Bohater z Opola. „Wilq Superbohater” nr 20

Adrian Jaworek
Adrian Jaworek
Kategoria książka · 17 maja 2014

Kto nie boi się Trój Palczastej Dłoni z Ciasta? Kto pokonał rekina w trawie? Tak! To WILQ!

 

Po raz pierwszy Wilq pojawił się na mojej półce w 2007 roku. Do dziś pamiętam emocje, które towarzyszyły mi w trakcie lektury zeszytu o – jakże dźwięcznej – nazwie Jednogłowy pirat. Te dwa słowa, zestawione razem w równoważnik zdania, oddają wszystko to, co odbiorca znajdzie w każdym komiksie stworzonym przez Bartosza i Tomasza Minkiewiczów. Autorzy wręcz atakują czytelnika ironią, sarkazmem i sowimi nietypowymi obserwacjami rzeczywistości.

 

Kim jest Wilq? To superbohater, który posiada nadludzką siłę, zręczność, gra świetnie w Quake III i na dodatek potrafi latać. Prywatnie pracuje w agencji reklamowej, gdzie przekleja teksty z Worda do Corela. Towarzyszą mu wszechobecny Jur (wszystkie postacie drugoplanowe), AlcMan (człowiek, którego organizm sam wytwarza alkohol, też superbohater), Entombet (superłotr będący w dalszym ciągu przyjacielem Wilqa, uwielbia patisony i ma bardzo specyficzny sposób wysławiania się), Mikołaj (też superbohater, jego supermoc to umiejętność dotykania okiem) oraz Słaby Wielbłąd (koleżanka Wilqa, która skrycie go kocha, lubi ryż). Wszystkie te postacie mieszkają w Opolu, które jest – cytując ostatni album Wilqa – kolebką szczęśliwej ludzkości i miastem symbolem. Jest też areną, na której rozgrywają się przygody Wilqa i miejscem nieustannie zagrożonym. Na szczęście bohater czuwa! I prawie zawsze jest gotów do akcji!

Jak mawiał trener Piechniczek: „Jeśli nie ma czasu na rozgrzewkę – oddychaj przez nos”*

 

Powiedźmy to sobie szczerze, nie owijajmy w chińską bawełnę – Wilq to żaden superbohater. Stanowi przykład antysuperbohatera, czyli postaci przeciwstawiającej się wszystkim Supermenom i innym Batmanom. W polskim komiksie, takich antypostaci znajdziemy kilka. Wilq stoi w rzędzie razem z Jeżem Jerzym albo Likwidatorem. Ale dla mnie to właśnie obrońca Opola jest najciekawszy. Mam coś czego, tym dwóm brakuje.

 

Przede wszystkim bracia Minkiewiczowie umiejętnie operują ironią i wulgaryzmami. To świetni obserwatorzy, którzy z łatwością wyczuwają dominujące w społeczeństwie tendencje oraz stereotypy i potrafią je obśmiać z klasą. W ich komiksach nie ma bezmyślnego nabijania się z różnych klas społecznych, ale umiejętne pokazywanie, że absolutnie wszyscy uwikłani jesteśmy w pewne skróty myślowe. Autorzy Wilqa biorą na celownik właśnie te skrótowce oraz inne klisze, a potem tworzą z nich komiksy.

 

Wilq to też rozpoznawalna, bardzo prymitywna kreska, która jednocześnie przyciąga i odrzuca. Nie da się ukryć, że wszystkie kadry rysowane są w bardzo oszczędny sposób, ale nie można odmówić autorom pewnego pomysłu. Sposób tworzenia współgra ze światem przedstawionym. Nie mam na myśli tego, że jest tak samo prymitywny, raczej wskazuje na to, że należy zachować odpowiedni dystans w stosunku do tego, co proponują autorzy. Bez tego lektura Wilqa jest niemożliwa, ponieważ znajdujące się w tych komiksach żarty cechuje różny poziom wybredności. Dlatego na okładce zaraz obok stwierdzenia „Tylko dla dorosłych” powinno pojawić się „Nie dla przewrażliwionych na jakimkolwiek punkcie”. Cała reszta może czytać i – mam nadzieję – dobrze się bawić.

Jak mawiał trener Piechniczek: „Każde pytanie może być zagadką”

 

Najnowszy zeszyt nosi tytuł Syfon i papierosy. Znajdują się w nim cztery historie, a w trzech nich znajduje się wszystko to, co najlepsze w Wilq. Wykorzystanie niektórych elementów (np. przywoływanie ducha) może zaskoczyć nowych czytelników, natomiast dla odbiorców, którzy są z Wilqiem dłużej niż jeden numer, będzie to dowód na to, że bracia Minkiewiczowie w dalszym ciągu są w stanie wywołać histeryczny napada śmiechu. Jednak mam z 20 zeszytem (tak, już tyle Wilqów się ukazało) pewien poważny problem.

 

Najdłuższa historia opowiada o początkach służby komisarza Gondora, dlatego nosi tytuł Gondor pierwszy trop. Akcja rozgrywa się w Opolu, w 1982 roku. Gondor trafia do wielkiego miasta i musi zmierzyć się, z groźnym i ukrywającym swoją twarz pod ręcznikiem, złoczyńcą. Wątek przeplatany jest podróżami do współczesności, w której Wilqu musi zawieźć urzędnika do urzędu miasta. Sprawa niby prosta, ale ów przedstawiciel władzy nie może opuścić osiedla Malinka. Historia składa się z dwóch płaszczyzn, jednak problem polega na tym, że o wiele bardziej interesujące są krótkie paski ze współczesnym Wilqiem. Gondor z przeszłości jest nudny.

 

Autorzy do opowiedzenia tej historii wykorzystali schemat znany z powieści kryminalnej. Wybrali na to idealny moment, ponieważ gatunek ten jest aktualnie bardzo popularny. Jednak ich historia stała się zwykłym potworkiem. Fabuła w kryminale powinna wciągnąć, a w przypadku próby pastiszu, powinna być odpowiednio przerysowana. Nic takiego nie ma tutaj miejsca. Co prawda autorom zdarzają się tutaj przebłyski geniuszu, ale przypominają one migająca w ciemności, na drugim rzeki, latarkę. A szkoda, ponieważ w pozostałych historiach brylują swoim charakterystycznym dowcipem. W opowieści o pierwszym poważnym śledztwie Gondora nie ma interesujących zwrotów akcji, postacie są nudne, a absurd wymuszony. A szkoda, ponieważ temat sam w sobie jest ciekawy, bo na pewno każdy fan Wilqa chciałby poznać początki komisarza Gondora.

Jak mawiał trener Piechniczek: „Przegraliśmy mecz, ale mamy piłkę”

 

Dwudziesty zeszyt Wilq nie jest słaby, tylko nierówny. Daleki jestem od stwierdzenia, że ta formuła opisywania i wyśmiewania rzeczywistości się wyczerpała. Być może bracia Minkiewiczowie przeżywają słabszy okres w swojej twórczości, ponieważ pamiętam, że dłuższe historie również trzymały wysoki poziom. Szkoda, że przypadku dwudziestej odsłony przygód obrońcy Opola tak nie jest.

 

*Śródtytuły to ukłon w kierunku fanów Wilqa, którzy nie skończyli przebrani za wiedźmina i nie czekają na klientów w jakiejś agencji towarzyskiej dla fanów fantasty w Mysłowicach.

 

Bartosz Minkiewicz, Tomasz Minkiewicz, Wilq Superbohater nr 20

BM Vision

okładka miękka, 40 stron