Panie i Panowie – śmiertelnie poważny, cicho artykułujący, trochę sowizdrzalski i trochę na pohybel konduktorów i bufonowatych dam - przed Wami Marcina Sendeckiego „Błam": wybitność, ciekawość, zaskoczenie i życie.
Marcin Sendecki jest poetą „zapisu”. Muszę się z tego stwierdzenia należycie wytłumaczyć. Nim zacznę, powtórzę jeszcze raz imię i nazwisko poety w sposób ryzykowny, bowiem zaproponuję pewną przyjemną – przyjemną oczywiście ze względu na jej źródło – parafrazę: Marcin Sendecki – mówię do niego po imieniu, dla powitania oraz dla pochwały, powinienem raczej powiedzieć: dla sławy [1]. Powtórzyłem imię i nazwisko nie bez powodu – celem tego tekstu jest pewnego rodzaju apologia, która wynika z jeszcze jednego powtórzenia – ponownego wydania wierszy poety. Tym powtórzeniem jest Błam (1985-2011) – wiersze zebrane Marcina Sendeckiego, które zostały wydane w 2012 roku przez Biuro Literackie. Na tom składają się wiersze z wszystkich do tej pory wydanych książek poety – od debiutanckiego tomu Z wysokości (1992) po ostatni tom Farsz (2011).
Powtórzenie oznacza specyficzny ruch zwrotny – znaczy „nawrót", ale znaczy także „od nowa" i „od początku”. Wiersze zebrane są zawsze swoistym powtórzeniem, a zarazem oznaczają pewną nowość, nie wynikającą nawet z kompletności czy zestawienia utworów, ale ze swoistej formuły, która brzmi (brzmi i pracuje): jeszcze raz. Jednocześnie chciałbym związać sens owej formuły jeszcze raz z sensem, który zakłada (albo otwiera) zapisywanie. Stąd stawiam tezę: zapis znaczy jeszcze raz.
Zapis rozumiany jako sposób prezentacji poetyckiej jest stwierdzeniem tyleż enigmatycznym, co ogólnym – to oczywistość, choć wymagająca uzupełnienia albo przypisu. Mając na myśli zapis w perspektywie twórczości Sendeckiego, chcę wykazać wybór stylistyczny: wynikający po pierwsze z pewnej konwencji, a po drugie z jej przekroczenia. Chcę także wskazać propozycję pisania (nad którą namysł każe zauważyć przekroczenie tradycyjnie rozumianą kwestię stylu), która – pośrednicząc w tradycji w charakterze krytycznym – przedstawia ostatecznie indywidualną strategię. Jest to próba zapisu tego, co się wydarza, a zatem stanowi indywidualną próbę zapisu doświadczenia świata i życia w świecie, zawartą w twórczości Sendeckiego. Wiersze zebrane autora Z wysokości dobitnie pokazują rozwój i przemiany jakie dokonywały się z czasem w jego twórczości. Wydanie zebrane ułatwia dostrzeżenie w tej poezji ciągłości i stałości poetyckich obsesji, z czego wynika ostatecznie indywidualny kształt poetyckiego wyrażania u Sendeckiego.
Patrząc na poezję pierwszych tomików Sendeckiego – Z wysokości (1992), Parcele (1998), także na cykl Grunt czy przynajmniej częściowo tomów: Szkoci dół (2002) i Opisy przyrody (2002) – można mówić, jak to wyżej wskazałem, o pewnej z ducha krytycznej kontynuacji stylistycznej. Mam tu na myśli skonkretyzowaną na początku XX wieku: poetykę liryki imaginizmu czy nieco późniejszą wynikającą z niej lirykę poezji obiektywnej.
Twórcy, którzy zostali włączeni w ten ruch „słowo-obrazu” czy też wyrazu obiektywnego, chcieli oczyścić poetyckie mówienie ze zniekształceń, które mnożył rozbudowany i jednocześnie rozrzedzony stylistycznie (jak twierdzili) język poezji symbolicznej. Zapis poetycki podług idei twórców liryki widzenia - formacji poetów (określanych właśnie mianem imaginistów) miał stanowić zapis rzeczywistości jak najbardziej bezpośredni, wręcz przezroczysty. Aranżacja osobowa miała zostać odrzucona. Obraz, który prezentował wiersz - pozbawiony interwencji autorskiej – miał być czystym zapisem rzeczywistości. Dążył zatem do czystego powtórzenia tekstowego tego, co naocznie zarejestrowane. Teoretykami i praktykami tej maniery byli aktywiści „dojrzałego” modernizmu. Jedną z bardziej znamienitych postaci tej „odnowy” słowa poetyckiego był Ezra Pound. Jednak imaginizm i czerpiący z niego obiektywizm nabrały właściwego sobie artystycznego wyrazu dopiero w twórczości poetów między innymi takich jak: William Carlos Williams, Hilda Doolitle, Richard Aldington, David Herbert Lawrence czy Charles Reznikoff – główny przedstawiciel obiektywizmu poetyckiego.
Prezentując krótki rys teoretyczny sposobu pisania, który wynikał z zapisu przede wszystkim rzeczywistości zewnętrznej, chciałem wskazać pewne punkty styczne takiej konwencji poetyckiej z wczesnymi wystąpieniami Sendeckiego. Nie znaczy to w żaden sposób, że zapis Sendeckiego jest wprost wywiedziony z tradycji obiektywizmu amerykańskiego. Nie da się nie zauważyć, że podobne ruchy poetyckie i sposób pisania były na początku XX wieku proponowane w Europie Zachodniej (choćby próby poetyckie Jamesa Joyce’a) czy w Rosji, gdzie obecny był imażynizm. Ostatecznie nie mam zamiaru budować przęsła, które podtrzymywałoby i wskazywałoby na bezapelacyjne trwanie tejże konwencji w pisaniu Sendeckiego, tym bardziej że wskazałem na charakter krytyczny pisania autora Szkociego dołu. Na jednoznaczne łączenie poety z tym nurtem nie pozwala możliwość wyprowadzenie jego poetyki z o wiele szerszych i odleglejszych horyzontów. Wystarczy wskazać pewną dialogowość pisania Marcina Sendeckiego z twórczością między innymi: Jane Bowles, Jamesa Schulyera[2] czy choćby Johna Berrymana[3]. Przede wszystkim nie można pominąć polskich inspiracji autora Trapu[4]. Poeta wskazuje fascynacje poetami romantycznymi, to właśnie ich utwory czytywał podczas powstawania ostatnich tomów.
Wracając do obiektywizmu[5] jako zapisu rzeczywistości: językowego powtórzenia świata
i doświadczenia. Właśnie w tym kierunku twórczo podążała szkoła imaginistów i poeci obiektywiści, dlatego wskazuję to jako pewną podstawę sposobu tworzenia właściwą ambicjom artystycznym. „Bezbożny” skrót charakterystyki wyżej opisanych poetyk ma tu spełnić rolę historycznej funkcjonalności względem poezji Marcina Sendeckiego. Warto zwrócić uwagę, że nie jestem odosobniony w łączeniu jego poezji z obiektywizmem - ten trop był już kilkakrotnie wymieniany przez różnych komentatorów twórczości tego poety.
Przechodząc od tego, co źródłowe – oczywiście źródłowe na wiele sposobów – do tego, co indywidualne, powtórzę tezę: Marcin Sendecki jest poetą zapisu. Uzasadnieniem tego twierdzenia będzie wiersz Wdech, wydech, który pochodzi z tomu Z wysokości:
W świetle deszczu, który jest z nami
od wczoraj, na placu: w pół drogi do
wapieni i margli: kobieta w żółtej
kurtce, mokry chleb na wysokości
kolan. Dobry, jasny dzień.
Zapis widzenia – tak najprościej można określić sytuację liryczną w wierszu. Zestawione ze sobą fragmenty posiadają pewne znamiona obiektywno-obrazowego zapisu rzeczywistości, ale tylko pewne, bowiem poszczególne części znaczeniowe nie wynikają z siebie bezpośrednio – to zapis szczątkowy: szczątki widzeń. Innymi słowy jest to zapis obiektywnego widzenia, który jednocześnie założony obiektywizm rozstraja przez wysunięcie perspektywy widzenia [W świetle deszczu…], która zawsze zniekształca. Przygodna jukstapozycja (deszcz, plac, wapienie, margle, kobieta, chleb, dzień) za sprawą języka uobecnia zniekształcenie. Liczba mnoga „poczciwego podmiotu”[6] dodatkowo wprowadza pewną niekonsekwencję, bowiem finguje widzenie zbiorowe (więcej niż jedna persona), wynikiem czego powinien być to stosunkowo bardziej obiektywny obraz niż ten, który oferuje punkt widzenia podmiotu w liczbie pojedynczej. Również pointa: „Dobry, jasny dzień” – sprawia wrażenie widzenia szerokiego, danego obiektywnie horyzontu dnia, nadto dobrego i jasnego. Jednak na początku utworu akcent pada przecież na deszcz i na jego światło. Pojawia się tu nieszczelność, swoista antynomia. Ta trudna korespondencja - początku wiersza z jego zakończeniem - w istocie wiersz otwiera. Nie ma tu założenia idealnej reprezentacji, udawania jej. Wiersz Sendeckiego stanowi, zapożyczając słowa od Raya Brassiera, rodzaj „a d e k w a t n o ś c i b e z k o r e s p o n d e n c j i”. Uogólniając - życie przecież jest adekwatną wielością, ciągle stającą się, która niekoniecznie musi ze sobą korespondować.
Osiągnięcie takiego wahania i to w tak krótkiej wypowiedzi lirycznej stanowi właściwą cechę wczesnej twórczości Sendeckiego. Autor Parceli nie stanowi tekstowo świata ani nie dotyka
go silną ręką silnego języka, który zawłaszcza prawo do przekazywania epistemologicznej prawdy – Sendecki, rozbrajając obiektywizm narzędziem obiektywizmu, zapisuje życiem, pozostawiając jego nieskrępowaną i zawsze nową, inną możliwość. Ten ruch rozstrajania obiektywizmu można także związać z tytułem i treścią innego wiersza - Z wysokości (tytuł sygnuje także całość pierwszego tomu):
Z wysokości drugiego piętra widać parking, wieżyczki
cerkwi i łuski tynku na ciele zmieniających skórę
bloków…(…)
schodząc, widzisz dzieci wbiegające w obręcz kałuży, krople na ich spoconych twarzach… (…).
Stwierdzenie „z wysokości” wskazuje od razu na perspektywę wynikającą z oddalenia, które zawsze zniekształca potencjalnie obiektywną rzeczywistość. Dwa zaprezentowane powyżej przykłady uwidaczniają przekroczenie języka obiektywnego zapisu - z jednej strony przez sam język, a z drugiej przez - właściwą pozycji - perspektywę poznawczą.
Zapis nigdy nie staje się obiektywny. Zawsze będzie balansował między subiektywnym charakterem pozycji i nieskutecznością właściwą językowi, a roszczeniem wynikającym z idei, która pożąda przedstawienia całości (całkowitego zapisania doznawanego świata czy też totalnego, tekstowego powtarzania go). Sendecki wydaje się być świadomy tego dialektycznego charakteru zapisywania. Obiektywne konstatacje (trwanie dnia; miejska przestrzeń; deszcz; kobieta, która idzie; dzieci, które skaczą do kałuż) są jednocześnie spojone z subiektywnym doświadczeniem ocalonym dodatkowo przez język, który nie rości sobie prawa do stanowienia o świecie. Wręcz przeciwnie wyraża wewnętrzną, indywidualną pracę wyobraźni, która nazywa świat dla siebie, dla własnego rozumienia, ale także dla porozumienia z kimś innym, drugim. Tak jest w dwóch, podobnych wierszach z tomu Parcele – obydwa są pozbawione tytułu i tym razem perspektywa podmiotowa jest indywidualna. Oto pierwszy:
Skrzep słońca, sadzy i sytego mrozu; patrzę,
kiedy mówisz. Nie wiedzieć, że nisko porusza się
śnieg i nazywam płaszcz, popiół i resztę przedmiotów.
I drugi:
Księżyc nad stawem. Nowe
domy sterczą. Dosyć ciągle widno,
pusto. Chcę, żebyś zobaczyła, więc
wyciągam rękę i mówię: no, tak.
Ten ostatni osobiście uznaję za jeden z najlepszych w całej dotychczasowej twórczości Sendeckiego. Po pierwsze należy zauważyć, że obydwa wiersze wyrastają ze specyficznej sytuacji komunikacyjnej, właściwie na jej granicy. Są sformułowane w momencie spotkania i wynikającego z tego quasi – dialogu: mówienia do kogoś innego. W drugim utworze odbiorcą jest kobieta. Ze względu na rekwizyty takie jak księżyc (jego obecność na widnokręgu, mistyczne światło) – rezerwowane szczególnie przez tradycję romantyczną dla momentów szczególnych – trzeba wskazać na sytuację intymną, moment osobistej rozmowy. O ile pierwszy wiersz pozwala mniemać, iż doświadczenie widzenia (słońce, sadza, mróz i „reszta przedmiotów”) zostaje tu zaprzęgnięte w wyraz służący określaniu własnego miejsca, lokowaniu się w owym miejscu względem osoby, która także coś mówi (dodatkowo: „patrzę, kiedy mówisz”!), o tyle drugi utwór wskazuje już na ruch w stronę drugiej osoby, celujący jakby w moment porozumienia („Chcę, żebyś zobaczyła więc / wyciągam rękę i mówię: no tak”).
Zapis – to jeszcze raz wiersza – służy powtórzeniu siebie dla drugiego człowieka. Zapis, który niejako zmierza do czystego przekazu, staje się znów balansującym między pojedynczym, sublogicznym widzeniem, a obiektywną relacją - wyrazem krótkiego, epigramatycznego wiersza. Poetyka epigramu, intymnej, zmysłowej epifanii stanowi w pewnym sensie drogę poznawczą i drogę dialogu – obydwie zmierzają do indywidualnej prezentacji siebie, otwarcia przed drugim człowiekiem. Sendecki staje się w takiej wykładni poetą zapisu, który nie ma świata zamykać w tekście, ale ów świat – świat indywidualny – wyjawiać w tajemnicy drugiemu człowiekowi.
Kwestia porozumienia, swoistej komunikacji daje o sobie znać z większą siłą i częstotliwością w późniejszej twórczości Sendeckiego. Zapis jako powtórzenie - jako specyficzne jeszcze raz służy porozumieniu się. Jeszcze raz bowiem jest sposobem na odkrycie tego, co innew tym samym, a co wcześniej zostało przeoczone, co gdzieś się zatarło. Podsumowując: jeszcze raz świata i doznania, które pośredniczy w tekście, jest wyruszeniem tego, który mówi w stronę tego, który jest potencjalnym słuchaczem, odbiorcą. Tu jednocześnie staję się apologetą Sendeckiego. Autor Opisów przyrody jest poetą rozmowy i porozumienia. Dlatego chwalę poezję Marcina Sendeckiego, wbrew głosom, które twórczość autora Z wysokości opatrywały interesującym skądinąd - trykotem „poezji niezrozumiałej”. Sendecki tworzy poezję zrozumiałą, a co więcej sam zabiega o to, aby została zrozumiana.
Porozumienie, wola porozumienia - jak wskazywałem we wcześniejszych akapitach – jest jeszcze bardziej, a zarazem subtelniej zarejestrowana w najnowszych wiersza Sendeckiego. Tomy Trap (2008), 22 (2009) i Pół (2010) zawierają wiersze, które są odmienne od tych z wcześniejszych zbiorów ( Opisy przyrody i Szkoci dół oraz poprzednie). Zaś ostatni tom Farsz (2011), który stanowi końcowy rozdział Błamu prezentuje jeszcze silniejszą radykalizacją poetyki proponowaną kolejno w tomach wcześniejszych: Trap, 22 i Pół. Kiedy analizuje się poezję Sendeckiego całościowo - a jest to możliwe, kiedy czyta się Błam - można prześledzić jej stopniową krystalizację. Jest to rozwinięcie – pewnego rodzaju reformacja początkowej poetyki krytycznego obiektywizmu (rozumianego w duchu poetyki negatywnej). Zapis naocznej przestrzeni rozumianej jako świat, a dostępnej poprzez doświadczenie, staje się zapisem przestrzeni porozumiewania się, oczywiście z pewnym udziałem tej pierwszej. Jednak to, co wysuwa się na pierwszy plan to pewien rozstęp – poszerzenie przestrzeni wiersza - widoczny w specyficznym porządku stylistycznym, układzie formalnym, ale także w porządku treściowym. Ten ruch odstąpienia przestrzeni, owe wolne miejsce jest figurą zaproszenia kierowanego do potencjalnego adresata, który jednocześnie ma możliwość indywidualnego wejścia w wiersz. Zapis otwarty – tak można by określić najnowsze wiersze Sendeckiego. Taki zapis otwarty widać w utworze zatytułowanym Ja:
Jabłko gruszka marchewka bez
dodatku cukru Wzbogacony zawiera
z teorią przymierze? Furda, oto kieszenie, mes enfants z
„My Sister’s Hand in Mine” pod poduszką Prezent
ładnego rodzaju Ty śpisz a ja sam na dworze
Kieszenie po rajdzie przez sad grządki bez
Tego ci nie powiem deszcze biją o beton
Grzechoczą posłowie Elewacja jaśnieje
od starożytności przychodzi do mnie mara wieczorami w gości
Zygzak jak
wczesny pociąg ja do niego wsiadam
Konduktor mnie całuje nic nie odpowiadam bo
słowa są tylko dla ciebie
Powiem im co innego Słowa mam tylko dla ciebie
Ten wiersz, a także wiele innych z tomu Farsz czy z tomów 22 i Pół wskazują na inspiracje liryką Juliusza Słowackiego i innych poetów polskiego romantyzmu. Nawiązania zauważalne są przez intertekstualność w porządku treści (cytaty, parafrazy), ale także w porządku stylistycznym, a w końcu nawet w samej formie (proszę porównać wiersz Słowackiego: Chór duchów izraelskich z wierszami Sendeckiego zawartymi w tomie Farsz). Takich analogii istnieje mnóstwo, jednak moją rolą jest tylko wskazać taką możliwość interpretacyjną. Konteksty interpretacyjne (historyczne i inne), a także ich krytyczne wykorzystanie, które wskazałem jako kluczowe są tylko niektórymi drogami namysłu nad tą twórczością, która osiągnęła mocny, indywidualny rys. Myśl o zapisie jako swoistej filozofii sztuki stanowi temat bardzo szeroki, a zatem i niebezpieczny – grożący rozpłynięciem się i utratą konsekwencji. Zapis jako gest artystyczny jest obecny w myśli historycznej od samego zarania, stąd jego ciężar gatunkowy. Powtarzanie świata było zawsze wynikiem pragnienia jego uporządkowania. To pragnienie uporządkowania życia jest oczywiście utopijne. Tandem świata i życia jest nieprzejednany w różnicowaniu się względem wszelkich form i formuł jego znakowej ekspozycji. Ta, w jakiś sposób udoskonalająca wszelkie racjonalizacje, myśl także zdaje się wynikać z pisania Marcina Sendeckiego. Pisania, które chciałem pochwalić i do którego poznawania chciałem zaprosić.
Jeszcze raz wiersze Sendeckiego czyli zebrana w jednej książce - opatrzonej tytułem Błam, cała dotychczas wydana twórczość poety, to powtórzenie pewnej historii, jakiegoś fragmentu. A ów fragment brzmi mniej więcej tak: „ (…) Skoro nie chcesz nic mówić, powiedz to, co ja” [zakończenie wiersza Konin – Koło – Turek]. Czy inaczej, bo jaskrawo i iluminacyjnie: „Kto spyta pierwszy, ten kiep” [ to cały wiersz o tytule: Perfekcyjne szprosy z wielokrotnie szlifowanego i lakierowanego mdf-u]. Mam nadzieję, że w ten sposób wskazałem alternatywy do dotychczasowych modeli interpretowania i czytania poezji Marcina Sendeckiego. Może dla niektórych propozycja okaże się ciekawa - odkryją twórczość autora Farszu – od nowa lub sięgną do niej, szukając tego, co mnie ujęło, a co opisałem w tym szkicu.
Zatem! Panie i Panowie – przed Wami Błam: wybitność, ciekawość, zaskoczenie i po prostu życie.
Marcin Sendencki, Błam (1985 – 2011)
Seria: Dożynki
Biuro Literackie, 2012
liczba stron: 356
[1] Takimi słowami rozpoczyna tekst o poezji Francis’a Ponge’a Jaquess Derrida: FRANCIS PONGE – d’ici je l’alapelle, pour le salut et la louange, je devrais dire le renommée. Zob. J. Derrida, Signéponge/Singsponge, [wydanie dwujęzyczne francusko-angielskie], trans. R. Rand, New York 1984, s.3.
[2] Sendecki jest tłumaczem poematu Schuylera Hymn do życia wydanym przez Biuro Literackie w tomie Trzy poematy
[3] mam na myśli cykl Dream Songs
[4] na takie w rozmowie z Natalią Malek wskazuje sam Sendecki
[5] strategia kreacji poetyckiego obrazu = zasada twórcza łączy się z wynikiem znaczenia zapisu
[6] Określenie użyte przez samego Sendeckiego