Pozwoliłam sobie w związku z tym na mały eksperyment myślowy. Czego powinnam obawiać się ja – młoda, pochodząca z robotniczej rodziny dziewczyna, pracująca na pół etatu w prywatnej firmie i kształcąca się na państwowej uczelni, mieszkająca w dużym mieście?
Współczesna służba zdrowia w Polsce boryka się z wieloma trudnymi do przeskoczenia trudnościami. Nie potrafiły sobie z nimi poradzić żadne rządy po 1989 roku, włącznie z dzisiejszym. Kolejne zmiany na stanowisku ministra zdrowia prędzej służyły partyjnemu PR-owi niż realnym potrzebom społeczeństwa, o czym można było przekonać się po piastowaniu urzędu przez Zbigniewa Religę czy Bartosza Arłukowicza. Poza wyrazistą osobowością nie mogli pochwalić się żadnymi prawdziwymi sukcesami na polu zarządzania ministerstwem. Dlaczego osoby o skądinąd dobrej woli nie potrafiły poradzić sobie z tak kluczową dla państwa dziedziną, jaką jest utrzymanie w zdrowiu obywateli własnego kraju? Gdzie popełniali błąd? Myślę, że winę ponosi niezrozumienie zasad gry neoliberalnej gospodarki, bazujące na wielkiej głębokiej wierze w dobrodziejstwa prywatyzacji oraz zatarciu się struktur klasowych czasu końca historii.
Autorzy Zdrowia, trzydziestego przewodnika przygotowanego przez zespół Krytyki Politycznej, bardzo dobrze zdają sobie z tego sprawę. Już dwa pierwsze eseje napisane przez Rafała Halika wprowadzają czytelników w temat zależności między pochodzeniem, ubóstwem a sytuacją zdrowotną, przy czym nie został on przedstawiony w sposób zbanalizowany; wszelkie subtelności dotyczące wykształcenia, miejsca zamieszkania czy sytuacji gospodarczej zostały uwzględnione. Spoglądając w ten sposób na „najkrócej żyjącego ze wszystkich Polaków”, samotnego, otyłego, bezrobotnego, mieszkającego w popegeerowskim miasteczku i szukającego zatracenia w używkach mężczyzny, siłą rzeczy musimy zwrócić uwagę na czynniki zewnętrzne kształtujące jego problemy zdrowotne. Być może taki radykalny przykład sprawia, że czujemy się bezpieczniejsi, ale wystarczy odpowiedzieć sobie na kilka pytań: jak długo byłem/-am bezrobotny/-a? jak często palę papierosy? jak często sięgam po alkohol? czy regularnie się odżywiam? czy mam łatwy dostęp do publicznej służby zdrowia?, aby nasze poczucie bezpieczeństwa zostało łatwo zachwiane.
Pozwoliłam sobie w związku z tym na mały eksperyment myślowy. Czego powinnam obawiać się ja – młoda, pochodząca z robotniczej rodziny dziewczyna, pracująca na pół etatu w prywatnej firmie i kształcąca się na państwowej uczelni, mieszkająca w dużym mieście? Moim mieczem Damoklesa (i jak podejrzewam, wielu kobiet w różnych sytuacjach życiowych) jest niechciana ciąża.
Część przewodnika jest poświęcona także zdrowiu reprodukcyjnemu. Hipokryzja państwa, które pozwala na dokonanie aborcji tylko w skrajnych przypadkach, rzutuje na poczuciu bezpieczeństwa i zdrowiu wszystkich Polek, a pośrednio również ich partnerom. Trzeba pamiętać, że żyjemy w miejscu, w którym istnieje takie kuriozum, jak Stowarzyszenie Farmaceutów Katolickich (sic!), a w wywiadzie Jasia Kapeli z Weroniką Chańską dowiadujemy się wręcz, że dla niektórych wybranie zawodu medycznego jest działaniem o charakterze politycznym. Taki lekarz, taki farmaceuta może odmówić wypisania recepty czy wydania leków kierując się klauzulą sumienia. Problemu możemy nie mieć ze znalezieniem innego specjalisty w dużym mieście, ale co mają zrobić mieszkańcy małych miasteczek i wsi, gdzie często jest tylko kilka lub zgoła jedna osoba zajmująca się zdrowiem reprodukcyjnym?
Niestety na próżno szukałam w książce informacji o antykoncepcji mężczyzn. Właściwie jedyne, czego autorzy eseju „Zdrowie reprodukcyjne w Polsce, czyli jak coś robić, żeby nic nie robić” oczekują po męskim partnerze seksualnym, jest prezerwatywa. Oczywiście trudno promować takie rozwiązania, jak wazektomia, po której jest zaledwie 30% szans na spłodzenie potomstwa, ale niewątpliwie niewielu mężczyzn w ogóle wie o takiej możliwości. Są natomiast prowadzone badania nad męskimi sposobami antykoncepcji, np. hormonalne czy farmaceutyczne. Myślę, że wszelkie sposoby odciążające kobiety od obowiązku zabezpieczenia się, czyli traktowania tego jako wspólną sprawę partnerów seksualnych, są godne ujęcia w szerszą perspektywę. Nie wątpię, że ta rzecz zostanie nadrobiona albo w kolejnych wydaniach, albo przy innej okazji, chociażby na wydawanym przez KP „Dzienniku Opinii”.
Inną i nie mniej ważną sprawą są zaniechania strukturalne służby zdrowia. Nawet gdy już zdarzy się nam zachorować, musimy zmierzyć się z nieudolnie zrestrukturyzowanym systemem. Oprócz oczywistych niedogodności związanych z korupcją (ten temat rewelacyjnie podjęty w tekście „Dlaczego mają nie być bogaci?” Carla Elliotta oraz rozmowie z Pauliną Polak), brakiem pieniędzy na świadczenia, drogiej terapii i diagnostyki, stoimy przed problemem braku motywacji osób, dzięki którym to wszystko wciąż działa: lekarzy i pielęgniarek. Maciej Biardzki opisuje coraz mniejszą rolę lekarza rodzinnego w naszym życiu, którego rola zniżyła się do zwyczajnego przekierowywania do innych specjalistów. Pielęgniarki zaś, co wykazuje Julia Kubisa, nie są traktowane w partnerski sposób ani przez personel medyczny szpitali, ani przez władze. Skutkiem jest nałożenie na ten zawód obowiązków znacznie przekraczających ich wartość w przełożeniu na pensję, a także niewielka liczba pracujących ludzi w tym charakterze. W Polsce na tysiąc mieszkańców przypada 5,0 pielęgniarek i położnych. Dla porównania: w Niemczech jest to 9,6, a na Węgrzech 8,6.
Wydaje się, że właśnie dlatego potrzebujemy takich publikacji jak Zdrowie. Nie chodzi o wskazanie absurdów, o których może powiedzieć każdy czekający w kolejce do specjalisty w przychodni. Wszystkim powinno zależeć na czymś więcej: dogłębnym rozpoznaniu palącego problemu, jakim jest spadek jakości służby zdrowia. Autorzy esejów zawartych w niniejszym tomie starali się kompleksowo streścić nam najważniejsze kwestie związane z edukacją, strukturą społeczną i doraźnymi potrzebami z dziedziny zdrowia. To nie jest lektura wyłącznie dla osób zajmujących się zawodowo medycyną, choć dla nich akurat powinna być obowiązkowa. Przeczytanie przewodnika pomoże nam zrozumieć także, jakie mamy prawa i obowiązki wobec siebie nawzajem. Szczególnie przydatna to wiedza, gdy trafimy kiedyś do szpitala – czy to w charakterze pacjenta, czy usługodawcy.
Mam cichą nadzieję, a powiem to wam w tajemnicy, że im bardziej będziemy świadomi z czym mamy do czynienia w kwestach zdrowotnych, tym łatwiej, wspólnie, przyjdzie nam zawalczyć o zmianę. Czas aby życie dorównało literaturze, abyśmy mieli życie na miarę literatury. Także tej „fachowej”.
Martyna Daszyńska
Zdrowie. Przewodnik Krytyki Politycznej, praca zbiorowa
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012
okładka miękka, stron 360