Fuga: taka możliwość domu

Paweł Paszek
Paweł Paszek
Kategoria książka · 6 lutego 2012

Pisanie Urszuli Kozioł to jedno z najważniejszych wydarzeń języka albo powinienem powiedzieć to inaczej, precyzyjniej – to jedno z najważniejszych wydarzeń człowieka w literaturze polskiej ostatnich kilkudziesięciu lat.

 

 

Lee’s hand shook as he filled the delicate cups. He

drank his down in one gulp. “Don’t you see?” he cried.

“The American Standard translation orders men to

triumph over sin, and you can call sin ignorance. The

King James translation makes a promise in ‘Thou

shalt,’ meaning that men will surely triumph over sin.

But the Hebrew word, the word timshel —‘Thou

mayest’ — that gives a choice. It might be the most

important word in the world. That says the way is open.

That throws it right back on a man. For if ‘Thou

mayest’ — it is also true that ‘Thou mayest not.’

Don’t you see?”

 

John Steinback, EAST OF EDEN
 

 

 

To taki moment – moment człowieka, przede wszystkim zważywszy na chorobę świadomości, pojawiający się z nikąd i do nikąd nie zmierzający, dwugłoskowy, brzmiący: „TIMSZEL” (hebr. תמשל), również „TIMSZOL”. Znaczenia tego słowa (albo Słowa) są szerokie, bardzo rozległe, zależne od charakteru kontekstu. Słowo to jest szczególne. Pojawia się w hebrajskiej „Genesis”, gdy Bóg zwraca się do Kaina, który zamordował brata. Znaczy w tym fragmencie mniej więcej pewną, właściwą dla bytów obdarzonych wolą, możliwość. Można „tak”, ale również można „nie”. Możliwość, możność, która jest nunc stans. I dlatego Bóg pyta. Bóg pyta i zarazem mówi o danej „możliwości”. Ta „możliwość” to sytuacja człowieka, to również jest jego rodzaj.

 

Sytuacją i rodzajem człowieka, inskrypcją tego właśnie, jest pisanie Urszuli Kozioł. Wydana w dotychczasowej całości – od debiutanckich Gumowych klocków (1957) do ostatniego Horrendum (2007) – Fuga to 16 tom ważnej serii poetyckiej „Dożynki”, realizowanej przez Biuro Literackie. Próba diagnozy, jakiejś syntezy tej poezji wydaje się być raczej pomylonym przedsięwzięciem, robić tego nie będę. To co można dostrzec zaraz, to wielość jako właściwość. Wielość czyli „możliwość”.

 

Pisanie U. Kozioł to jedno z najważniejszych wydarzeń języka; albo powinienem powiedzieć to inaczej, precyzyjniej – to jedno z najważniejszych wydarzeń człowieka w literaturze polskiej ostatnich kilkudziesięciu lat. Publikuje od połowy lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Uhonorowana szeregiem nagród, nie będę jednak o tym pisał, nie jest to rzecz istotna, nie zmienia to dzieła poetyckiego autorki Przelotem, nie ujmuje mu ani nie dodaje. To jeden z tych głosów, który pozostanie niepodległy, silny, zachwycający. O Kozioł pisano wiele. Pisano również różnie. Różne rzeczy akcentowano, różne uznawano za przewodnie, różne za najważniejsze. Jednak wskazanie podstawowej linii koordynującej zdaje się być bezsensowne o tyle, o ile niemożliwe. Tak pod względem tematu, przestrzeni wewnętrznej wiersza, jak pod względem form, technik.

 

Mając przed sobą całość, można zauważyć jak przebiegała pewna modulacja głosu i formy. Widać nieustającą pracę nad rozbijaniem formy, rozbijaniem jej. Formułowanie zwycięża formowanie, głos staje się bogatszy, coraz pełniejszy, niewyczerpany. Autorka Listy obecności bardzo swobodnie, bardzo skutecznie rozporządza figurami tropologicznymi. Jest silna ironia, jest dystans do sprawy, który w swym geniuszu dostrzega się dopiero gdzieś wewnątrz, wszyty w materię wiersza, w jego delikatną, kobiecą tkankę:

 

 

…Był sobie pan i komuś była dziewczyna.
Tak się zaczyna.
– Jak się bajka skończyła?
– Pan nigdy nie był nikomu, ona sobie nigdy nie była.

                                         („Bajka”)

 

 

Pozornie banalny tetrastych. Pozornie, bowiem funkcja bajki zostaje zrujnowana. Zrujnowany jednako zostaje sam język. Opowiada w imieniu czyjejś utraconej obecności, swoją własną aporię. Własną ataksję, nieskuteczność. To się powtarza, w wielu realizacjach, często bardzo skomplikowanych ( „W rytmie słońca 1968”, „Postoje słowa”, „Sprzeczka z domem”). Należy oczywiście zwrócić również uwagę na odwagę eksperymentu U. Kozioł. Na realizacje ryzykowne, wychylające się, na dobrą sprawę, poza granicę wytrzymałości języka. Balans od jawności przekazu do zupełnego prawie, zaburzenia kooperatywności językowej dostarcza w samej istocie niezwykle barwną feerie, niepokorną symbiozę sensów, niełatwą często, ale głęboko ludzką, chciałbym powiedzieć prawdziwą. Także często wzruszającą, szczególnie gdy Kozioł pisze o miłości, tej najtrudniejszej relacji, najtrudniejszej i zarazem najważniejszej („Szron na szybach: złączeni”, „Nadzieja, że jednak cię zobaczę”). Dyspozycyjność jaką posiada poetka, powinienem powiedzieć podmiot, zdolność przemieszczania się, przechodzenia od skomplikowanej sekwencji złożonych obrazów do reistycznego wręcz detalu, przenikanie przez długą wypowiedź w jedno-akcentową monosylabę albo jedną literę, w bardzo przyjemny sposób napina wyobraźnię i odczuwanie.

 

 

W niszę pustki po tobie zewsząd zbiegają się tęcze
życie przelśniewa się przez śmierć wzmożonymi barwami
kwiat pierwszy z brzegu
dźwięk
cokolwiek
wszystko
napełnia mnie bolesnym wzruszeniem
jak gdybym to widziała słyszała raz pierwszy
i zaraz miała utracić.
wszystkie zmysły gwałtownie otwarte
jakby podmuch tej pustki pozrywał z nich plomby
chciałyby białym głosem wielbić cud istnienia.

[…]
żeglujący przed nami cieniu

zdawaj sięjeszcze
być.

 

(Z cyklu: „Elegie”)

 

 

Przejmujące obrazy relacji, relacji spełniających się, ale także takich, które są zerwanym porozumieniem, zerwanym z różnych przyczyn, często tej jednej, nieodwołalnej przyczyny – śmierci:

 

 

od teraz już przestaję się o ciebie
bać
już mi więcej
-matko-
nie umrzesz

 

(„I mówi Safo”)

 

 

Mowa poetycka Kozioł wskazuje równocześnie wiele progów, które pojawiają się w czasie wydarzającej się egzystencji. Za każdym razem ten język uwzględnia otrzymaną możliwość. Sytuację – „khorę”, która jest matką, zasadą, miejscem – nie-miejscem, skąd rozchodzą się możliwe decyzje, możliwe wybory, możliwe drogi. Pisać tak, aby wiersz mógł się stać namiotem spotkania. Rozbitym namiotem na ugorze języka, świata. „Rozbitym” to słuszne słowo. „Rozbity” oznacza tu przecież nic innego jak „z-budowany”. Ale równocześnie „rozbity” to złamany, roztrzaskany. Razem – afirmacja i negacja – całe staranie człowieka i jego pomysłu – języka. Fuga, czyli ucieczka do Innego, do mowy, do siebie. Ucieczka stąd w inne miejsce, ucieczka z innego miejsca do siebie. Inaczej mówiąc, to wszystko – cały wysiłek mówienia – rozbić namiot, zbudować dom. Mówić do ukochanego, do bliskich, mówić do trwającej nocy jak w jednym z najważniejszych, najpiękniejszych wierszy – „Glosa: Pod okiem nieba”. Tak więc „pod okiem nieba” ta FUGA: taka możliwość siebie, domu i języka.

 

 

 

 

 

Urszula Kozioł, Fuga (1955 – 2010)

Biuro Literackie, 2011

Liczba stron: 728