Dłoń, która sięga

Aleksandra Lubińska
Aleksandra Lubińska
Kategoria książka · 19 lipca 2012

Stanisław Salij zauważa, że symbolika bata zmienia się w zależności od ręki, która go dzierży. Podobnie jest z „Biczykiem", pasującym akuratnie i do pracy naukowej, i do kieszeni podglądacza, który przez mały otworek w ścianie obserwuje kurtyzanę, grzmocącą starców pozłacaną dyscyplinką.

Oczekując na przybycie książki Afrodyzjak zewnętrzny albo Traktat o biczyku, wyobrażałam sobie, że będę miała do czynienia z rodzajem pisanej prozą literatury sowizdrzalskiej – pełnej rubasznego humoru i niewybrednych żartów – albo z utworem, którego głównym zadaniem jest zaopatrywanie spragnionych czytelników w literaturę specyficznie erotyczną. Myślę, że co do tego drugiego mogłam mieć nieco racji, bo mało to prawdopodobne, żeby w toku dystrybucji książeczka nie trafiła raz czy dwa w ręce jakiegoś dojrzewającego dziewczęcia albo chłopięcia, lecz jej zasadniczy zamysł był inny. Wydany w 1788 roku Biczyk ma bowiem cechy traktatu naukowego, chociaż chwilami zamienia się w ciosanie kołków, a cały obiektywizm na widok habitu zmienia się w proch i pył. Ale o tym za moment.

Tymczasem o treści: na osiemdziesięciu pięciu stronach François Amédée Doppet (znany z pierwszego wydania jedynie jako „D*****, lekarz"), francuski medyk wyjaśnia, zgodnie z ówczesnym stanem wiedzy, działanie intensywnego biczowania na organizm, a zwłaszcza na przyrodzenie, opisuje skalę zjawiska i przedstawia galerię poukrywanych po lupanarach (i nie tylko) nieszczęśników, dla których flagellacja jest jedynym ratunkiem przed zupełną impotencją. Potem robi się jeszcze ciekawiej. Zaprawiony solidną dozą osiemnastowiecznego racjonalizmu styl Doppeta nie oszczędza żadnej spośród wziętych na celownik postaci. Dostaje się – i to raz za razem! – duchownym, żyjącym w niezgodnym z naturą celibacie, czerpiącym perwersyjną przyjemność z okładania się nahajkami, rodzicom oraz nauczycielom, których jedynym remedium na krnąbrność jest grzmocenie dzieci po tyłkach – czy to z powodu bezradności, czy też lubieżnej ciągoty do oglądania obnażonych zadków. Sam do rozpusty i libertyństwa – jak twierdzi – nie zachęca, napisane przez niego rozdziały wspomóc mają oziębłych małżonków, a poza tym doedukować cnotliwych ignorantów.

Tłumaczeniem książki z francuskiego zajął się Krzysztof Rutkowski, odpowiedzialny również za przekład Sztuki pierdzenia oraz Niebezpieczeństw onanizmu; oba tytuły zostały wydane przez słowo/obraz terytoria w ramach serii 10/15. Stylizowana polszczyzna zmienia Afrodyzjak zewnętrzny w klejnocik. Fani słów zapewne z wdzięcznością przyjmą 'krochmalca', 'struganie sterczydeł' i 'swędniki'. Język jest potoczysty, przepływa w naturalny sposób od tonu uczonego do zgryźliwej ironii. Całości dopełnia warstwa graficzna, mająca nawiązywać do estetyki wydań osiemnastowiecznych: z żywymi paginami zawierającymi pierwsze sylaby tekstu ze strony następnej, zdobieniami na początku i końcu każdego rozdziału oraz specyficznym krojem pisma.

Stanisław Salij, autor przycupniętego na końcu tomiku przeglądu ilustracji Flagellacja w czterdziestu obrazach,w posłowiu go zamykającym zauważa, że symbolika bata, neutralnego samego w sobie, zmienia się w zależności od ręki, która go dzierży. Podobnie jest z Biczykiem, pasującym akuratnie i do pracy naukowej, i do kieszeni podglądacza, który przez mały otworek w ścianie obserwuje kurtyzanę, grzmocącą starców pozłacaną dyscyplinką. Chociaż po prawdzie, format tej uciesznej książki wydaje się stworzony do ukrywania jej przed rodzicami i małżonkami po szafkach oraz zakamarkach.

 

 

 

 

 

Aleksandra Lubińska

 

 

 

 

Afrodyzjak zewnętrzny albo Traktat o biczyku, François-Amédée Doppet

tłumaczenie: Krzysztof Rutkowski

wydawnictwo:słowo/obraz terytori,

seria 10/15

stron: 150

 

 

(Tekst pierwotnie znalazł się na portalu LubimyCzytac.pl)