Jak kartka z rodzinnego notesu

Redakcja
Redakcja
Kategoria książka · 10 czerwca 2012

O odgrzebanych przez Aleksandra Kaczorowskiego historii miasteczek i faktach, których próżno szukać w encyklopedii powszechnej. Okazuje się, że istnieją jeszcze literaccy bardowie naprawdę zainteresowani przeszłością.

 

Kaczorowski Balladę o kapciach raczej odtworzył niż napisał. Odkurzył przeszłe fakty, odświeżył pamięć najstarszych mieszkańców, po czym oprawił to w niebieską okładkę. Esej podzielony jest na 3 części. Pierwsza opisuje losy rodziny pana Kaczorowskiego, kolejne opowiadają o dwóch najważniejszych miejscach jego dzieciństwa i młodości: Żyrardowie i Grodzisku Mazowieckim. Jak sam przyznaje często szkicuje portrety osób, których nigdy nie poznał; odmalowuje ulice, których już nie pamięta i mimo trudności wierzy, że to ma sens, ponieważ wszystkie te miejsca i osoby wiążą z autorem specyficzne relacje pozwalające uwierzyć, że coś ich jednak łączy.

 

„Będąc, kim jestem, i wiedząc, skąd się wziąłem, muszę jednak tę bolesną prawdę uznać za cząstkę mojego polskiego dziedzictwa”  ten fragment bardzo dobrze pokazuje jak mądrze Kaczorowski kocha swoja małą ojczyznę ( a i „dużą” zapewne też). Dzielnie stawia czoła trudnym faktom. Ten fragment odnosi się do traktowania Żydów w Grodzisku, jednak w szerszej perspektywie pokazuje jak dobry reporter mierzy się z bolesnymi fragmentami własnej przeszłości. Taka jest właśnie Ballada o kapciach  niesamowicie szczera. Kaczorowski z podniesioną głową opisuje zarówno to, co dobre oraz to, co złe. Reporterska uczciwość nie pozwala mu na przemilczenia.

 

Ballada o kapciach jest niesamowicie plastyczna. Bardzo łatwo otworzyć się na tę książkę i wejść w jej klimat. Czytelnik nagle może złapać się na tym, że płynie z babcią cioteczną do Ameryki albo układa tory w Sochaczewie. Jest to o tyle ważne, że autor nie opisuje suchej historii. Wplata w nią konkretne sytuacje, opowiada losy prawdziwych ludzi, przez co bardzo łatwo czytelnikowi wyczuć klimat książki. Teoretycznie powinno być to dużym wyzwaniem, ponieważ Ballada o kapciach opowiada historię lokalną. Nie oszukujmy się – nie jest ona tak fascynująca jak historia światowa, czy ogólnopolska. Część wydarzeń dla postronnego czytelnika może być nudna – co wynika właśnie z faktu lokalności. Rzesze czytelników, którzy nie pochodzą z tych samych regionów, co autor, w sposób naturalny mogłyby odczuwać dystans, jednak narracja i dodane do tekstu zdjęcia powodują tak ujmująca „swojskość”, że dystans szybko zmienia się w otwartość i ciekawość. Dodatkową trudnością jest zawiłość fabuły – zwłaszcza w pierwszej części książki. Mnogość bohaterów może sprawić, że czasami zwyczajnie trudno się „połapać”. Sprawy nie ułatwiają retardacje czasowe rodem z książek fantastycznych.

 

Najbardziej inspirujące w eseju Ballada o kapciach jest dla mnie sposób, w jaki autor potraktował historię swoich rodzinnych stron. Wielki szacunek należy się Kaczorowskiemu już za samo zainteresowanie tematem, za to, że najzwyczajniej w świecie „chciało mu się” wszystko to odgrzebywać i usystematyzować. Z czegoś na pozór nieważnego i nudnego stworzył interesujące dziełko i z pewnością wykrzesał w niejednym czytelniku ciekawość na temat własnej historii. Dziedzictwo, jakie wiąże się z miejscem życia, poczucie przynależności to coś, co w życiu każdego człowieka stanowi wielką wartości. Patrząc na Balladę o kapciach z tego punktu widzenia, można śmiało napisać: książka bezcenna.

 

 

 

Agata Kwiatkowska

 

 

 

Aleksander Kaczorowski, Ballada o kapciach

Redaktor: Katarzyna Wołowiec

Wydawca, miejsce, rok wydania:Czarne, Wołowiec, 2012

Liczba stron: 159.