„kurewstwo w tym kraju rozprzestrzenia się szybciej niż AIDS w Afryce" - o policjantach oryginalnie, uniwersalnie...
Dwie z trzech zapowiedzianych książek Marcina Erlina o stróżach prawa wzbudzają skrajne emocje. Policjant i jego kontynuacja są chwalone za mimetyzm, z drugiej strony wytyka się autorowi monotonię stylu, którego konstrukcji zarzuca się zbytnie emanowanie wulgaryzmami i stosunkowo nieliczne dialogi. Mimo to książki spełniają kilka warunków sprawiających, że można debiut uznać za udany, a Policjanta zaliczyć do bestsellerów w tym gatunku.
Po pierwsze nie mamy tu do czynienia z typową powieścią kryminalną czy policyjną, gdzie głównym bohaterem jest stróż prawa, dociekliwy detektyw itp. Posunę się nawet do stwierdzenia, że nie mamy tu do czynienia z powieścią w ogóle, a raczej z gatunkiem synkretycznym. Z jednej strony wskazuje się na wątki autobiograficzne, od których jednak sam autor się odżegnuje[1]. Z drugiej świetny obraz obyczajowości, a także portret policji. Sceny rodzajowe, przykłady akcji sprawiają wrażenie reportażu – zapisu na podstawie tego, co mówią świadkowie, co widział autor lub jego informator. Takie połączenie różnych konwencji, a szczególnie faktograficzne elementy tak sprawnie ukryte pod pseudonimami, przykryte cienkim kocem fikcji – stanowią o sukcesie książek.
Po drugie zawieszenie utworów między rzeczywistością policyjną a światem brudnych interesów sprawia, że odbiorca zostaje postawiony przed trudnym zadaniem – musi ocenić moralność bohaterów, ale topos typowego policjanta, a także przestępcy został tu odwrócony. Nie jest to groteskowy świat Barbary Radziwiłłówny z Jaworzna Szczakowej Michała Witkowskiego, nie jest to też wyrafinowana językowo historia jak np. książka Sergiusza Piaseckiego Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy[2], jednak coś w Policjancie intryguje. Sprawia, że zamiast skupiać się tylko i wyłącznie na opisach tego, co tematycznie właściwe dla książek o „niebieskim świecie”, zaczynamy rozmyślać o życiu w ogóle. To poszerzenie perspektywy do uniwersalnej udaje się właśnie dzięki połączeniu świata policji – dla przeciętnego obywatela jest to świat hermetyczny – ze światem kryminalistów, ale także zwykłych obywateli, którym zdarza się popadać w konflikty z prawem.
Po trzecie i najbardziej kontrowersyjne – Marcin Erlin „rzuca mięsem”[3] nieustannie. Narracja najczęściej jest pierwszoosobowa. Pierwsza część Policjanta to właściwie droga głównego bohatera od pomysłu pracy w policji do jego realizacji i kolejnych stopni awansu. Druga to próba pogodzenia pracy w "firmie" z życiem prywatnym ("...nie ma bardziej doświadczonych kobiet niż policjantki, a lepszych kochanków niż gliniarze. Amen"). Czy język, którym posługują się bohaterowie jest realistyczny? Czy to celowy zabieg narracyjny? Jednoznacznie nie mogę stwierdzić, ale ilość wulgaryzmów – dla mnie najtrudniejsza w czytelniczym odbiorze – jest konsekwentna. W narracji - oprócz relacji z pierwszej ręki – są świetnie budujące napięcie opisy – takie retardacje irytują odbiorcę, ale są celowe. Policjant wydaje się być nie do opowiedzenia bez wulgaryzmów, bo to nie wymysł autora, ale znak naszych czasów. Pauperyzacja języka – takie „leniwe” zubożenie go, sprowadzenie do nadużywania wulgaryzmów to ponowoczesność dnia codziennego. Warte zaznaczenia jest, że książki Marcina Erlina tryskają humorem. Komizm sytuacyjny, językowy wynika zwykle z energicznych reakcji przedstawionych bohaterów. Jest to niewątpliwy atut debiutanckiego Policjanta, bo obok tragedii ( np. śmierć przyjaciela) - bohaterowi zawsze towarzyszy poczucie humoru. Czasem wynikające z ironicznego dystansu do świata, a czasem po prostu z wszechobecnej ignorancji jego uczestników, na których główny bohater natyka się raz po raz.
I w końcu sam bohater skonstruowany zgodnie z zasadami wszelkich literackich mistyfikacji. Marcin Erlin i jego tajemnicze źródła wiedzy o wszelkich przekrętach w szeregach policji. Przypomina się słynne wydanie Gomorry[4]. Czy policjant wstrząsnął światem „psów”? Czy oświecił odbiorców, co do bezwzględnej prawdy o tych, którzy przysięgali bronić obywateli? Na pewno poniekąd tak, tym bardziej, że sam autor, a także wydawnictwo bronią dostępu do stu procentowej prawdy o tym jak dzieło powstało. Mistyfikacja, której zostaje poddany czytelnik jest wielopoziomowa – po pierwsze związana z wydaniem książki, ale także z tym, co przeżywa Dzikus – jak zostały skonstruowane koleje jego losów (tutaj pozostawiam miejsce niedopowiedziane, bo wrażenia po przeczytaniu Policjanta i jego kontynuacji są niepowtarzalne właśnie wtedy, kiedy czytelnik nie zna Epilogu).
Warta zauważenia wydaje mi się stylizacja głównego bohatera – narratora na prostolinijnego mężczyznę, który prawo traktuje dość elastycznie, a do policji wstępuje na wyraźną prośbę swojej dziewczyny. Pierwsze wrażenia na temat bohatera są właśnie takie. Jednak jego refleksje i rodzaj obserwacji, które czyni, pracując w policji - stopniowo zmieniają go w życiowego myśliciela, diagnostę rzeczywistości, z którą przyszło mu się zmierzyć. Ostatni (drugi) tom czyta się ze świadomością, że bardzo inteligentny narrator udaje quasi – złoczyńcę, będąc jednocześnie quasi – policjantem. Gra z czytelnikiem, nadużywając wulgaryzmów. Kreując siebie na bardzo prosto skonstruowaną osobowość, która do policji wstępuje, bo taki warunek stawia ukochana. W ten sposób dla potencjalnego odbiorcy wiarygodne stają się opinie narratora, który mówi o sobie: „ Byłem małomiasteczkowym twardzielem. Nie brzydziłem się krwi, podeszwy z gówna obcierałem bez zatykania nosa, a jak mnie kiedyś lekarz zszywał, nie odwracałem głowy”. Główna dewiza policjanta to – „nająłeś się na psa, to szczekaj”. Demaskacja policyjnych bolączek związanych z polityką, obyczajowością i ze zwykłym ludzkim „sukinsynstwem” staje się diagnozą nie tylko świata policji, ale całej rzeczywistości. Tym bardziej uderza odbiorcę, bo właśnie wśród tych, których uważa się za silnych, prawych itd. szerzy się najbardziej. Jak mówi narrator:
„Komenda policji skupisko plotkarzy i spiskowców nie przetrwa bez cotygodniowej , wewnętrznej afery. Jeśli mundurowi przestaną się obgadywać, kopać pod sobą doły i wyśmiewać, wytykając palcami takie ofiary losu, stracą rację bytu w tym ludzkim szambie.”[5]
W rozdziale Przypadek sierżanta G. czytamy: „Ja obywatel Rzeczpospolitej Polski z krwi, z kości, dziada pradziada i wuja szelmy jednego, będę zawsze pamiętał, że kurewstwo w tym kraju rozprzestrzenia się szybciej niż AIDS w Afryce, dlatego przy kolejnym wniosku awansowym powiem Wam wszystkim głośno i dobitnie: Pocałujcie mnie w dupę!”[6].
Taka jest rzeczywistość „niebieskiego świata”, do którego wstępują „rogate dusze”[7].
Książki warto przeczytać. Co ciekawe - ich wydanie zostało poprzedzone swoistą promocją ze strony samego autora – Marcin Erlin wszedł w interakcję z odbiorcami jeszcze przed wydaniem na razie dwóch tomów Policjanta. Przesyłał chętnym książkę w formie PDF, dyskutował, słuchał opinii na jednym z policyjnych for internetowych. Deheroizacja mitu o dobrych i prawych policjantach jest w rzeczywistości satyrą na cały świat. Polecam, choć ostrzegam, że język jest tak dobitny, że czasem boli.
Policjant 2
Erlin Marcin
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 222
[1] http://zbrodniawbibliotece.pl/kronikakryminalna/3203,marcinerlinopolicjancie/
[2] Sam Marcin Erlin na forum portalu policjanci.com wspomina pisarza jako mistrza l
[3] Dociekliwi Internauci przeliczyli, że słowo „kurwa” występuje ok. 1,6 razy na stronę.
[4] Roberto Saviano stworzył dzieło przyrównane do kontrowersyjnych dzieł Salmana Rushdie. Książka wywołała burzę, a życie autora narażone było na niebezpieczeństwo ( włoska kamorra chciała wyeliminować demaskatora swoich struktur).
[5] Erlin Marcin, Policjant, Warszawska Firma Wydawnicza 2012.
[6] Erlin Marcin, Policjant 2, Warszawska Frima Wydawnicza 2013.