Struktura strachu. „Siskele” Bartłomieja Biesiekirskiego

Adrian Jaworek
Adrian Jaworek
Kategoria książka · 2 kwietnia 2015

Co może wydarzyć się małej rybackiej osadzie? Okazuje się, że wszystko to, co najgorsze i najbardziej przerażające.

 

Zdarza się, że określenie „literacki horror” nie niesie ze sobą niczego dobrego. Służy przygotowaniu czytelnika na zderzenie się z całkowitym beztalenciem, z produktem grafomana, z tekstem pozbawionym stylu. Do Siskele Bartłomieja Biesiekirskiego nie pasuje żadne z poprzednich określeń. Jest to solidnie napisany horror, który dostarcza odbiorcy wrażeń i trzyma w napięciu do samego końca.

 

 

Przyznam szczerze, że literatura grozy rzadko do mnie przemawia. Przyczyn należy szukać w moim, wyniszczonym przez różne horrory kategorii Z, guście. Ale wciąż trafiam na autorów tworzących sugestywne obrazy poruszające moją wyobraźnię. Tak było z Siskele. Trzeba przyznać, że twórca tego tekstu nie stosuje żadnych tanich chwytów, horror w wersji Bartłomieja Biesiekirskiego, to przemyślana fabuła, interesujący nieprzeźroczysty styl i bardzo dobra narracja. Rzecz gustowna, godna uwagi osób, które na co dzień wybierają inne książki. Warto sięgnąć po tę pozycję, aby zobaczyć, że czytelnika można straszyć także w wyrafinowany sposób, a nie tylko epatując rozczłonkowanymi ciałami i plującymi krwią wampirami.

 

Czytanie horroru polega na odczuwaniu nie tyle strachu, ile wewnętrznego napięcia pobudzanego ciekawością o losy bohaterów. W dobrej literaturze grozy boimy o nich,co przekłada się na uważne obserwowanie świata przedstawionego. Wytrawny czytelnik od razu wyłapuje nieścisłości, niedociągnięcia, które pozbawiają go przyjemności lektury. Właśnie do takich osób skierowane są Siskele, ponieważ na próżno szukać w tej książce defektów. Bohaterowie są ciekawi, ich emocje bardzo żywe, konflikt stanowiący fundament fabuły długo pozostaje ukryty, dlatego jego stopniowe ukazywanie wzbudza dreszcze. Bartłomiej Biesiekierski daje się poznać jako mistrz powolnego odsłaniania tajemnicy. W tym celu sięga do mrocznych zakamarków ludzkiej duszy i wyzwala w swoich postaciach wszystko to, co może być w człowieku najgorsze. Siskele przeraża, ponieważ fabuła tej książki opiera się na sile nienawiści, na pragnieniu zemsty przenikającym atmosferę małej rybackiej osady. I to jest wspaniałe! Zamiast pochodu wygłodniałych zombie, czytelnik otrzymuje narrację mówiącą o społeczności kontrolowanej przez nienawiść.

 

Właśnie tego zamknięcia w lokalności nie byłem pewien, gdy zaczynałem lekturę. Filmów realizujących motyw odciętej od świata osady, w której dzieją się przerażające rzeczy znamy setki. Gdyby poszukać, to zapewne znalazłoby się drugie tyle książek. Bardzo łatwo wpaść w sztampę korzystając z tego motywu. Bartłomiejowi Biesiekierskiemu udaje się wyjść z tej konfrontacji obronną ręką. Delikatnie zmienia ten schemat, poprzez przeniesienie akcentów – zamknięcie osady jest pozorne, przez co rybacka wioska nie znajduję się poza historią. Mieszkańców Siskele dotykają ważne wydarzenia, jak na przykład wojna światowa, ale ta mieścina zdaje się być umieszczona na peryferiach czasu. Historia delikatnie smaga niektórych bohaterów, pozostawia na nich ślady, podobnie jak ich zewnętrzne pochodzenie. Ale dopiero w momencie pozostania w Siskele uaktywniają się w nich tajemnicze siły powodujące powolną utratę człowieczeństwa i przeistaczania się w przedmioty.

 

Obserwowanie tego procesu to najbardziej przerażający element Siskele. Szczególnie w momencie, w który czytelnik zdaje sobie z tego sprawę. Wywołuje to niezapomniane wrażenia.