Rainer M. Schröder przedstawia kolejną powieść obiecującą czytelnikowi pełen przygód pościg za tajemnicą ludzkości.
Nigdy nie stawiam wysokiej poprzeczki oczekiwań przed „najpopularniejszą literaturą popularną”, czyli tzw. bestsellerami lub pretendentami do tego miana. Dlatego też, zasiadając do lektury Świadectwa Judasza, spodziewałam się dobrze bawić przy lekkiej i wciągającej powieści w stylu Dana Browna czy Lewisa Perdue. Pewne doświadczenie z pozycjami wymienionych autorów, w końcu to tematyka intrygująca, bardzo na czasie, sprawdza się w pociągowych konwersacjach, nauczyło mnie sięgać po nie przede wszystkim z ciekawości zakończenia. Czy autor zaryzykuje nieszablonowe zakończenie, odkryje przed czytelnikiem pełną treść starożytnego dokumentu i przebieg wydarzeń po jego ujawnieniu? Runie kościół katolicki, wzmoże się terroryzm religijny, księża zaczną się żenić ze swoimi „dziewczynami”, gwałtownie wzrośnie liczba zawałów serca u osób w wieku emerytalnym, przez co kryzys demograficzny straci na sile? Równie nieoczekiwanych i kontrowersyjnych możliwości multum. A może jednak będę miała do czynienia z fabułą obejmującą pełną niebezpieczeństw pogoń za niewiadomą, która od lat nurtuje ludzką cywilizację, zakończoną minięciem się o krok ze skarbem mającym nieodwracalnie zmienić ludzkość? I wszystko to w ramach „głęboko” ukrytego morału?
Rainer M. Schröder zdecydował się zafundować mi tę drugą opcję. Mimo, że w książkach zakończenie nie zawsze stanowi dla ich całości najwyższą wartość, w tym przypadku w dużej mierze ją definiuje. Samo czytanie było dość przyjemne, momentami wciągało, a momentami zmuszało do pominięcia kilku stron, opisów – dla wewnętrznej równowagi. Jednakże, nie przepadam za przeprawianiem się przez sześćset stron niczym przez ocean, by na horyzoncie ujrzeć kawałek osamotnionej piaszczystej wydmy zamiast profilu egzotycznej bezludnej wyspy. Dlatego myślę, że kluczowy dla postrzegania tej historii jest też fakt, że Świadectwo Judasza
zostało znalezione w Egipcie w 1978 i opublikowane w 2006 roku, dzięki towarzystwu National Geographic. Pomimo że autentyczność apokryfu została sprawdzona i datowana, a jej przesłanie jest powszechnie znane, nie ma możliwości sprawdzenia, czy zapisane w niej fakty wydarzyły się naprawdę tak samo jak w przypadku świadectw czterech apostołów, które zostały przez kościół uznane za Ewangelie i wcielone do oficjalnego wydania Pisma Świętego.
Akcja powieści toczy się na przełomie wieków XIX i XX. Fabuła opisuje losy czterech poszukiwaczy wynajętych przez ekscentrycznego arystokratę w celu znalezienia zaginionej Ewangelii Judasza. Każdy z nich posiada talenty bądź zajmuje się „profesją”, której arkana zostały uznane za przydatne w trakcie misji. Są to Byron Bourke, wszechstronnie wykształcony, młody gentleman z wyższych sfer, Horatio Slade, utalentowany fałszerz i złodziej dzieł sztuki, Alistar McLean, genialny szuler oraz Harriet Chamberlain, niezwykle sprawna fizycznie cyrkówka. Każdy z nich, jak się później przekonujemy, ma okazję wykorzystać swoje wyjątkowe zdolności dla bezpieczeństwa kompanów lub powodzenia wyprawy. Ich kreacja jest bardzo dobra, nie pozbawiona humoru w dialogach oraz rozwijających się więzi, pokonujących różnice w charakterze i pochodzeniu. Poza ciekawymi postaciami, znajdziemy tu takie niezbędniki literatury popularnej, jak głęboka miłość ewoluująca w trakcie powieści, przemiana wewnętrzna głównego bohatera, czarny charakter depczący po piętach, smutny akcent w postaci śmierci jednego z głównych bohaterów czy ukryta tożsamość lokaja.
Siadajac do lektury, liczyłam się również z faktem, że bezpieczne ramy akcji nie każą mi zbytnio wysilać umysłu ani doszukiwać się ukrytego znaczenia, czy czekać na pasjonujące zaskoczenie. Chociaż postaci brata bliźniaka Hrabiego Draculi, z przyczyn oczywistych, nie mogłam się spodziewać. Niemniej jednak, lektura okazała się ciekawą i miejscami pouczającą całością, dzięki fachowym wyjaśnieniom dra Bourke’a dotyczącym historii czy kryptologii, które z pewnością stanowią dużą wartość dla całej powieści. Również koncepcja dziennika Mortimera Pembroke’a, który prowadzi poszukiwaczy do celu, jest ciekawym pomysłem, chociaż pozostawia niedosyt przez brak „płynności” w związkach przyczynowo-skutkowych, pewien chaos we wskazówkach czy brak umiejętnego umiejscowienia poszlak, w czym bardzo dobry jest choćby Perdue.
Podsumowujac, Schröderowi do Browna i Perdue daleko, nie tylko pod względem perfekcyjności akcji, ale również perfekcyjności języka. Narracja nie pozostawia pola do wyobraźni, zbyt dużo tu niepotrzebnych dookreśleń typu „ wyjęła długopis, który miała w torebce, dlatego, że wcześniej go tam włożyła.” Miałam wrażenie, że autor prowadzi mnie za rączkę przez powieść, której poziom zawiłości zupełnie tego nie wymaga. Może właśnie dlatego zaliczam Świadectwo Judasza do „tramwajowych” dostarczycieli lekkiej rozrywki na w miarę przyzwoitym poziomie, jednak nie postawię go na półce powieści, zapewniających emocje, do których powrócę z ekscytacją i zapartym tchem.
©Justyna Białogłowicz
Projekt: Tramwaj Literacki
Rainer M. Schröder, Świadectwo Judasza
Przekład: Jolanta Janicka
Wydawnictwo TELBIT, 2010
Liczba stron: 624, oprawa miękka