Drapieżna dziewczynka jako przedmiot pożądania. „Pupilla” Katarzyny Przyłuskiej-Urbanowicz

Dariusz Szymanowski
Dariusz Szymanowski
Kategoria książka · 2 września 2014

Chciałbym widzieć jak czytelnicy, z wypiekami na twarzy, przerzucają kolejne kartki tej książki. Jedni zechcą odnaleźć w niej odpowiedź na pytanie o źródło ludzkiego pożądania, inni będą chcieli trafić na dowody pedofilskich skłonności dorosłego mężczyzny do młodej, niedojrzałej jeszcze seksualnie tytułowej Pupilli. Taka czy inna motywacja do przeczytania książki Katarzyny Przyłuskiej-Urbanowicz nie ma jednak większego znaczenia. Ważne jest, aby choć na chwilę pobyć z tą historią sam na sam.

 

Pupilla powstała jako praca doktorska Przyłuskiej-Urbanowicz w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. I tu z góry należy zaznaczyć, że jako taka, jest wnikliwym studium na temat figury nimfetki, czy jak chciałaby widzieć ją autorka: „nieśmiertelnego demona w postaci małej dziewczynki”. Ale książka wydana przez słowo/obraz terytoria jest, przy całym badawczym obudowaniu (imponujacej bibliografii, szerokim kontekstom i naukowej erudycji), po prostu fascynującą lekturą na temat, który dotyka każdego człowieka, nie tylko badacza kultury, antropologii, historii sztuki czy filozofii. Temat ten zawiera się w jednym słowie. Powiem to słowo: pożądanie.

 

Same, przywołane przez Przyłuską-Urbanowicz, postaci dwudziestowiecznych nimfetek i ich historie, m.in. najbardziej chyba postrzeganej jako taka, Dolores Haze z Lolity Nabokova, są oczywiście dla czytelnika interesujące, ale jak sądzę sedno tej książki, jej najgłębszy sens znajduje się gdzie indziej. Należy go szukać w sposobach patrzenia na nimfetkę, a więc w dystansie do obiektu i świetle, którego wagę podkreślał sam Nabokov.

 

W kontakcie z „drapieżną dziewczynką” jako „przedmiotem pożądania” (przedmiotem jedynie wg mężczyzny) jest ważny bowiem nie tylko dystans, odległość od podglądanego obiektu, istotne jest również odpowiednie światło, które padając pod odpowiednim kątem jest w stanie wydobyć z nimfetki granice jej niebezpiecznego piękna. Patrzenie na młodą, zdawać by się mogło niewinną dziewczynkę, której ciało nie zaznało jeszcze fizycznej rozkoszy jest dla starszego mężczyzny przeżyciem z gatunku misterium tremendum et fascinans, a jego spojrzenie na nią jest z gruntu grzeszne, podszyte chęcią zawładnięcia jej ciałem, zniewolenia i podporządkowania, ale zarazem – trochę w myśl ryserskiego kodeksu, a trochę dzieł Sacher-Masocha – chęci zostania poddanym jej woli, w końcu niewolnikiem.

 

Te pożądliwe spojrzenie Humberta Humberta na Lolitę może być – w szerszym kontekście – spojrzeniem człowieka na dzieło sztuki. Zainteresowanie – podniecenie – chęć odkrycia tajemnicy – pragnienie – pożądanie – zespolenie – samounicestwienie, wszystkie wymienione tu uczucia towarzyszą zarówno bohaterowi powieści Nabokova jak i – znanemu z anegdot – mężczyźnie, który codziennie odwiedzał krakowskie Sukiennice, aby stać godzinami zapatrzony w Szał uniesień autorstwa Podkowińskiego. Sam zresztą obraz Władysłwa Podkowińskiego, przedstawiający rudowłosą młodą kobietę, która w geście uniesienia, wręcz szczytowania, daje się porwać dzikiej i nieokiełznanej naturze karego, demonicznego konia, może być pomocny w zrozumieniu niszczycielskiej mocy pożądania. Szał uniesień interpretowany jest często jako „symbol niszczycielskiej siły instynktów i namiętności”. Dzieło zostało po raz pierwszy zaprezentowane w warszawskiej Zachęcie 8 marca 1894 roku. Pokazowi towarzyszyła atmosfera skandalu. Już pierwszego dnia obraz obejrzało tysiąc osób, a przez ponad miesiąc trwania ekspozycji liczba ta urosła do około dwunastu tysięcy. Skąd więc siła takiego oddziaływania? Podobnie Lolita, która uwodzi przecież nie tylko Humberta Humberta, ale także policjanta drogówki, pracownika stacji benzynowej, kolegów ze szkolnego obozu.

 

Grzeszna natura naszego spojrzenia na nimfetkę czy dzieło sztuki, które poraża nas i zniewala, każe nam przekroczyć granicę, za którą na Humberta czekał już obłęd i szaleństwo, które doprowadziło go do popełnienia zbrodni. Chodzi tu zatem o podjęcie decyzji o przekroczeniu tej granicy – mówi Przyłuska-Urabnowicz. Według autorki, Nabokov i Nowosielski tej granicy nie przekroczyli, mimo tego, że z nimfetką jako symbolem piękna wcielonego przebywali sam na sam, ale zawsze w oddaleniu, trzymając na dystans swoje pożądanie. Dystans ten pozwolił im w jak najdokładniejszy sposób opisać naturę piękna i ludzkiego pożądania piękna. Dobrą figurą do przedstawienia sytuacji, w której człowiek pożąda czegoś, co z pewnością doprowadzi go do unicestwienia, mogłaby być zatem ćma. Jej odwieczne pragnienie światła w większości przypadków kończy się oślepieniem, spaleniem, śmiercią. Dzieje się tak, gdy zaczynamy czuć się posiadaczami przedmiotu fascynacji; gdy jesteśmy już blisko niego, gdy wydaje nam się, że już go posiedliśmy, zdołaliśmy opanować, że kontrolujemy sytuację. I tak, podczas gdy dorosły mężczyzna myśli o nimfetce jak o przedmiocie swojego pożądania, ona jest w istocie podmiotem, który rozdaje karty. Nimfetka to modliszka, której celem jest unicestwienie obiektu, który ją pożąda. I to unicestwienie uchodzi jej z zimną krwią, jakby dla zabawy, chociaż w początkowej fazie takie postępowanie wydaje się być zupełnie niezrozumiałe nawet dla niej samej.

 

W takich sytuacjach badaczka upatruje źródła męskości nimfetek. Nimfetki posiadają, wg Przyłuskiej-Urbanowicz, szereg cech męskich (przywództwo, podbój, zdobywanie, uwodzenie i potrzebę kontrolowania), za które w sensie fizjologicznym odpowiada wysoki poziom testosteronu, który w takim stężeniu występuje przecież u samców alfa. Nimfetka nie jest więc prawdziwym dzieckiem – „jest widmem, demonem, żywiołem. Jest wszystkożerna, wszechpożądająca, realizuje się w tym, że pochłania – i to pochłania w sposób, który jest całkowitym przeciwieństwem sposobu korzystania ze świata, jaki jest znany Humbertowi Humbertowi, czyli studiowania literatury czy słuchania muzyki klasycznej. Lolita jest żywiołem powierzchni i tego, co kiczowate” – mówi autorka w wywiadzie udzielonym Marcie Buszko na łamach czystopisu.pl.

Czytając Pupillę nie opuszczało mnie pytanie o postać samego mężczyzny. W konfrontacji z nimfetką okazywał się on bowiem służalczym, skarłowaciałym starcem, którego przy życiu utrzymywało jedynie pożądanie młodej dziewczyny. Jego oko zawsze było skierowane na jej ciało, które wydawało mu się być źródłem spełnienia, a okazywało się ostatecznie być przyczyną jego tragedii. Mężczyzna, którego opisuje Katarzyna Przyłuska-Urbanowicz to taki „podstarzały, lubieżny intelektualista”, zupełnie jak bohater wiersza Czesława Miłosza pt. Uczciwe opisanie samego siebie nad szklanką whisky na lotnisku, dajmy na to w Minnealpolis:

 

Moje uszy coraz mniej słysza z rozmów, moje oczy słabną, ale dalej są nienasycone.

 

Widzę ich nogi w minispódniczkach, spodniach albo w powiewnych tkaninach,

 

Każdą podglądam osobno, ich tyłki i uda, zamyślony, kołysany marzeniami porno.

 

Stary lubieżny dziadu, pora tobie do grobu, nie na gry i zabawy młodości.

 

Nieprawda, robię to tylko, co zawsze robiłem, układając sceny tej ziemi z rozkazu erotycznej wyobraźni.

 

Nie pożądam tych właśnie stworzeń, pożądam wszystkiego, a one są jak znak ekstatycznego obcowania.

 

Nie moja wina, że jesteśmy tak ulepieni, w połowie z bezinteresownej kontemplacji, i w połowie z apetytu.

 

Zdaję sobie sprawę, że, być może, mówiłem tu o książce, która niejednego czytalenika zdoła obruszyć. Jest w nas bowiem tyle samo dewocji, co dewiacji. Ale ufam, że chociaż niektórych, którzy sięgną po Pupillę, uchroni od myślenia, że jesteśmy w stanie opanować i zawłaścić kogoś lub coś, co nas pochłania, fascynuje i podnieca. I że zrozumieją, jak bardzo bezbronni jesteśmy w naszym pożądaniu piękna.

 

 

 

 

Katarzyna Przyłuska-Urbanowicz, Pupilla. Metamorfozy figury drapieżnej dziewczynki w wyobraźni symbolicznej XX wieku

wyd. Słowo obraz terytoria, Gdańsk 2014,

s. 325.