W swoich literackich podróżach miałem moment, w którym trafiłem na prozę Łukasza Orbitowskiego. Był to zbiór opowiadań Nadchodzi i pamiętam, że nie wszystkie zawarte w nim teksty mnie zachwyciły. Na pewno rozbudziły moją ciekawość. Dlatego zacząłem poszukiwać, przeglądać katalogi biblioteczne i czytać.
Przełom nastąpił, gdy sięgnąłem po Szczęśliwą ziemię. Postanowiłem, że zacznę poznawać twórczość autora od rzeczy najświeższej. Zachwyciłem się. Świat przedstawiony po prostu mnie wciągnął. Potem było Tracę ciepło i spacer po Świętym Wrocławiu. Na tym moje poznawanie twórczości Łukasza Orbitowskiego się skończyło. Zostało mi jeszcze kilka pozycji, ale postanowiłem najpierw upolować Horror Show. Z pomocą przyszła mi Korporacja Ha!Art, która w tym roku wznowiła debiutancką powieść Łukasza Orbitowskiego.
Książka nie jest gruba, ma trochę ponad 100 stron. Czyta się ją świetnie, jest bardzo dobrze napisana i dostrzegam w niej pewne elementy, które można zauważyć w pozostałych dziełach Łukasza Orbitowskiego – przede wszystkim jest to fascynacja przestrzenią i miejscem.
Przestrzeń Giełdziarza
Miejscem akcji jest Kraków. Noszę w sobie pewien stereotyp tego miasta. Uznaję je za dawną stolicę Polski, zachwycam się kościołem Mariackim i Rynkiem oraz widzę w nim kolebkę polskich artystów. Tyle. Po raz pierwszy to wyobrażenie rozmontował mi Marcin Świetlicki w swojej serii powieści kryminalnych, a teraz przyszedł czas na Łukasza Orbitowskiego, który pokazuje Kraków w zdecydowanie mrocznych barwach. Bywa duszno i niebezpiecznie, ludzie sztuki stają się ważni tylko, gdy przesiadują w knajpach, okazuje się, że dawna stolica Polski pełna jest szarych ludzi.
Miasta, miasteczka i wsie – to przestrzenne fascynacje Łukasza Orbitowskiego. Umieszcza w nich postacie, które bardzo często są ściśle związane z określonymi miejscami i te relacje nie zawsze są łatwe. W przypadku Horror Show na pierwszy plan wychodzi Giełdziarz i jego giełda. Jest to miejsce wypełnione ludźmi, szare i bogate w przedmioty. Przypomina agresywny supermarket. Najważniejsza jest umiejętność poszukiwania okazji, bo nic nie pomaga w ich znalezieniu. Trzeba wykazać się spostrzegawczością i kunsztem w nawigowaniu pomiędzy stoiskami. Dopiero wtedy giełda nagradza poszukiwacza wyjątkowymi artefaktami.
Fragmenty związane z giełdą dobrze czyta się, gdy ktoś był przynajmniej raz w takim miejscu. Dzisiaj to już historia, Internet pożera wszystko. Dlatego tak ważne są wspomnienia zachowane w bursztynie literatury. Współcześnie Giełdziarza można postrzegać jako relikt, ducha zamierzchłej przeszłości i raczkującego kapitalizmu, ale także osobę zaradną i potrafiącą dobrze ukrywać swoją działalność (sprzedaż pirackich płyt). Kto dzisiaj zdobyłby się na takie poświęcenie czasu? W zasadzie nikt. Wystarczy wyszukiwarka. Nie trzeba ruszać się z miejsca.
Przestrzeń Horror Show to ciemny czas sprzed panowania nowoczesnych technologii. Jest to okres pozbawiony światła Internetu. Ale czy to znaczy, że jest ona gorsza? Nie. Jest wyjątkowa, bo różnice w postrzeganiu rzeczywistości zachowały się w prozie Łukasza Orbitowskiego. To nie jest tak, że uderzają one w czytelnika jak rzymski miecz w barbarzyńcę. Aby je dostrzec trzeba urodzić się w czasach „przed” dominacją Internetu. Wtedy książka nabiera nowych wartości, ponieważ łączy w sobie kilka okresów: czytelnika (czyli moment lektury), Giełdziarza (czas dominacji giełdy i raczkujących technologii) oraz Wuja. W ostatnim przypadku należy zakopać się jeszcze bardziej w bagno przeszłości.
Przestrzeń Wuja
Wuj – drugie widmo w Horror Show. Pierwszym jest Giełdziarz, który swoją tożsamość tworzy dopiero w wyniku konfrontacji z tym ożywieńcem. Wuj chodzi, spiskuje i poszukuje swojego przyjaciela Brandona. W przypadku tej postaci, Łukasz Orbitowski, tworzy historię o odrzuceniu, cierpieniu i samotności. Ta negatywność u Wuja przejawia się do samego finału, jest niwelowana dopiero poprzez poczynania Giełdziarza, który zapewnia mu wieczny odpoczynek. Ale ta postać widzi też Kraków, zupełnie odmienny od tego, który pamięta.
Dla Wuja miasto to stało się obce. Najpierw pożarło okoliczne wioski, potem zaczęło szarzeć i piąć się w górę, na koniec zostało pokryte reklamami. Dawny Kraków znikł, upadł i stracił swoją siłę. Dawniej można było go porównać do smoka powiększającego swoje terytorium, a współcześnie – dla Wuja – stał się pstrokatą, wprawdzie dużą ale jednak, jaszczurką. Dlatego postać ta staje się widmem na dwóch płaszczyznach – jako nieumarły oraz ożywione, bolesne wspomnienie. Tym bardziej ważny staje się konflikt pomiędzy Wujem, a Giełdziarzem.
To jest konfrontacja pomiędzy dwoma porządkami – tym starym, rzekomo dobrym, ale utraconym oraz nowym, nastawionym wyłącznie na jedną wartość, czyli pieniądze. W końcu do konfliktu dochodzi w wyniku niefortunnej (dla Giełdziarza) transakcji – nabył puzzle oraz świecznik w swoim królestwie z pełną świadomością, że towar jest trefny. Potem, już nieświadomie, spotkał się z Brandonem i udzielił mu, chwilowego, schronienia. Łukasz Orbitowski podkreśla przywiązanie widm do rzeczy, którego wynika z wartości emocjonalnej (puzzle związane są z Wujowym okresem szczęścia), a nie materialnej.
Dlatego konfrontacja Giełdziarza i Wuja jest tak silna. W jej wyniku doszło do wytrącenia się tożsamości pierwszego, przypomniał sobie swoje imię i zaczął istnieć. Tak w pełni, a nie tylko na giełdzie.
Czytajcie Orbitowskiego!
Warto sięgnąć po Horror Show i zapoznać się z tą wielowarstwową powieścią grozy. Wrażenia są niezapomniane, fabuła wciąga, a inny Kraków zadziwia. Potem trzeba przeczytać koleje powieści tego autora i przyjrzeć się jego fascynacji miejscami, która przybiera najróżniejsze barwy. Ale przeważają te najbardziej mroczne.