Recenzja ostatniej powieści Kisiela. Akcję streścić można tak: jest informatyk, a potem znika.
Kisielewski Stefan, Kisielem zwany: kompozytor, krytyk muzyczny, felietonista, dziennikarz i w ogóle
człowiek-orkiestra, za specjalnie dobrego prozaika, niestety, nie uchodził. I wiedział, że nie uchodzi, bo pisał i jednocześnie się asekurował. O, proszę bardzo: „ … i znowu Tadzio Konwicki czy Tyrmand orzekną, że ja nie mam talentu do literackiej prozy, tylko jestem publicystą. Tymczasem piszę już, czego nikt nie pamięta, dwunastą w życiu powieść. Po cóż więc się upieram, skoro nie potrafię – powie ktoś – tak jak Einstein, który podobno narzucał się znajomym ze swym graniem na skrzypcach, twierdząc, że muzykiem ciekawszym jest niż uczonym.”
No właśnie, po cóż?
Ta dwunasta i ostatnia powieść Kisielewskiego nosi tytuł Wszystko inaczej i szczerze mówiąc nie jest najlepszą reklamą dla pozostałych jedenastu.
Jest schyłek PRL-u, ponure lata osiemdziesiąte w równie ponurej Warszawie. Narrator-pisarz wrócił był właśnie z Paryża i zamierza napisać swoją dwunastą książkę, ale nie ma pomysłu na formę. Na szczęście przypadkiem spotkany Adam Mauersberger ma: „pisz powieść dygresyjną”, powiada mu i autor pisze powieść dygresyjną, w której dygresje prędko przesłonią jakąkolwiek akcję. A akcję streścić można tak: jest informatyk, a potem znika. I nie wiadomo, gdzie jest. Domyślamy się jednak, że to ta niedobra władza coś z nim zrobiła.
Wszystko inaczej to, oczywiście, przede wszystkim krytyka systemu komunistycznego. Krytyka, owszem, przenikliwa, trafna i dosadna – w końcu Kisiel słynął z bezkompromisowego obnażania braków ustroju. Trzeba mu przyznać, że te lata obserwowania i pisania o komunie zrobiły z niego swego rodzaju eksperta od mentalności narodu: „Trudno jest bowiem pojąć kraje ciszy, gdzie nikt nie walczy, choć wszyscy są zniewoleni, w dodatku nie wiadomo przez kogo (…). Wszyscy tutaj uczestniczą we władzy, która na co dzień przymusza ogół do respektowania i realizowania absurdu. Ta władza wszystkich nad wszystkimi, urzędnika nad petentem, majstra nad robotnikiem, funkcjonariusza skupu nad chłopem, chłopa nad człowiekiem z miasta, właściciela mieszkania nad sublokatorem, sprzedawcy nad klientem, przepisodawcy nad przepisobiorcą, kierownika czegokolwiek nad użytkownikiem czegokolwiek, słowem władza milionów nad milionami funkcjonuje samoczynnie i bezszelestnie – cóż to za genialny pomysł!”
Tak, sporo w tej książce podobnie udanych spostrzeżeń. Ale zupełnie bez sensu zrobił Kisielewski, że zdecydował się napisać to w formie powieści. Bo o Wszystko inaczej powiedzieć można tylko, że ma momenty. A poza tym głównie nuży i irytuje. Za to te momenty, które ma: błyskotliwe, ironiczne, mocne – świetnie odnalazłyby się w felietonie. Czyli w gatunku, którego Kisiel był legendą, jak wieść niesie. Potrafił przecież zwięźle i dosadnie, a z jakichś powodów rozwlekł temat na czterysta stron, przez które ciężko przebrnąć.
Szkoda, straszna szkoda. Wiele spodziewałam się po tej książce, a tylko mocno mnie do Kisielowej prozy zniechęciła. Niech mnie ktoś przekona, że się mylę, że pisarz świetny, jeno powieść nie ta, albo, że się nie znam i tak naprawdę zachwyca.
Tylko jak zachwyca, kiedy nie zachwyca?
Wszystko inaczej, Stefan Kisielewski
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2013
Stron 414, okładka twarda.