Zdrowo oszukani. „Buenos Aires” Marty Handzlik

kresowiak
kresowiak
Kategoria książka · 27 lutego 2014

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o Buenos Aires nie mogłam oprzeć się pokusie poznania i postanowiłam zgłębić marzenie autorki ukryte w topografii miasta doświadczonego przez historię, bogatego w kulturę, odległego o setki mil. Książki podróżnicze, szczególnie te o hasłowych tytułach nawiązujących do określonego obszaru geograficznego przyciągają czytelnika najbardziej – najłatwiej i najmocniej przywołują bowiem systemy wyobrażeń na temat danego rejonu.

 

Kolejną zachętą była okładka – profil Evity przemawiającej do ludu naniesiony w dwukolorze na panoramę stolicy Argentyny. Na rewersie można było przeczytać o czym utwór traktuje i jakie są jego walory, co było inspiracją do napisania książki, kim jest autorka i co udowadnia. Według tych swojego rodzaju listów polecających wraz z nią przemierzamy ogromne miasto, chłoniemy jego gwar, zapach, wdychamy wilgotne powietrze, przeżywamy fascynację odmiennością.

 

Niespełna trzydziestoletnia Marta Handzlik, jak dowiadujemy się na pierwszych stronach, jako nastolatka zafascynowała się postacią Evy Marii Duarte, kobiety z nizin która została żoną prezydenta Argentyny – Juana Perón – i zapewniła mu poparcie milionów rodaków. Autorka relacjonuje podróż do Buenos Aires, podczas której studiuje życiorys Evity oraz klimat miasta w jakim się znalazła.

 

Niestety, już od pierwszej strony czytelnik może czuć się zdrowo oszukany. Pochlebnymi recenzjami, ciekawą okładką i poleceniami na odwrocie książki. Toporny styl pisania, błędy stylistyczne, gramatyczne i składniowe, monstrualne złożenia zdań sprawiające trudności ze zrozumieniem co autorka właściwie chciała przekazać to tylko początek góry lodowej. W jednym z rozdziałów Marta Handzlik pisze: Z kim bym tutaj nie rozmawiała, jak tylko usłyszą, że chcę tu napisać książkę, pytają, czy jestem pisarką. Jakby tylko pisarze mieli monopol na pisanie książek. Myślę, że zanim ktokolwiek napisze książkę i pozwoli na jej opublikowanie powinien udoskonalić swój warsztat chociaż w stopniu minimalnym nawet jeśli nie zajmuje się pisaniem zawodowo czy z powołania.

 

Autorka posiada bardzo ubogi zasób słownictwa, porusza się w tekście jak we mgle. Styl przypomina szkolne wypracowanie licealisty niewprawionego jeszcze w kreowaniu dłuższych konstrukcji. Czasami przeradza się z kolei w coś na kształt plotkarskiej rozmowy kobiet w warzywniaku: Jedzie sobie taki cichutko i jak nie zagwiżdże! Zawału można dostać! Nie ominą nas również zdania typu: Generalnie notatki mam mega dziwne (...) czy Ehhhh... Marta Handzlik często myli pojęcia, używa słów niezgodnie z ich znaczeniem, mnoży powtórzenia albo próbuje ich uniknąć robiąc kolejne błędy.

 

Informacje zawarte w książce nie są w żaden sposób uporządkowane, górnolotne rozważania autorki przeplatane są encyklopedycznymi notkami na temat Evity, zdania oznajmujące często zakończone są znakiem zapytania. Nawet jeśliby pominąć powyższe problemy nie da się zignorować wrażenia, że książka nie została poddana jakiejkolwiek korekcie. Spacje pojawiają się sporadycznie w niewłaściwych miejscach, najbardziej rażące są jednak wielokropki liczące często po cztery, pięć znaków.

 

Odchodząc od strony technicznej tekstu należy naświetlić egocentryzm autorki i to z jakim nastawieniem podchodzi ona do świata a z jakim do siebie samej. Nie da się ominąć tego aspektu ze względu na to, że autorka jest jednocześnie narratorką i uczestniczką części opisywanych wydarzeń. Czytamy na przykład: Odkąd dowiedziała się, o czym zamierzam pisać książkę, codziennie raczy mnie opowieściami pod tytułem: „A dziś byłam w: Casa Rosada, Museo Evita...”. I tak dalej. Normalnie masakra.

 

Podaje nikogo nie interesujące szczegóły na temat własnych upodobań i przeżyć nijak mające się do myśli przewodniej utworu. Porównuje się do żony prezydenta Argentyny doszukując się wyimaginowanych podobieństw: Pod tym względem jestem trochę podobna do Evity. Ona zawsze wierzyła w swoje przeznaczenie. Wiedziała, że będzie kimś ważnym. (...) przeczuwała, że będzie artystką. (...) To w zasadzie dokładnie tak, jak ja. Przecież i ja w wieku piętnastu lat wyruszyłam do innego miasta, do szkoły z internatem. Handzlik chełpi się tym, że wyruszyła w podróż do Argentyny tak jakby było to rzeczywiście kwestią odwagi spełniania marzeń a nie majętności. Wtrąca bezsensowne dygresje mieszczące się w nawiasie, lub na całej stronie. Tym sposobem tracimy minutę życia na czytanie o tym, że autorka nie mogła zasnąć w nocy.

 

Gloryfikuje postać Evy Perón, idealizuje ją nie podając przy tym rzeczowych argumentów, podpierając się jedynie egzaltowanymi ogólnikami. Wykazuje się brakiem wiedzy ogólnej a swoje domniemania opiera na stereotypach.

 

Po lekturze Buenos Aires czytelnik dowie się kilku nowych rzeczy o Argentynie oraz postaciach związanych z jej historią. Do tego lepiej nada się jednak literatura fachowa, internet czy film dokumentalny. Niestety analizowana książka nie spełnia w moim odczuciu jakichkolwiek kryteriów upoważniających do druku.

 

 

Ewelina Pacławska

 

 

 

Marta Handzlik, Buenos Aires

Warszawska Firma Wydawnicza, Warszawa 2013

okładka miękka, stron 164