Mimo zimy, mnóstwa śniegu i minusowej temperatury, doceniam to, że teraz jestem w Polsce. Marznę i z wytęsknieniem oczekuję wiosny, jednak i tak cieszę się, że jestem tu, gdzie jestem. Dlaczego? Bo teraz wiem, że gdzie indziej jest gorzej, bardziej ekstremalnie pod względem klimatycznym.
W ostatnim czasie można zaobserwować wśród Polaków fascynację krajami skandynawskimi. A właściwie już od jakiegoś czasu wzrost zainteresowania był odczuwalny. Jednak teraz mam wrażenie, że owa fascynacja jest zdecydowanie większa. Może to być spowodowane modą na skandynawską literaturę, w szczególności na kryminały, a może po prostu to moje subiektywne wrażenie, a naprawdę takie zjawisko wcale nie ma miejsca.
Jakkolwiek by nie było, książka pt. Kraina zimnolubów. Skandynawia dla początkujących została napisana. Została wydana. Następnie przetłumaczona na język polski po to, byśmy także mogli ją przeczytać w swoim ojczystym języku. Wszystko to dzięki Wydawnictwu Publicat.
Lektura byłaby jak znalazł dla osób kochających podróże i literaturę. Dla mnie pozycja była neutralna. W dodatku, wyglądając codziennie przez okno, za którym wszysko pokryte jest śniegiem - niekoniecznie jestem przekonana do podróży w jeszcze zimniejsze miejsca. Nawet jeśli miałaby to być podróż tylko literacka. W końcu jednak chłodny krajobraz z okładki zmobilizował mnie do zmierzenia się z tą „lodowatą lekturą".
Tilmann Bünz to niemiecki reporter, który od zawsze marzył o podróży do Szwecji. Realizując swoje pragnienie, „zaciągnął" na wymarzoną wyprawę żonę i dzieci, a o wszystkim co przeżył, opowiada z wielkim zapałem i fascynacją.
Początek zapowiada się świetnie. Szwedzi, Finowie, Duńczycy, Norwedzy. Wszyscy opisywani stereotypowo, co wywołuje uśmiech na twarzy. Z dystansem, ale także ciekawie. Myślałam, że cała książka będzie utrzymana w takiej konwencji. Wydawało mi się, że całość będzie napisana z punktu widzenia głowy rodziny, że Tilmann jako ojciec i mąż będzie opowiadał o przygodach całej familii. Niestety zawiodłam się. Praca tego reportera przeważyła szalę zainteresowań na swoją stronę i jakiekolwiek wartości rodzinne poszły w odstawkę, a o anegdotkach dotyczących najbliższych możemy zapomnieć. Początek był świetny – oryginalny, później książka zmienia się w zbiór zwykłych reportaży. Co prawda fakty, które autor wylicza, są zaprezentowane w sposób interesujący. Jednak to nie to, na co liczyłam po pierwszych kilku stronach. Dowiadujemy się rzeczy intrygujących, chociażby o tym, że w Norwegii krowy leżą na materacach, aby ich mleko było smaczniejsze, jednak to nie rekompensuje rozczarowania, że narracja zmieniła się po pierwszych kilku stronach. Po niesamowitym początku, który mnie zainteresował, książka nie spełnia już moich oczekiwań.
Miłe zaskoczenie nastąpiło później, gdy autor nawiązał do Exupérowskiego Małego Księcia i jego wulkanów. Teraz nawet nie pamiętam z jakiego powodu to zrobił, jednakże czytając o tej wspaniałej postaci, odzyskałam wiarę w książkę, postanowiłam dać jej szansę i powróciła nadzieja na to, że czytanie jej nie będzie stratą czasu.
I w sumie nie było. Przestałam traktować ją jak pewnego rodzaju literaturę podróżniczą. Bo prawda jest taka, że nie jestem zafascynowana Skandynawią jak wiele osób. Nie czuję potrzeby czytania o niej. Jeśli bardzo chciałabym ją poznać, wymyśliłabym coś, aby znaleźć się tam osobiście. Zresztą – w kwietniu wybieram się do Szwecji – to jakąś namiastkę tego, co się tam dzieje, może będę mieć. Może nie. Prawda jest taka, że czytanie o tym niespecjalnie mnie „rajcuje". Dlatego też musiałam znaleźć inny powód – inny motyw, który sprawi, że książka stanie się warta przeczytania. Znalazłam! Lektura z innej perspektywy zmieniła się specjalnie dla mnie. W ręce nie trzymałam już zbioru reportaży, tylko poradnik, zawierający praktyczne wskazówki dla podróżników, ale także dla ludzi po prostu. Coś w stylu: „Jak przetrwać zimę”. W sam raz na tę porę roku. I tak na przykład dowiedziałam się, że warto mieć za duże buty, aby nie marzły nam stopy. Dobrze jest ubierać się „na cebulkę”, jednak nie należy przesadzać z ilością ciepłych ubrań i nie spieszyć się - wszystko robić spokojnie, aby się nie zmęczyć. Gdy się ruszamy, jest w porządku, dopóki się nie spocimy. Wtedy gdy zwolnimy tempo, pot sprawi, że zaczynamy marznąć. Dowiedziałam się także, że śpiąc w śpiworze (nie ma znaczenia jak byłoby zimno), twarz zawsze powinniśmy mieć na zewnątrz, ponieważ jeśli para z oddechu zamoczy posłanie, zamarznie, to w takich warunkach nie ma opcji, aby udało nam się wysuszyć nasze legowisko.
Ciekawie? Jasne, że ciekawie. W dodatku praktycznie – możemy się czegoś nauczyć. Traktując książkę jako przewodnik - poradnik, mogę stwierdzić, że książka jest dobra. I tak też zaczęłam ją czytać - do czasu...
Do czasu aż zirytowały mnie błędy. Może nic nie znaczące, ale jednak denerwujące: na przykład kwestia o papierze toaletowym, który był prowiantem. Zastanawiam się czy to wina tłumaczenia, czy autor coś namieszał? Oczywiście nie wykluczam, że to ze mną coś jest nie w porządku, bo nie jem papieru toaletowego. A Wy jecie? Może też powinnam zacząć…
Zresztą nieważne. Mówią, że o gustach się nie dyskutuje. Co prawda uważam to za bzdurę, jednakże teraz miałam pisać o książce, nie o jedzeniu. Pozycja ta z pewnością jest intrygująca. Jeśli lubisz podróżować, fascynuje Cię Skandynawia, na pewno będzie dla Ciebie czymś więcej niż dla mnie. Z pewnością okaże się dla Ciebie o wiele bardziej interesująca i być może odnajdziesz w treści rzeczy, na które ja nawet nie zwróciłam uwagi. Natomiast jeśli natrafisz na nią przypadkowo, pewnie wymyślisz powód, motywację, która pozwoli Ci dotrwać do końca. Na mnie mimo wszystko, wywarła ona wrażenie. W dodatku sprawiła, że doceniłam to, gdzie teraz jestem. Mimo zimy, mnóstwa śniegu i minusowej temperatury, doceniam to, że teraz jestem w Polsce. Marznę i z wytęsknieniem oczekuję wiosny, jednak i tak cieszę się, że jestem tu, gdzie jestem. Dlaczego? Bo teraz wiem, że gdzie indziej jest gorzej, bardziej ekstremalnie pod względem klimatycznym. Niby zawsze o tym wiedziałam, ale teraz dobitnie to do mnie dotarło. Zostało mi to bezwzględnie uświadomione: czarne na białym, literka po literce. Skłądając słowa w obrazy, coraz bardziej zdawałam sobie sprawę, że wbrew pozorom tu wcale nie jest tak źle. Przynajmniej pod względem warunków atmosferycznych.
©Agnieszka Pilecka
Tilmann Bünz, Kraina zimnolubów. Skandynawia dla początkujących
Autor przekładu/ Redaktor: Małgorzata Słabicka
Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2010
Seria Wydawnicza: Z różą wiatrów
Ilość stron: 252