Ekonomia dobra i zła

nF
nF
Kategoria książka · 30 stycznia 2012

Książka stała się czeskim bestsellerem. W Polsce radzi sobie niewiele gorzej i na dzień dzisiejszy jest na 16 miejscu listy najlepiej sprzedających się tytułów w Empiku. Całkiem nieźle, jak na filozoficzną pracę naukową, prawda?

Ekonomia dobra i zła to debiut autorski Tomaša Sedláčka. Książka, jeszcze przed publikacją, wzbudziła kontrowersje wśród praskich ekonomistów, a następnie – ku zdziwieniu wszystkich, nie wyłączając autora – stała się czeskim bestsellerem. W Polsce radzi sobie niewiele gorzej i na dzień dzisiejszy jest na 16 miejscu listy najlepiej sprzedających się tytułów w Empiku. Całkiem nieźle, jak na filozoficzną pracę naukową, prawda?

 

To również twardy orzech dla recenzenta: nie dość, że nie znalazłem żadnych gotowych recenzji w Internecie i nie mogę przepisać wniosków mądrzejszych od siebie, jak to mam w zwyczaju, to jeszcze rzecz tyczy się tematów, na których powinienem się znać (Czechy, filozofia, kulturoznawstwo) oraz ekonomii, na której nie znam się właściwie wcale (jeśli nie liczyć teorii gier). Na szczęście autor parokrotnie powtórzył w tekście wszystkie najważniejsze idee, więc istnieje szansa, że uniknę kompromitacji i może nawet uda mi się dodać od siebie jakiś konstruktywny komentarz.

 

W 2009 roku Tomaš Sedláček złożył pracę doktorską na wydziale ekonomicznym Praskiego Uniwersytetu. Jej treść wywołała poruszenie wśród pracowników naukowych, którzy od jakiegoś czasu podzielili się na dwa obozy: ekonomistów – żyjących w świecie modeli matematycznych i „gadaczy” [kecací], którzy uczą niedogmatycznej ekonomii nierozłącznej z kontekstem. Ponieważ w swojej pracy Sedláček skrytykował faktyczną wartość ekonomii opartej na liczbach i wykresach, w rezultacie nie udało mu się jej obronić przed zarzutem „wątpliwej wartości naukowej” (w komisji znaleźli się głównie zwolennicy matematyki i nad decyzją zaważył jeden głos). Sedláček dopisał więc parę rozdziałów, uprościł tekst i całość wydał pod tytułem Ekonomia dobra i zła.

 

Jednym z powodów odrzucenia pracy był fakt, że autor skoncentrował się w niej na moralnych aspektach ekonomii, które zostały z tej nauki dawno wyparte i, zaliczone do dziedzictwa filozofii, nie są współcześnie brane pod uwagę przez ekonomistów. Czyli zarzut nienaukowości był słuszny – praca jest filozoficzna, a nie naukowa, choć sam autor widzi tę kwestię inaczej. To nauka niepotrzebnie ogranicza się rugując z siebie elementy nienaukowe: ekonomia powinna powrócić do źródeł i skoncentrować się ponownie na moralności (na przykład na zagadnieniu dobra i zła) oraz porzucić swój ścisły charakter (a raczej pozór naukowości), na rzecz intuicji i emocji. Właśnie w tym duchu została napisana sama książka, w której autor częściej powołuje się na filozofów czy teksty kanonu kultury europejskiej niż na ekonomów. Możecie pomyśleć, że to trochę dziwne, aby pisać w pracy ekonomicznej czym powinna zajmować się ekonomia. Sam autor mylnie nazywa przestrzeń, w której się porusza, metaekonomią; w rzeczywistości jest to po prostu filozofia nauki.

 

I to jest właśnie najlepsze: Ekonomia dobra i zła to bestseller przetłumaczony na kilka różnych języków (w Czechach powstało na jego podstawie nawet przedstawienie teatralne, w którym jedną z ról odgrywa sam autor), a jest to nic innego, jak praca naukowa poświęcona filozofii nauki, etyce, filozofii ekonomii i metaekonomii, zaprawiona szczyptą ekonomii normatywnej, czyli osobistymi poglądami Sedláčka. Całości nie brakuje paru bystrych i chwytliwych metafor, nawiązań do Władcy Pierścieni, Matrixa czy twórczości Pratchetta i – voilá! – mamy nasz bestseller! Czy nie żyjemy w pięknych czasach, kiedy to wracają do łask traktaty filozoficzne?

 

Zanim jednak bliżej przedstawię treść książki, warto przyjrzeć się osobie autora, dość popularnego w Czechach (głównie dzięki swojej medialności), lecz zupełnie nieznanego w Polsce (więcej z pewnością mówi nam nazwisko Havla, który napisał do pracy dwustronicowy wstęp-recenzję). Sedláček od razu po studiach (w wieku 24 lat!) został doradcą prezydenta, a następnie ministra skarbu. Potem było już z górki: zaliczył stypendium Yale, a po powrocie z USA został szefem strategii makroekonomicznych w jednym z największych czeskich banków (ČSOB) i członkiem komisji odpowiedzialnych m.in. za politykę monetarną Czech i strategie przeciwdziałania kryzysowi w kraju. W ojczyźnie zasłynął przede wszystkim jako komentator i felietonista, a telewizja TV Nova, uznając jego potencjał medialny, zaproponowała prowadzenie własnego talk show. Do tego Sedláček kontynuuje karierę naukową i wykłada zarówno w Pradze, jak i sporadycznie prowadzi prelekcje za granicą. Ma talent do błyskotliwych metafor czy przenośni, których sporo odnajdziemy w jego książce, choć przyznam, że na papierze tracą nieco ze swego uroku. (Na YouTube można łatwo znaleźć interesujące wykłady Sedláčka, również te promujące jego książkę, głównie w języku angielskim, zdecydowanie polecam. Zarejestrowany został również jego wykład, który odbył się w Warszawie w połowie stycznia, ale z powodu fatalnego symultanicznego tłumaczenia nie nadaje się do oglądania).

 

Rozważania zawarte w Ekonomii... dzielą się na kilka głównych wątków. Jak już wspomniałem, Sedláček zastanawia się, czym właściwie jest ekonomia i jak jest skonstruowana jako nauka. Postuluje, żeby zmodyfikować jej metodę i aksjomaty, a także uprościć język, aby był mniej naukowy i nieoderwany od rzeczywistości (w ten sposób mielibyśmy uniknąć wybudowania naukowej wieży Babel). Według niego terminy takie, jak homo ekonomicus czy niewidzialna ręka rynku, są niedefiniowalne, a ich domniemanym autorom chodziło o coś zupełnie innego (często nawet odwrotnego) niż twierdzą współcześni. Tak więc ekonomia powinna „wrócić do korzeni” i zrewidować swoje założenia metaekonomiczne (które milcząco zakłada) i włączyć do swoich bezpośrednich zainteresowań antropologię kultury oraz etykę.

 

W tym celu Sedláček bardzo dogłębnie analizuje wybrane elementy pisanej kultury europejskiej, które według niego wywarły największy wpływ na nasz współczesny sposób myślenia i doszukuje się w nich archetypów związanych z moralnością i ekonomią. Okazuje się, że na wielu poziomach, szczególnie w przypadku normatywnej religii, ekonomia nierozerwalnie wiąże się z chrześcijaństwem i judaizmem. Sedláček szuka w starych koncepcjach i paradygmatach inspiracji, czym właściwie dziś powinna zajmować się ekonomia i w jaki sposób może lepiej tłumaczyć i przewidywać rzeczywistość. Przy okazji snuje dygresje na tematy moralności, natury ludzkiej i nauki jako całości. A następnie przybliża poglądy paru wybranych filozofów i filozofów ekonomistów, głównie pod kątem ich prac nad ludzką moralnością (ekonomia przed XIX wiekiem była odpryskiem czegoś co moglibyśmy nazwać namysłem nad etyką społeczną i ludzką naturą).

 

W swoich medytacjach (autor sam nawiązuje do Kartezjusza nazywając tak swoją pracę) Sedláček sięga do naprawdę olbrzymiej ilości tekstów źródłowych i opracowań wielu ważnych europejskich i amerykańskich myślicieli, tak jakby chciał powiązać ze sobą mnóstwo rozłącznych idei i interpretacji. Książka roi się od zapożyczeń i cytatów, a tok myśli zazwyczaj podparty jest zdaniem „jednego z największych logików”, czy innych prezentowanych w ten sposób autorytetów czy też fragmentami z Biblii. Autor porusza się w tym gąszczu z wielką gracją, jednocześnie unikając ostatecznych konkluzji i zachowując znaczny obiektywizm. Dzięki temu książka nabiera pozoru historii myśli ekonomicznej, napisanej na nowo, w dużo szerszym kontekście. Obok siebie możemy natknąć się na fragmenty psychologii, socjologii, kulturoznawstwa, filozofii języka, filozofii nauki itd. itp., z których część potraktowana jest bardzo szczegółowo, a część zbyt zdawkowo i ogólnie, co przy tak różnorodnej pracy było nie do uniknięcia, choć oczywiście jest wadą.

 

Na jednej z pierwszych stron Ekonomii... możemy znaleźć motto będące cytatem z Paula Fayerabenda: „Każda idea, choćby najstarsza i najbardziej absurdalna, jest w stanie poszerzyć naszą wiedzę...". I ten uroczy truizm zdaje się popychać Sedláčka do wynajdywania ciekawostek, różnych znaczeń i idei zawartych w najróżniejszych tekstach kultury. Analizuje je, biorąc pod uwagę kontekst, a czasem po prostu poszukując nowej myśli, która popchnie go dalej. W tym sensie książka jest czymś w rodzaju zabawy intelektualnej z czytelnikiem, jeśli tylko jako tako orientuje się w swojej kulturze. Ten ciąg myślowy, usnuty jest dość misternie i zawiera dużo interesujących spostrzeżeń, jasno zaprezentowanych przez autora, dzięki uproszczeniu skomplikowanych problemów do prostych czy zabawnych metafor, trochę zaskakuje nas brakiem ścisłych powiązań z ekonomnią i zakońceniem, w którym autor mówi nam, jak w takim razie powiniśmy postępować.

 

Czyli przedstawia własną ekonomię normnatywną, będącą jednym z ciekawszych elementów książki. Choć jest w niej niepotrzebnie rozwleczona, Sedláček bardzo interesująco potrafi objaśnić ją na publicznych wystąpieniach w niespełna 15 minut. Według niego powinniśmy harmonizować własny rozwój i kierować się zasadą złotego środka przy zaspokajaniu potrzeb. Nie popełniać za Adamem i Ewą grzechu konsumpcji i gnać do przodu, lecz potrafić, od czasu do czasu, kontemplować to, co osiągnęliśmy, czyli – innymi słowy – każdego „siódmego dnia” odpocząć i skoncentrować się na sobie. A ekonomia, jako nauka, powinna wziąć to pod uwagę przy swoich przewidywaniach.

 

Inną przekonującą radę Sedláček ma dla ekonomistów politycznych. Według niego państwa powinny zrezygnować ze swobodnej polityki fiskalnej i racjonalnie dysponować finansami, czyli oszczędzać w dobie prosperity, aby łagodzić efekty kryzysu, kiedy ten nadejdzie. Czyli coś absolutnie przeciwnego do tego, co ostatnimi czasy zrobiły nasze rządy, wykorzystując fakt, że wszystko działa dobrze, aby jeszcze więcej pożyczać. Według Sedláčka trzeba zrezygnować z fetyszu PKB, ponieważ nie chodzi o to, żeby nasza gospodarka pędziła do przodu jak najszybciej, ale dobrze wchodziła w zakręty i miała sprawne hamulce. A tym bardziej miarą sukcesu nie może być procent PKB, którym da się swobodnie sterować zapożyczając się i po prostu odkładając problem w czasie.

 

Jeśli jednak mówimy o zawartości Ekonomii... muszę również zwrócić uwagę na to, czego nie posiada: dobrej redakcji. Pomijając niewielkie błędy korektorskie czy już bardziej istotne błędy logiczne, pełno jest w niej powtórzonych myśli i często nawet identycznych cytatów. Oczywiście może to być przydatne, jeśli macie problemy z prześledzeniem toku myśli autora, ale mnie momentami potrafiło strasznie znudzić. Również setki przypisów, charakterystycznych dla konwencjonalnej pracy naukowej, w których istotne i ciekawe didaskalia mieszają się z notami bibliograficznymi, a których ponoć tak naprawdę nikt nie czyta, powinny zostać ograniczone. Jestem pewien, że w ten sposób można by Ekonomię... odchudzić o dobre sto stron, bez żadnej straty dla czytelnika. Nie mam natomiast, czego się obawiałem, specjalnych uwag do tłumaczenia, choć zaznaczam, że nie czytałem oryginału. Nie przesadzałbym jednak z cudownie prostym językiem, jakim posługuje się autor, choć faktycznie jest całkiem zrozumiały jak na wielość nauk, o którą tekst zahacza. 

 

Podsumowując więc tę dość długą recenzję, Ekonomia dobra i zła nie jest książką dla wszystkich, a na pewno nie dla tych, których już znudziła tematyka, którą się zajmuje. Nie mam pojęcia, jakim cudem tak trudna praca stała się popularna w Polsce. Jeśli natomiast interesują was przedstawione w niej tematy, zachęcam. Tak samo warto zwrócić większą uwagę na samego Sedláčka, który pomógł zrozumieć nie-ekonomiście, gdzie popełniliśmy główny błąd i doprowadziliśmy do tak ostrego kryzysu, choć zapewne zaprezentowany przez niego obraz nie jest wolny od wypaczeń. Ale to i tak dużo więcej, niż jest w stanie osiągnąć większość popularnonaukowych publicystów.

 

 

 

 

 

Tomaš Sedláček, Ekonomia dobra i zła. W poszukiwaniu istoty ekonomii od Gilgamesza do Wall Street
Tłumaczenie: Bakalarz Dariusz

Wydawnictwo EMKA, 2011