Ks. Boniecki jest zwolennikiem myślenia i dialogu. Obce jest mu zapiekłe katolstwo spod znaku „Radia Maryja”, „Naszego Dziennika”, czy „Gazety Polskiej”.
(katolicyzm zamiast katolstwa)
Właśnie jestem po lekturze niedawno wydanej książeczki ks. Adama Bonieckiego pt. Lepiej palić fajkę niż czarownice... Jako że – będąc od lat zdeklarowaną agnostyczką – „Tygodnik Powszechny”, owszem, czytuję, ale dość rzadko, z dużym zaciekawieniem sięgnęłam po ten (świeżo opublikowany przez wydawnictwo ZNAK i macierzystą redakcję ks. Adama) wybór jego felietonów z różnych lat.
Oczywiście, gdybym powiedziała, że to, co przeczytałam, było dla mnie całkowitym zaskoczeniem lub odkryciem, nałgałabym. Każdy, nawet ten umiarkowanie pretendujący do miana inteligenta, człowiek w Polsce wie przecież, że ks. Boniecki jest zwolennikiem myślenia i dialogu. Obce jest mu zapiekłe katolstwo spod znaku „Radia Maryja”, „Naszego Dziennika”, czy „Gazety Polskiej”. Wyznam jednak, że czytanie jego słów pełnych empatii – i to nie tylko wobec katolickich braci w wierze – w takim skondensowaniu było dla mnie szczególną przyjemnością. Zwłaszcza w zestawieniu z (niestety, wciąż pozostającymi w pamięci) wypowiedziami i deklaracjami ojca, za przeproszeniem, Rydzyka i arcybiskupa Józefa Michalika. Pierwszego z nich głównie z anteny „Radia Maryja", drugiego z łamów czasopisma „Niedziela”.
Aż miło przekonywać się, po raz kolejny w życiu, że w wersji ks. Bonieckiego przymiotnik „katolicki” nie musi być koniecznie synonimem zaściankowości i braku tolelerancji. Że nie obowiązkowo jest z góry utożsamiany z atakiem na inaczej myślących. I że także wewnątrz katolicyzmu może być pole do dyskusji.
To ostatnie stwierdzenie cofnęło mnie samą we wspomnieniach o ładnych parę lat. A mianowicie do moich studenckich lat osiemdziesiątych XX w. Do potwierdzenia mądrości słów Ś.P. księży Jana Ziei – z którym miałam honor zetknąć się osobiście – i Jana Twardowskiego, którego znałam i znam głównie z lektur. Na tym tle ks. Adam Boniecki jawi się jako ten „ostatni, co tak poloneza wodził”, albo nawet „Ostatni Mohikanin”.
Kto wie... Może, gdyby dało się zmultiplikować autora Lepiej palić fajkę niż czarownice..., to może i mnie, i sporą grupę do mnie podobnych, dałoby się nawrócić na katolicyzm... Tymczasem jednak pozostawiam swój intelekt w służbie zdrowego rozsądku.
ks. Adam Boniecki, Lepiej palić fajkę niż czarownice
Wydawnictwo Znak, Listopad 2011
Liczba stron: 176