Anna Nunek – „Czworaczki"

Agnieszka Pilecka
Agnieszka Pilecka
Kategoria książka · 30 marca 2013

Anna Nunek, nie wiadomo dlaczego gdzieś pędzi, gna. Od początku widać, że ma coś do przekazania, ale chce zrobić to szybko. I robi to niesamowicie szybko. Coraz szybciej, jak gdyby chciała skończyć pisać, jeszcze zanim tak naprawdę zacznie.

Czworaczki. Tekst na okładce głosi: „Brawurowo opowiedziana przygoda czterech studentek, które poznają niezwykłych braci […] wątki sensacyjne, kryminalne i przygodowe.”  – To może być ciekawe – pomyślałam. A może nie tyle ciekawe, co krótkie i szybkie do przeczytania i zrecenzowania. A ciekawe pod tym względem, że poznam twórczość debiutującej autorki. W dodatku akcja miała toczyć się w Gdańsku – moim rodzinnym mieście, więc tym bardziej chciałam to przeczytać.

 

Listonosz przyniósł mi paczkę od wydawnictwa WFW. Myślałam, że koperta jest pusta. Okazało się, że chowa się w niej książeczka , tak cieniutka, że można pomylić ją z jakąś reklamą. Dlatego też momentalnie odłożyłam to, co akurat czytałam i chwyciłam nową zdobycz. I jak już raz ją złapałam, tak trzymałam do samego końca, bowiem czytało się niesamowicie lekko.

 

Od pierwszych zdań Nunek łapie nas za rękę i wciąga do swojego świata. Jednak wprowadza nas tam zdecydowanie za szybko. Cztery bohaterki opisane są już na pierwszej stronie. Mimo iż jestem świeżo po lekturze, nie potrafię dopasować wszystkich imion do tego, czym zajmują się na co dzień. I tak jak po przeczytaniu jakiejś opowieści, czy już nawet w jej trakcie, widzę oczyma wyobraźni bohaterów, tak tutaj nic, pustka. Normalnie wiem jak wyglądają, jak się zachowują, czuje ich obecność. Tak tutaj, mimo dość obszernych opisów, zupełnie nie czuje więzi z bohaterkami. Nie potrafię się z nimi utożsamić. A gdy grozi im niebezpieczeństwo, zupełnie mnie to nie rusza. A może wręcz chce, żeby w końcu zginęły i przestały trwać w swej próżności i infantylizmie.

 

„Nie jestem utalentowana artystycznie.” – powiedziała główna bohaterka, która cały czas biega z aparatem, uważając się za świetnego fotografa. W tym momencie uznałam, że nawet autorka nie do końca zna swoją postać, opisywaną w pierwszej osobie. Główna postać, odpowiedzialna za całą narrację jest wszystkowiedząca. Z kolei autorka na jej temat wie bardzo niewiele. Chociaż sama ją stworzyła.

 

Gdańsk – jeden z głównych powodów dla którego sięgnęłam po tę pozycję. Plaża (nie wiadomo która), Dwór Artusa, Fontanna Neptuna. To jedyne lokalizacje, które się pojawiają. I właśnie w takiej formie się tam znajdują. Brakowało mi opisów, tego pięknego miasta, które z pewnością wprowadziłyby klimat do nowelki. Aczkolwiek jedna kawiarnia, wymieniona bezpośrednio z nazwy, zyskała darmową reklamę i uznanie większe, niż jakiekolwiek wiekowe zabytki.

 

Zastanawiałam się, kim jest autorka. Jako że to jej pierwsza książka, nie udało mi się znaleźć o niej żadnych informacji. To, co mnie najbardziej ciekawi, to wiek debiutantki. Obstawiam, że jest bardzo młoda. Lub przynajmniej dzieło to, powstało w latach jej młodości, a teraz dopiero wypełzło z szuflady, w wersji, która nie dojrzewała wraz z nią. Wymyśliła sobie w głowie historyjkę, którą bardzo chciała przekazać światu. Ale czy świat chciał ją poznać?

 

To, co razi mnie najbardziej, to naciąganie faktów w taki sposób, aby wszystko na siłę wytłumaczyć po czym zakończyć. Konkretnie mam na myśli wypłacanie pieniędzy z banku, na podstawie wyglądu klienta. W bankach jest taka papierologia, tyle zabezpieczeń, że coś takiego jest po prostu absurdalne. I właśnie ten absurd jest fundamentem historii.

 

Historii, którą owszem, czyta się szybko i cudownie lekko. Jednak momentami wydawało mi się, że czytam jakąś opowiastkę z Bravo Girl. Opowiastkę o nastolatkach, które we cztery upijają się jednym winem. Które mimo iż wykształcone i na pozór mądre, zwracają uwagę wyłącznie na wygląd swoich partnerów. A przynajmniej tylko o tym bez przerwy mówią. I właśnie dla takich nastolatek, książka mogłaby być idealna. Dla tych, które marzą o wielkiej miłości, nadal wierząc w to, że istnieje. Wyczekują nieskazitelnego księcia, który porwie je na swym białym rumaku. I wszystko będzie idealne, a co najważniejsze – piękne.

 

Należałoby się zastanowić, jaki faktycznie jest target, do kogo książka ta powinna trafić. Dziewczynki oczekujące księcia, może faktycznie skupią się na tych „wątkach romantycznych”. Nie będą myśleć o absurdach funkcjonowania banku. Nie zwrócą uwagi na to, że jako czytelniczki, są traktowane jak idiotki, którym trzeba wszystko krok po kroku wytłumaczyć. Zagadka, tajemnica, którą teoretycznie można pielęgnować, rozwijać i utrzymywać dłużej, jest nam bezczelnie wyłożona. Wytłuszczona czarno na białym. Zero sekretów. Brak miejsca na domysły i wyobraźnię czytelnika. Mnóstwo przypadków, infantylne zachowania bohaterek, szczypta humoru i parę kilogramów naiwności – oto przepis z jakiego korzystała autorka.

 

Anna Nunek, nie wiadomo dlaczego gdzieś pędzi, gna. Od początku widać, że ma coś do przekazania, ale chce zrobić to szybko. I robi to niesamowicie szybko. Coraz szybciej, jak gdyby chciała skończyć pisać, jeszcze zanim tak naprawdę zacznie.

 

Na koniec chciałoby się rzec: „Polecam na długie zimowe wieczory”. Jednak zima się już skończyła. A książka jest zdecydowanie za krótka, żeby jakikolwiek wieczór zadowolić w pełni swą obecnością. I jeszcze kwestia tego, czy na pewno polecam? Może do tramwaju, autobusu czy poczekalni u lekarza. Lub komuś, kto w ogóle nie czyta, bo chyba lepiej czytać cokolwiek niż nic. Pytanie tylko, czy to całkiem nie zniechęci do jakiejkolwiek literatury? A może ja po prostu jestem za stara? Może gdybym przeczytała to kilkanaście lat temu, to by mi się podobało? Pytanie tylko, czy wtedy autorka już była na świecie…

 

©Agnieszka Pilecka

 

 

Anna Nunek, Czworaczki

Autor przekładu/ Redaktor: Beata Kaczmarczyk

Warszawska Firma Wydawnicza, Warszawa 2013

Ilość stron: 70