Tragedia Makbeta naszą...

Michał Domagalski
Michał Domagalski
Kategoria książka · 28 sierpnia 2012

Dramat o zderzeniu się człowieka współczesnego z losem i wiarą w porządek świata w wyjątkowym przekładzie Piotra Kamińskiego. Pozycja ważna.

 

Makbet. Może to najkrótsza ze sztuk Shakespeare'a, ale jednocześnie, wrzucając człowieka między drwiące, nieokreślone i (pozornie?) zewnętrzne względem niego siły losu, każe zadać sobie jedno z tych naiwnych pytań, rozbrzmiewających od zarania dziejów w ludzkich społecznościach: skąd zło? Pytanie, które nie umarło z napisaniem Makbeta ani nawet z pierwszym wystawieniem go na scenie. Tkwi ciągle w kulturze. Wspomnę tylko wiersz Różewicza Unde malum? oraz polemiczny tekst Miłosza pod tym samym tytułem, oba odwołujące się do teodycei Leibniza. Teorie niemieckiego filozofa są prawie o wiek późniejsze niż dramatyczne rozważania Shakespeare'a.

 

I dają inną, pewną(!) odpowiedź.

 

Kiedy czytamy Makbeta, rozrywa nas niepewność, której sprzyja poetycki rozmach. Z jednej strony chcielibyśmy całą winę zrzucić na głównego bohatera i przyznać rację Różewiczowi („Skąd się bierze zło?/ jak to skąd/ z człowieka/ zawsze z człowieka/ i tylko z człowieka”). Z drugiej spoglądamy strachliwie na wiedźmy – te baby z brodami, które w kotle warzą przyszłe losy świata. Czy ważymy się odmówić im proroczych umiejętności? Odmówić im jakiegokolwiek wpływu na los?

 

Pociąga Makbet czytelników – ciekawych dramatu człowieka ambitnego, który został wodzony na pokuszenie. Pociąga Makbet tłumaczy - „olśniewające ustępy poetyckie” i „kryształowa konstrukcja"1 Będzie wielu pociągał...

 

I tu zabawiłem się w jedną z wiedźm (a właściwie we wszystkie), stosując nieudolnie ten sam zabieg – „przewrotne słowa, co tak łżą prawdziwie”. Czy wystarczy dokonać inwersji, by zwieść odbiorcę? Czy wystarczy żonglować znaczeniami, by dać złudną nadzieję? Czy Makbet, „który będzie królem”, powinien dopatrzeć się zdradziecko brzmiącej nuty, porównując ostatnią wypowiedź wiedźm z wcześniejszymi? Czy my byśmy dostrzegli? Czy dostrzegamy niebezpieczeństwo w nich brzmiące, gdy czytamy/oglądamy tragedię raz pierwszy?

 

Codziennie wierzymy bez zastrzeżeń w różne głoszone wokół nas prawdy – dostarczane to przez religię, to przez naukę, codziennie pozwalamy, aby różni specjaliści od marketingu malowali przed nami złote góry, pozwalamy zasiewać w sobie ziarno nadziei na ogromny zarobek, nie zauważając w zapowiedziach istnienia słowa „możliwość”. Może je widzimy, jest jednak dla nas zbyt... niewygodne.

 

Pierwsza wiedźma mówi Makbetowi, o tym, co już ma. Co więcej, o tym, co wie, że ma.

 

„Cześć Makbetowi! Cześć ci, tanie Glamis.”

 

Druga wiedźma mówi Makbetowi, o tym, co już ma. Niestety, jeszcze nie wie, że to ma.

 

„Cześć Makbetowi! Cześć, tanie Cawdoru.”

 

Na swój sposób zwodzą go, dając mu złudne wrażenie dowodu swoich umiejętności. Zauważmy, że obie mówią o tytułach, które Makbet zdobył. Wieść o drugim jednak do niego dopiero dotrze. W tym świetle, wypowiedź trzeciej staje się zapowiedzią losu...

 

„Cześć Makbetowi, który będzie królem.”

 

… czy tylko zapowiedzią możliwości? Możliwości, w której spełnienie wiara rośnie w trakcie rozmowy z Lady Makbet.

 

Udaje się jednak przewidzieć wiedźmom znacznie więcej i wybiec daleko w przyszłość. Sam poczet królów, potrójne berło, które dzierżył będzie – zasiadający na tronie współcześnie Shakespeare'owi Jakub – to daleko idące konsekwencje poczynań Makbeta. Czy uda je się wsadzić do szufladki z wygrawerowanym pewną ręką napisem: MOŻLIWOŚCI? Czy równie łatwo nam zamieść na tę samą kupkę zagadkowe i zawiłe zapewnienia o lesie Birnam oraz dziecku niezrodzonym z kobiety?

 

Pewność, przeznaczenie, los, przypadek wiją się i splatają ze sobą. Nie kontrolujemy swego życia w pełni, ale mamy na nie wpływ. Choć trudno nam przewidzieć konsekwencje własnych poczynań, konsekwencje pewnych (nie)religijnych proroctw, przewidywań. Czy wymyślono by loty w kosmos, gdyby nie marzenia o nich? Czy zapowiedzi latających maszyn nie miały wpływu na wynalezienie samolotów? Kwestią czasu jest, kiedy setki Makbetów stanie się królami i czy pomogą przepowiedni, dokonując zbrodni.

 

Tutaj dotykamy następnej wątpliwości. Rodzi się kolejne pytanie. Jest inna droga, na której Makbet mógł zostać władcą? Chyba rację ma Banko:

 

„Rzecz dziwna:

Częstokroć, aby nas przywieść do zguby,

Prawdę nam mówią namiestnicy mroku,

Zwodząc rzetelnym głupstwem, by nas zdradzić

W tym, co doniosłe.”

 

*

 

Makbet stał się w Polsce jednym z bardziej znanych dzieł Shakespeare'a, nie wyłącznie dlatego, że znalazł swoje miejsce na zaszczytnej liście lektur obowiązkowych. Z tego powodu raczej jego popularność mogłaby z roku na rok maleć. Chociaż z drugiej strony nie można odmówić – paradoksalnie – pewnej roli szkolnym poczynaniom polonistów. Przecież również w innych działach angielskiego dramaturga czyhają na nas opisane „naczelne mity człowieka nowoczesnego"2Tutaj jet to walka z losem. I kto wie, czy Makbet nie tylko jest cały czas aktualny, ale czy czasami nie staje się z roku na rok coraz aktualniejszy.

 

Wracają do mnie te wszystkie wątpliwości, gdy otwieram nowe tłumaczenie, tym razem dokonane przez Piotra Kamińskiego, który zderza się z owym arcydziełem w sposób wyjątkowy. Tworzy po raz pierwszy wersję polską zgodną co do ilości wersów z oryginałem, co w porównaniem z – arcyciekawym – przekładem Barańczaka, tworzy w czytelniku specyficzny dysonans. Stanisław Barańczak rozbudowuje – żeby nie rzez rozsadza – poszczególne frazy, dodaje tu i ówdzie swoje poetyckie trzy grosze. Choć Kamiński jest bardziej oszczędny to równie liryczny, a i pewne ograniczenia nadają smaczku nowemu tłumaczeniu.

 

W. A. B. decyduje się właśnie od Makbeta rozpocząć prezentowanie nowych przekładów. Od dzieła czternastokrotnie przełożonego już na polski (warto dodać, że tylko z Makbetem z całej obszernej twórczości Shakespeare'a zmierzył się Antoni Libera – kongenialny tłumacz Samuela Becketta). I mimo ciążącej odpowiedzialności, mimo towarzyszącym Makbetowi różnorodnym klątwom – a może właśnie dzięki temu wszystkiemu – udaje się oddać w ręce czytelnika coś więcej niż nowe tłumaczenie.

 

To także świetnie opracowane wydanie opatrzone wstępem i komentarzem Anny Cetery (na szczególną uwagę zasługuje odwołanie do źródeł historycznych wcześniejszych od Makbeta) oraz indeksem dotychczasowych tłumaczeń i polskich realizacjach teatralnych. Po Wieczorze trzech króli wiemy, że owa zaleta, to dla tej serii norma. Brakuje tylko spisu filmów, które inspirowane były dziełem Shakespeare'a, a przecież tworzyli takie Orson Wells, Akiro Kurosawa czy Roman Polański. To nie minus, to raczej wskazówka na przyszłość.

 

Makbet Wydawnictwa W. A. B., którego egzemplarz spoczywa teraz obok mojego komputera, stał się dla mnie ważną pozycją na półce z napisem „SHAKESPEARE”.

 

 

 

 

© Michał Domagalski


 

William Shakespeare

Makbet

tytuł oryginału: Macbeth

przekład: Piotr Kamiński

liczba stron: 240

premiera: grudzień 2011

Wydawnictwo W.A.B.

 

-----------------------------------------------------------------------------

 

1Antoni Libera w wywiadzie z Agatą-Bielik Robson, cyt. za: William Shakespeare, Makbet, Warszawa 2002, wyd. Noir Sur Blanc, str. 177.

2Termin podaję za Agatą-Bielik Robson, tamże.