„Wiernym jest więc nie ten, kto zachowuje w formie nieskazitelnej czystości dogmat marksowski, lecz ten, kto stosuje realistycznie rewolucyjną metodę Marksa – a więc za podstawę polityki obiera analizę istotnego stanu rzeczy”. Te słowa z października 1906 roku mogłyby tu posłużyć za motto.
Ponad pięćset stron tekstów politycznych i kulturalnych, ukazujących się na początku dwudziestego wieku – to ryzykowne działanie wydawnicze. Niemal na pewno skazane na porażkę komercyjną. Niewiele więcej nadziei pozostaje w dziedzinie edukacyjnej, gdzie wymóg wolnorynkowego traktowania zdobywanej wiedzy raczej nie pozostawia wiele czasu na dokształcanie się na „nieopłacalnych” kierunkach, gdzie trzeba znać Kanta, Heideggera, Ingardena czy Agambena, a dodatkowe wiadomości należy zdobywać na własną rękę, z czym nie radzą sobie nawet ci najzdolniejsi ze studentów. Można mieć wątpliwości nawet co do docelowej grupy wydawnictwa Krytyki Politycznej, czyli młodej inteligencji lewicowej, która woli zaczytywać się w modnym Žižku i Lacanie, poznając coraz bardziej skomplikowane teorie oraz dyskursy jeszcze precyzyjniej, jak powszechnie się sądzi, opisujące naszą rzeczywistość. Tym to warto przypomnieć starą ludową mądrość, że drzewo bez korzeni nie rośnie. Do kogo więc trafią Pisma polityczne Stanisława Brzozowskiego? Do wąskiej grupy historyków idei, studentów filozofii uczęszczających na fakultety, kulturoznawców-wolnościowców, nauczycieli polskiego zafascynowanych Młodą Polską?
Brzozowski był silnie obecny w tradycji starej niekomunistycznej lewicy. Odwoływały się do niego (i w większości wypadków nadal to robią) tak wybitne postaci jak Andrzej Mencwel, Czesław Miłosz czy Agata Bielik-Robson. Ten pierwszy w swojej książce Etos lewicy, w kontekście roli pisma „Głos”, pisze o nim tak: „Lata 1903-1905 to (...) okres niewątpliwej pisarskiej dominacji Brzozowskiego w »Głosie«. Wyraża się ona nie tylko fajerwerkami sprawności warsztatowej (felietony, recenzje literackie i teatralne, dramat i powieść w odcinkach, publicystyka literacka, społeczna i polityczna, wreszcie esej filozoficzny), ale i zasadniczym zarówno dla gazety, jak i piśmiennictwa polskiego charakterem wystąpień”.1 Nie sposób mówić o polskim socjalizmie, o polskiej lewicy, o polskim dwudziestoleciu międzywojennym, pomijając wpływ myśli autora Legendy Młodej Polski. Trzeba również pamiętać, że lewicowi działacze podziemia antykomunistycznego oraz wolnościowa emigracja także brali go sobie za patrona, a przynajmniej za godnego uwagi i pamięci pisarza, co można z satysfakcją stwierdzić sięgając po artykuły ukazujące się w nielegalnych oraz zagranicznych pismach z lat 1945-19892. Marksistowskie idee, a właściwie Marks czytany przez Brzozowskiego, stanowił solidny punkt zaczepienia dla kolejnych pokoleń zmagających się ze spuścizną stalinizmu. To dlatego socjalizm nie został doszczętnie skompromitowany przez komunistów.
Warto przypomnieć w tym momencie słowa Andrzeja Walickiego o twórczej interpretacji i rewizji założeń Marksa: „Brzozowski należy do najbardziej konsekwentnych krytyków ewolucjonistycznego determinizmu, zdejmującego z ludzi odpowiedzialność za ich społeczny los. Jego epigenetyczna teoria historii rozbijała tezę o bezalternatywności procesu dziejowego, głoszoną przez dogmatycznych marksistów i przejętą od nich przez wolnorynkowych »neoliberałów«”3. A jest to tylko jedna z odpowiedzi, jakich udziela na pytanie co ważnego pozostało dziś po działalności autora Płomieni. O jego oryginalnym wpływie na polską myśl społeczną można pisać – i pisze się – potężne eseje. Mimo to największa sympatia do jego postaci wciąż pozostaje w obrębie ludzi urodzonych tuż przed wojną, lub tuż po niej. Trudno stwierdzić, dlaczego tak się dzieje. Zawinił język publicysty? Zbyt patetyczny, anachroniczny. A może nieaktualność poruszanych spraw? Różnica jednego wieku nie wydaje się zbyt odległa, lecz cztery pokolenia wstecz świat wyglądał zupełnie inaczej. A może przestarzałe narzędzia krytyczne? Wszak dziś jesteśmy już po lekcjach udzielanych przez Derridę, Badiou i Baudrillarda. Być może jest coś na rzeczy.
Po upadku realnego socjalizmu powrót do klasyków, w niezmąconej przez cenzurę postaci, może stać się remedium na bolączki współczesnej lewicy. Wciąż odbijają się echem pytania: czym jest lewica? Dokąd zmierza? Jak sobie radzi z przeszłością? Czy powinna bardziej zajmować się gospodarką, czy kulturą? Czy jest potrzebna? Gdzie szukać odpowiedzi? Sądzę że dla tak głębokiego kryzysu tożsamości najlepszym środkiem na odzyskanie utraconego poczucia wartości może być zwrócenie się w stronę wielkich poprzedników. Opieranie się na ich teoriach i dokonaniach, tekstach kultury jakie za sobą zostawili i świadectwach działań społecznych, a przede wszystkim skonfrontowanie ich z naszą dzisiejszą wiedzą o świecie i unowocześnienie przekazu, w wielu wypadkach może okazać się pomocne, a dalsze projekty uzupełni o pełnowartościowy kontekst.
Wybór pism Brzozowskiego to przede wszystkim pozycja skierowana do młodych czytelników. To oni, przez nieciekawy system edukacyjny w szkołach średnich i na uczelniach, mają sporą wiedzę oraz obeznanie w zagranicznych zdobyczach teoretycznych, lecz nie są zaznajomieni z własnym poletkiem. Dlatego rozumieją się tylko nawzajem i nie potrafią znaleźć wspólnego języka z ludźmi „starej lewicy”. Więcej nawet: nie potrafią porozumieć się z organizacjami i bytami tradycyjnie związanymi z lewą stroną polityki. Związki zawodowe, proletariat, teraz już coraz liczniejszy prekariat – oni już dawno stracili kontakt z młodzieżą zaangażowaną, nawet jeżeli sami nią są (zjawisko atomizacji). Młoda lewica stała się ksobna, zachłysnęła się skomplikowanymi teoriami społecznymi Zachodu, utraciła pierwotną wrażliwość wobec ludu pracującego, przez co, mówiąc kolokwialnie, zapomniała języka w gębie. Nie jestem przeciwny zdobywaniu wiedzy; tylko dzięki niej idziemy do przodu. Problemem jest zamiana tej wrażliwości na iście oświeceniowy kult wiedzy, intelektualizmu, brak złotego środka.
Chciałbym, aby Pisma polityczne nauczyły na nowo młodą lewicę poczuć otaczający ją świat. Poszukiwanie wspólnych linii łączących przeszłość z przyszłością może tylko przysłużyć się postulowanym zmianom. „Wiernym jest więc nie ten, kto zachowuje w formie nieskazitelnej czystości dogmat marksowski, lecz ten, kto stosuje realistycznie rewolucyjną metodę Marksa – a więc za podstawę polityki obiera analizę istotnego stanu rzeczy”. Te słowa z października 1906 roku („Doktrynerzy bezwładu”, s. 257-258) mogłyby tu posłużyć za motto. Czy aż tak bardzo różni się to od tego, co obecnie wyznajemy?
Widać, że spuścizna intelektualna twórcy filozofii pracy jest wciąż żywą i „plastyczną” (gotową do przekształceń) tradycją. Nie można odmówić aktualności i świeżości takim tekstom, jak „Kultura i życie”, „Praktyczne niebezpieczeństwa pseudomarksizmu”, „Trąd wszechpolski”, „Koniec romantyzmu”, czy listom o literaturze w trzech częściach. Chociaż przyznaję, iż jest to przykre, że piszący o naleciałościach po szlacheckiej Polsce filozof wciąż pozostaje aktualny w XXI wieku. Wydawałoby się, że już dawno nastał czas wyplenienia przestarzałych form i rytuałów, tymczasem ówczesne spojrzenie na społeczeństwo niewiele różni się od dzisiejszego. Jedyne co nas naprawdę oddziela od Polaków z dwudziestolecia wojennego, to telefony komórkowe i komputery. Szczególnie widać to w tekstach reagujących na bieżące zagadnienia, np. gdy w „Nieistniejącym wulkanie i bardzo istniejącej kwestii” odpowiada Benedyktowi Hertzowi na jego tekst z „Przeglądu Społecznego” poświęcony „sprawie kobiecej”. Brzozowski wykazał się dużo większą empatią i wizyjnością niż – bądź co bądź – postępowy lekarz, któremu odpowiedział w kwietniu 1907 roku tymi słowy: „Pan Hertz mówił sam o tym, że przywykliśmy patrzeć na sprawę kobiecą wyłącznie z męskiego punktu widzenia. Artykuł pana Hertza jest tego najlepszym dowodem. Męski punkt widzenia wyraża się tu w tym, że kobieta występuje tu wyłącznie i jedynie jako przedmiot i podmiot miłości. Emancypacja kobiety wydaje się panu Hertzowi emancypacją miłości. Bardzo pięknie. Ale sprawa jest bardziej złożona”. Nie dość, że złożona, to jeszcze do dziś napotykająca niezrozumiały opór (vide sprzeciw posła Gowina wobec konwencji Rady Europy w sprawie zwalczania przemocy wobec kobiet4, gdzie padł nieśmiertelny argument obrony wartości chrześcijańskich).
To przecież jedynie próbka tego co możemy przeczytać w Pismach politycznych. Ostre, nienaganne pióro, niezwykła umiejętność posługiwania się polszczyzną, świetna orientacja w nowościach filozoficznych, niezłomność charakteru i wiara w cel sprawiają, że czyta się tę książkę z niekłamanym zafascynowaniem. Zawarta w niej mądrość jest ponadczasowa, a nieraz nawet i ponad podziałami; jest po prostu głęboko ludzka. Dlatego do zmarłego na gruźlicę pisarza odwołuje się tak lewicowy Mencwel, jak i prawicowy Ziemkiewicz (odwracający oczywiście kota ogonem5).
„Życie Brzozowskiego przebiegało poza jakąkolwiek wspólnotą – czy to umysłową, czy artystyczną. Nie interesowała go, z przyczyn oczywistych (choroba), bohema jako możliwość istnienia we wspólnocie emocjonalnej, nie współtworzył w zasadzie programów (wyjąwszy wczesny tekst My, młodzi, niejednoznaczny zresztą jako deklaracja programowa), nie był sympatykiem żadnego literackiego ugrupowania”6 – podsumowała Marta Wyka we wstępie do Pamiętnika. Jego życie było dokładnym odzwierciedleniem własnych fascynacji. Mam nadzieję, że człowiek którego nie można jednoznacznie przypisać do jakiejkolwiek grupy stanie się dziś pośrednikiem między językiem „młodej” lewicy i wrażliwością „starej”, że dzięki tej lekturze odnaleziona zostanie płaszczyzna porozumienia wymagana do działania na rzecz realnych zmian. Wspólny „przodek”, postać wybitna, jest w stanie połączyć nieufnie podchodzące do siebie strony. Niech tylko „młodzi” zaczną czytać „starych”, a ci drudzy odrobią lekcję współczesności. Tego sobie i wam życzę wychylając nos znad pism Brzozowskiego.
Marcin Sierszyński
1 A. Mencwel, Etos lewicy, Warszawa 2009, s. 139.
2 Przykładem, jednym z licznych, może być artykuł Tadeusza Podgórskiego z 1953 roku „Jutro musi być nasze” opublikowane w emigracyjnym „Robotniku” nr 4-5. Przedruk można przeczytać na stronie: http://lewicowo.pl/jutro-musi-byc-nasze/ [data dostępu 23.05.2012].
3 A. Walicki, M. Sutowski, „…pisał z goryczą, że bycie Polakiem jest nieszczęściem”, [w:] Brzozowski. Przewodnik Krytyki Politycznej, Warszawa 2011, s. 43.
4 Sytuacja jest tak kuriozalna, że pozwolę sobie na małą dygresję w przypisie i odeślę czytelników do felietonu Agnieszki Graff o przezabawnym a lekko strasznym (trzeba pamiętać, że Gowin jest Ministrem Sprawiedliwości) tytule „Cała Polska tłumaczy Gowinowi co to »gender«” [data dostępu 24.05.2012].
5 R. Ziemkiewicz, „Tacy mądrzy, a głupi” [data dostępu 24.05.2012]
Stanisław Brzozowski, Pisma polityczne. Wybór
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011
okładka twarda, stron 520