Boris Reitschuster powraca z kolejną porcją ruskiego ekstremu.
Bardzo miło wspominam lekturę Ruskiego ekstremu (Carta Blanca 2010), dlatego chętnie sięgnęłam po drugą część – Ruski ekstrem do kwadratu. Co zostało z mojej miłości do Moskwy? (Carta Blanca 2012). Wrażenia z drugiej części już tak miłe nie są…
Ruski ekstrem ukazywał absurdy życia w Rosji, a konkretnie w jej stolicy. Felietony Borisa Reitschustera można było traktować z przymrużeniem oka. Opisywane anegdoty miały wydźwięk zdecydowanie pozytywny. Wszelkie stereotypy, przesądy, a także nieliczne nadużycia, o których wspomniał autor dodawały obrazowi Rosji pewnego kolorytu. Pewne zjawiska wydawały się Niemcowi dziwne, ale nie zostały poddane jakiejś miażdżącej krytyce. Felietony zawarte w zbiorze Ruski ekstrem przedstawiały obraz trochę przesądnych, ale przede wszystkim bardzo sympatycznych Rosjan, którzy kochają swój kraj ze wszystkimi jego udziwnieniami. Sam autor zdawał się być zachwycony swoją przybraną ojczyzną do tego stopnia, że nie dostrzegał negatywnych stron życia w Moskwie. A nawet jeśli zauważał, to odnosił się do nich z sympatią i zrozumieniem.
Ruski ekstrem do kwadratu ma zdecydowanie inny wydźwięk niż pierwsza część. Tym razem autor postanowił wziąć pod lupę przede wszystkim nadużycia władzy i urzędników, a także skomplikowany system biurokratyczny. W felietonach przewija się temat kłopotów związanych z załatwianiem spraw urzędowych, równouprawnienia (a raczej jego braku), polityki wewnętrznej i relacji między państwem a obywatelem. Dostało się także tak zwanym zwykłym Rosjanom, u których autor odkrył nadmierną miłość do wysokoprocentowych trunków.
Autor mnoży przykłady nadużyć władzy i dosyć szeroko opisuje problem przejazdu przez wiecznie zakorkowaną stolicę. Obnaża słabość systemu, który pozwala, by pewna grupa omijała korki przemieszczając się pojazdami uprzywilejowanymi. O tym, że takowy problem istnieje, wiadomo nie od dziś. Podobnie jak inne, o których co jakiś czas donoszą media i na które nieustannie próbują zwracać uwagę rosyjscy opozycjoniści. Nie jest tajemnicą, że życie szarego obywatela w Rosji łatwe nie jest. Podobnie jak nie jest łatwe życie oligarchów, którzy zadarli z władzą. Tymczasem z relacji Borisa Reitschustera można wnioskować, że problemy te wypłynęły nagle, po kilku miodowych latach spędzonych przez autora w Rosji. Tę zmianę frontu wobec Rosji można porównać do relacji kochanków, którzy na początku postrzegają siebie przez różowe okulary, a wady traktują z przymrużeniem oka. Dopiero gdy mija największa namiętność i zauroczenie, przychodzi czas na refleksję i to, co dotychczas było uważane za urocze, staje się nieznośne. Po okresie euforii Reitschuster postanowił zrewidować swoje poglądy i zmierzyć się z ciemną stroną Rosji. Nie można mieć mu tego za złe, jednak porównując Ruski ekstrem do kwadratu z Ruskim ekstremem można odnieść wrażenie, że niemiecki dziennikarz postąpił z Rosją jak tabloid z celebrytą. W pierwszej części swoich felietonów wyniósł mateczkę Rassiję na piedestał, poszukiwał nawet cech wspólnych między krajem carów a swoją ojczyzną. Fakt, Boris Reitschuster ukazał absurdy rosyjskiej rzeczywistości, wypunktował relikty minionej epoki, ale wszystko to z przymrużeniem oka i z dużą dozą sympatii. Druga część to burzenie pomnika, który autor sam Rosji postawił. Niemiec już nie podkreśla wspólnych cech między swoimi dwiema ojczyznami. Zamiast podobieństw, podkreśla różnice między Niemcami i Rosjanami, a pobyt w swoim rodzinnym kraju traktuje jako powrót do normalności. Autor nie brata się już tak bardzo ze zwykłymi Rosjanami, chociaż nadal okazuje im swój szacunek. Z drugiej strony, to krytyczne podejście do przybranej ojczyzny świadczy o pewnej dojrzałości reportera.
Należy także zwrócić jeszcze uwagę na kilka nieścisłości, które pojawiają się w felietonach Reitschustera. Otóż wiele z nich dotyczy wydarzeń, do których doszło na ternie Gruzji, Turkmenistanu, Tadżykistanu, czy Ukrainy. Według mojej najlepszej wiedzy, niegdysiejsze republiki radzieckie nie są krajami Federacji Rosyjskiej. Powiązań tych państw z Rosją i podobieństw do kraju carów jest wiele, nie uprawnia to jednak do utożsamiania ich z Rosją. Niesprawiedliwym, a z dziennikarskiego punktu widzenia wręcz nierzetelnym jest kreowanie wizerunku Rosji przez pryzmat państw sąsiadujących i odwrotnie.
Nie do końca też rozumiem, jak do ruskiego ekstremu mają się zasady panujące w saunach w różnych częściach Europy. Problematyka ta zdominowała bowiem ostatnią część tej książki. Trochę dziwi też obecność niektórych felietonów, które tematycznie nijak mają się do głównego wątku. Sprawia to wrażenie jakby zostały włączone do książki na siłę, tylko po to, by zapewnić minimum niezbędne do jej wydania.
Pomimo tych niedociągnięć, książkę Reitschustera czyta się bardzo dobrze. Autor zmienił zdanie o Rosji, ale nie stracił lekkiego pióra, poczucia humoru i dobrego samopoczucia.
©Anna Purczyńska
Autor: Boris Reitschuster
Wydawca: Carta Blanca, 2012
Liczba stron: 240