieroctwa ma naturę tak pogodną, że mógłby służyć za przykład. Ożywia atmosferę swym logicznym, bezpośrednim i bezproblemowym podejściem do zawiłych życiowych dylematów „białego człowieka". Jego wzruszający, przepełniony tęsknotą za kobiecym dotykiem wiersz o kochaniu, w którym czuć urok nigeryjskiej nocy i słychać echa dawnych, pogańskich wierzeń, znajdzie Czytelnik w książce w przekładzie na język polski.
Autorka głęboko ubolewa nad sytuacją Afrykanek.
Przemoc wobec kobiet, bez mała od urodzenia, krwawe praktyki obrzezania dziewczynek (nawet kilkudniowych) bez żadnego znieczulenia –bo ma boleć– ciąże nastolatek, studia za cenę prostytucji i AIDS, na to już nie sposób zamykać oczy. I pomyśleć, że tyle organizacji niby walczy z tą patologią! Nawiasem wtrącając, nigdy i nigdzie nie spotkałam, żeby Kościół z tym walczył, a przecież wszędzie jest. Kiedy patrzę w oczy tego dziecka (na zdjęciu), niosącego na plecach dziecko, zawsze czuję żal do samej siebie.
Jadwiga Wojtcakz-Jarosz "Kobiety Afryki. Obyczaje, tradycje, obrzędy, rytuały cz.2"
Stron: 252
Wydawnictwo: Psychoskok