Laura (Riding) Jackson, czyli taki pościg za obecnością

Paweł Paszek
Paweł Paszek
Kategoria książka · 7 lipca 2012

Jeśli jest możliwe budowanie totalnego języka, który jednocześnie mógłby unieść „pozytyw”, o którym mówiła, a który nie został nigdy wypowiedziany, to właśnie jako pragnienie życia Laura Riding postawiła przed sobą skompletowanie obecności w języku i obecności języka.

 

 

Pewien sposób pisania, który jest w swej istocie pewnym zagorzałym „myśleniem” języka, wynika jasno z całego poetyckiego, ale także teoretycznego zamiaru Laury (Riding) Jackson. Powinienem napisać Laury Reichenthal, bo tak brzmiało „prawdziwe” nazwisko Laury Riding. Być może jednak powinienem napisać Laury Riding, bowiem to, co najważniejsze Laura Reichenthal napisała jako Laura Riding. Dopiero od roku 1941, czyli od momentu wzięcia ślubu z amerykańskim poetą i pisarzem Schulyerem B. Jacksonem autorka The Close Chaplet (1926) podpisuje się jako Laura (Riding) Jackson. Wtedy już jednak nie pisała wierszy. Odeszła od poezji. Zwróciła się w stronę głębokiego, bardzo ambitnego, a zarazem już na ten czas nieco anachronicznego „obmyślania” projektu, mającego na celu rewitalizację tego, co jest w całości „językiem”. Wynikiem tej wieloletniej refleksji, mozolnej pracy badawczej mającej na celu stworzenie nowej predylektywy odczuwania, rozumienia i użycia języka.

 

Zaczynając jeszcze raz, potrzebne jest, być może, bym napisał, że pewien sposób pisania, będący szczególnym „myśleniem” języka u Laury Riding, stanowi pragnienie stworzenia totalnej, nowej odmiany języka, który pojawi się znów jako ten, który porzucając mit, uzyska swoją „przedwieczną” prawdę, swoją anarchiczną „an-archię”.  Odzyska źródłową źródłowość. Riding pragnęła wyprowadzić z języka rosnącą polisemię – pragnęła odzyskać język czystego znaczenia, język, który mógłby unosić wydarzenie świata jako wydarzenie samej „prawdy”. W jednym z tekstów eseistycznych, których fragmenty zostały zamieszczone w wydanym przez Biuro Literackie tomie Obroty cudów, pisała o prawdziwym wydarzeniu poezji, pojawiającej się w „mowie” dziecka, które nie pozyskało jeszcze zdolności artykułowania językowego:

 

Poezja (chwała dziecięctwu) zasadniczo nie należy do Mitu. Jest całą prawdą, o której wie, to znaczy nie wie nic. Jest sztuką nieżycia. Nie ma żadnego systemu, harmonii, formy, publicznego znaczenia czy poczucia obowiązku. Poezja jest czymś co dzieje się wtedy, kiedy dziecko spełznie z ołtarza i ma „zamiar stanowczy być nader przekorną istotą” – ma zamiar nie udawać, nie uczyć się mówić i wersyfikować. Z każdym razem wymyśla sobie nowy język i natychmiast go zapomina. Za każdym razem gdy otwiera usta, musi wszystko zaczynać od początku. (Mit)

 

To oczywiście brzmi jako gloryfikacja idiopatii, autarkii totalnej wiodącej do autyzmu. Ale podążając drogą aliteracji, wiedzie do pozyskania totalnego autentyzmu. Właśnie pozyskanie języka autentycznego stanowiło pierwsze pragnienie Laury Riding. Podobne sensy utrzymywała jej poezja. Stąd tak stanowczy gest porzucenia poezji, która nie ulega monosemii, nie podlega jej w żadnym stopniu i zawsze otwiera się na to, co jednostkowe jako wielość. Laura Riding konkluduje swoje porzucenie praktyki poetyckiej, uznając „szkodliwość” poezji dla realizacji jej pragnienia. Nie chce rozwodzić się teraz tutaj nad problem jaki pojawia się tu przed czytelnikiem, który sięgając po twórczość Riding jednocześnie sięga po całą sekwencję autokomentarzy do swojej twórczości autorki Poet: Lying Word (1933).

 

W tym momencie opowiem się po stronie Johna Ashberego, który w swej znakomitej książce Other Traditions stawia na delikatne odsunięcie tego, co z pozycji autora Laura Riding w swych komentarzach do własnej twórczości zawzięcie proponuje czytelnikowi odczytującemu jej wiersze. Dlatego też, mając jednak na uwadze jej niedokończony, wspólny z drugim (i ostatnim) mężem, monumentalny projekt szczególnej „myśli” języka, którego wynikiem jest wydane już po śmierci obydwu autorów  Laury Riding (zmarła w 1991 roku) i Schulyera B. Jacksona (zmarł wiele lat wcześnie, w 1968 roku)  w 1997 roku Rational Meaning: A New Fundation for the Definition of Words, powinienem może przede wszystkim wskazać „novum” jej poetyckiej realizacji, ale wymagałoby to osobnej pracy i chyba wieloletniej pracy, aby zrobić to rzetelnie. Ograniczę się więc tylko do krótkich, najkrótszych i mam nadzieję, że jak najmniej uwłaczających konstatacji (konstatacja to zawsze, a na pewno często zubożenie).

 

To, co najważniejsze Laura Riding jako poetka napisała w latach 1928-1938. Jednocześnie jest to okres, kiedy w ciągu dziesięciu lat napisał wszystko, co stanowi jaj dorobek poetycki. Pierwszym ważnym tomem wierszy jest The Close  Chaplet wydany w 1928 roku, ostatnim są wiersze zebrane The Collected Poems, które wydała jako dwudziestosiedmioletnia autorka w roku 1938. W Polsce jej twórczość jest prawie nieznana. Stąd ważna praca translatorska Julii Fiedorczuk i pochwała dla Biura Literackiego, które jednocześnie wydało: Obroty Cudów. Utwory wybrane: wiersze i eseje i Koronę dla Hansa Andersena. Utwory wybrane: opowiadania .

 

Obroty Cudów prezentują wybór wierszy i kilka esejów Laury Riding, dając pewne przeświadczenie o tym, nad czym całe swoje życie pracowała autorka Progress of Stories. Dają przede wszystkim przeświadczenie, czym był jej zamiar, który wydarzył się jako jej szczególna poezja. Poezja, która powstawała w momencie, gdy odchodził już na dobre dawny świat i nowy porządek, porządek wahania i niepewności ujawniał się w całym tragizmie nowej cywilizacji, której koniec rozpoczął się I Wojną Światową. Laura Riding przeczuwała nachodzące kolejne czasy zupełnej ciemności i jej żarliwe pragnienie odzyskania, resuscytacji sensu zestraja się z tym, co oddaje jej pojedynczy głos ruszający na poszukiwanie nowego wyrazu, który ona nazywała „prawdą”.

 

Stąd być może najpierw u niej staranie o język, o język, który mógłby znów podnieść to, co jest „prawdą”. Język, który mógłby przynieść taką zmianę świata, aby zmierzał do przeczuwanego przez nią zaćmienia. Zarazem dojmujące jest wielkie staranie otrzymania takiej językowej ekwiwalencji doświadczanego, która mogłaby unieść ową „prawdę” pojedynczej osoby. Wyraz dobitny daje temu wiersz Obchody klęski (Celebration of Failure):

 

Przez ból przez ziemią bólu

Przez czułe ubóstwo

Przez okrótne w siebie zwątpienie

Osiągnęłam tę piędź całości.

 

To było jak obietnica.

Po bólu, mówiłam sobie,

Piędź będzie cenniejsza od zarozumiałej mili.

 

I butny rozum

Który krzywił się na bezbłędny plan

Teraz uśmiecha się, widząc kalekie wykonie,

Opiewając moje przerywane piękno.

           

Ta próba odzyskania siebie, a zapisana jako „przerywane piękno” odkrywa dla Laury Riding drogę ascezy, drogę porzucenia tego, co metaforą. Autorka Experts Are Puzzled wyznacza już w latach trzydziestych linię graniczną modernizmu osiągając zanikanie wyrazu poetyckiego na rzecz tego, co niewypowiadalne. Jej poezja, przeciwnie do jej wyrażanego jako myśl projektu językowego, jest zapisem przerwania wyrażania, niemożliwości osiągniętej jako zanik metafory, jako zanik samej poezji. W innym ważnym utworze Wcielenia (Incarnations) Laura Riding zapisała:

 

Nie wypieraj się,

Nie wypieraj się: rzecz bierze się z rzeczy.

Nie wypieraj się w nowej próżności

Starego, pierwotnego prochu.

 

Jaki grób, jaka przeszłość krwi i kości

Tkwi we mnie, kiedy leże śniąc i śniąc

Szczęśliwie przeklęta,

Zaklęta, żywa, w zapomnieniu pierwszych spraw…

Śmierć nie daje nawet jednej chwili by pamiętać

 

Bym nie mogła, jak kamień jakiejś rzeźby zbyt przeobrażony,

Przypomnieć sobie, ziarnko do ziarnka, o pierwotnym prochu

I patrząc w dół schodów pamięci powtarzać:

To nie byłam ja.

 

Mozolne staranie o to, by ustanowić zapis dalece surowy, wydestylowany, objawia całą graniczność każdego z wierszy Laury Riding. Wtedy, kiedy pisze o sobie jako o wydarzeniu obecności, wydarzeniu egzystencji i wtedy, kiedy pisze dalej o sobie, o swoim doświadczeniu tego, co kobiecością – parafrazując Paula Klee’go – w swej immanencji zupełnie niepochwytną językowo, doświadczalnie więc ulatującą, pozostającą jako wydarzenie absolutnie teraźniejsze, jako wydarzenie aestetyczne. To usilne i graniczne konkretyzowanie samego języka, które miało wymijać jego indeksalny charakter, jest takim ustawieniem wrażliwości poetyckiej, aby ta kierowała się w stronę maksymalnej kondensacji znaczenia, a zarazem utrzymanie sensu. Aż do zniknięcia tradycyjnie ujmowanego sensu, czyli aż do tego, co jest milczeniem poetyckim. Tom wierszy zapisanych prozą: Poet: A Lying Word, z którego pochodzi wiersz o takim samym tytule Poeta: kłamliwe słowo stanowi jakby preludium do tego ostatniego wygłosu poetyckiego Laury Riding, którym jest otwarcie tego, co milczeniem.

 

[…]

Poeta to fałszywa ściana: to kłamliwe słowo. To ściana, która zamyka, a jednak nie zamyka.

 

[…]

Mówię, mówię, jestem, jest, taka ściana, taki poeta, takie niekłamstwo, takie niepoprowadzenie. Zaczekajcie na wzrok i dobrze się przyjrzyjcie, niech nieruchome trwanie nauczy was, że nikt z was nie przechodzi dalej.

 

Co jest dalej? Jest to nawet-ja, nawet to nie-ja, ten nieskłamany sezon, w którym śmierć równomiernie odmierza tempo roku – tego każdego roku.

[…]

 

Działanie różnicy pomiędzy tym, co upragnione jako wyrażenie tego, co dalej, a tym co jako profit braku zostaje odkryte przy okazji pisania ujawnia się w pełni w ostatnim z wierszy zamieszczonym w Obrotach Cudów, w wierszu konfesji noszącym tytuł Jak powstaje wiersz:

 

Nawiedza nas konieczność pod postacią wyzwania:

Czy umiesz wydać z siebie głos,

Dowieść, że istniejesz?

[…]

 

Gdyby to nie był wiersz,

Mówiłabym o mówieniu,

Pisałabym o mówieniu (i pisaniu),

Które uratowało się dla innego, innych,

Stworzyło się dla jednego i wszystkich,

Albo dla nikogo, jeśli powściągnęło swą podróżną siłę,

Bez łaski czasu, który mógłby jej ocalić

Przed całkowitą zgubą.

 

Albo tak bym właśnie mówiła i pisała,

To znaczy spróbowałabym zbudować

Coś, co połączyłoby nasze myślenia

W rzeczywistości słów, bytów, innych ludzi,

Bardziej wypowiadalne, zamieszkiwalne, gościnne, otwarte.

 

Profit braku, o czym pisałem wyżej, jest samym aktem pisania, ale jednocześnie Laura Riding nie poprzestaje na uznaniu tego braku. Akcentuje pisanie jako wyłącznie pisanie o pisaniu, ale kontynuuje pisanie i okrywa figurę wspólnoty, tego, co nieustannie otwarte, odkrywa gościnność („hospitality”) odkrywa własne pragnienie nie tylko samego wyrażenia, odkrywa pragnienie, pragnienie tego jakby mogła pisać (myśleć?) ten szczególny język. To pragnienie odkrycia tego, co może wydarzyć się jako gościnność, jako otwarcie, jako „mowa” sama.

 

Na początku powiedziałem o anachronizmie Laury Riding, ale myślę, że to złe określenie. Jednocześnie na myśl przychodzi inne określenie – utopia. Być może utopijne było pragnienie resuscytacji sensu, jego rezurekcji w nowej, pełnej formie przystępnej człowiekowi jako takiemu. Przesunę się jednak nieco poza tak banalne klasyfikacje. Laura Riding zaproponowała odnowę, restaurację świata „myśli” i całe życie poświęciła pracy nad tą propozycją, począwszy od jej wierszy, skończywszy na „nowej podstawie definiowania słów”. Jeśli jest możliwe budowanie totalnego języka, który jednocześnie mógłby unieść „pozytyw”, o którym mówiła, a który nie został nigdy wypowiedziany, to właśnie jako pragnienie życia Laura Riding postawiła przed sobą skompletowanie obecności w języku i obecności języka. Pozostanie to w postawionych przez nią literach na bardzo długo jako otwartość zupełna, a zarazem pozostanie to także jako zadanie, zadanie dla każdego, który „pragnie” mówić.

 

 

 

 

 

 

 

Laura (Riding) Jackson, Obroty cudów

Tłum. Julia Fiedorczuk

Biuro Literackie, 2012

Liczba stron: 120