Listy, diabły i Czajkowski (Podmiotura)

Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska
Kategoria książka · 22 grudnia 2011

W czasach, gdy epistolografia przechodzi na emeryturę, poniekąd zwalniając miejsca następcy – e-pistolografii, pamiętajmy o tradycji, o kleksach i znaczeniu grubości atramentu.

 

Podczas czytania listów, nazwijmy je tradycyjnymi, pisanymi odręcznie na papierze, istotne nie są wyłącznie słowa, podobnie jak w kontakcie face to face, poza komunikacją werbalną, wiele przekazuje nam mimika, gesty, ubiór, odległość między osobami itd. Papier trzeba dotknąć, przesunąć po nim palcami, próbując wyczuć nadawcę. Łatwo wyczytać, w którym miejscu zagrały emocje, jak długopis przyspieszał, chcąc wszystko opowiedzieć, jak się zatrzymywał. Czasem można odnaleźć ślady po spoconych dłoniach, czasami słowa rozmazane są łzami albo nakładany jest na nie odcisk szminki.

 

Jest jeszcze zapach – Internet nie włada tym zmysłem. A co z prędkością? Oczekiwanie, to szkoła pokory, nadaje smaku całej znajomości. Jednak i tutaj tkwi pewna pułapka, bo chyba największe rozczarowanie przychodzi w momencie, gdy odbieramy kopertę przyniesioną przez listonosza, wyciągamy kartkę, a tam list stworzony przez drukarkę (nie mówię o pismach urzędowych, pozdrowieniach firmowych itd.). Wygoda to czy brak szacunku? Zapewne nie przyjaźń.

 

 

Małe oględziny tego działu nie zaszkodzą, kto wie – być może ktoś na nowo dostrzeże coś w dawnych formach i przedłuży nieco ich istnienie.

 

 


Andrzej Czajkowski i Halina Janowska

 

W sytuacji, w której listy przeżywają kryzys, przy czym paradoksalnie całkiem nieźle mają się książkowe wydania korespondencji, trafił do mnie …mój diabeł stróż. Nie mogę nawet powiedzieć, że po raz pierwszy. Przypadkiem kilka miesięcy wcześniej przyprowadziłam go z biblioteki i już zaczynaliśmy się zaprzyjaźniać, gdy nadeszła sesja, jak faszysta kazała skupić się na nauce. Szczęśliwie w lipcu Wydawnictwo W.A.B. wprowadziło na rynek III wydanie, więc tym razem książka trafiła do mnie na własność. Zawarte w niej listy, opowiadania, przedruki pocztówek i zdjęcia, zostały poprzedzone rozmową Davida Ferrego (amerykański biograf Andrzeja Czajkowskiego) z Anitą Haliną Janowską, w której współautorka listów wskazuje na kilka podstawowych różnic między wydaniem z 1988 a z 2011 roku.

 

Obecna wersja poniekąd zmieniła wydźwięk. Przede wszystkim została skrócona, ale jednocześnie wzbogacona o listy bardziej osobiste. Janowska powołuje się tu na słowa samego Czajkowskiego: „Pisać trzeba prawdę, z odwagą, nie cofać się przed niczym – jak Proust”. Może właśnie z tego powodu w końcu zdecydowała się ujawnić prawdę o orientacji seksualnej kompozytora. Wątek ten wydaje się mało istotny, aczkolwiek nabiera znaczenia, kiedy czytelnik zmaga się z ustaleniem relacji między autorami listów. W wydaniu I zamiast imion kochanków Czajkowskiego, pojawiały się zaledwie inicjały. Do tego należy dodać informację, że planował z Janowską dziecko, pisywał do niej per „mordeczko kochana”, „niezapomniana Halinko”, „kochany kotku”, „obłąkana i urocza małpko”. Doprawdy to wystarczyło, aby zamieszać w głowie biednemu czytelnikowi. Bo czemu im tak bardzo nie wychodziło, skoro pisywali do siebie wyjątkowo cudowne listy?

 

Niniejszy tekst miał początkowo zostać zatytułowany Zakochać się w geju, aczkolwiek ustawienie reflektora na orientację seksualną, byłoby wyróżnieniem krzywdzącym i z pewnością zrodziłoby dość potężne grono ludzi obawiających się intymnych wyznań. Nic bardziej mylnego. Teksty zamieszczone w książce wybrała sama Janowska. To listy pełne klasy, jaką odznaczali się bohaterzy filmów z lat 50. Niemal jakby pisały je postacie wykreowane przez Audrey Hepburn i Freda Astaire w Fanny face. On z wielkiego świata, ona, jak Audrey w szarej sukience w małej księgarni, upchnięta w śmietankę intelektualną czasów PRL-u.

 

 

Całą korespondencję określiłabym trzema słowami: romantyzm, intelekt oraz talent.

 

 

…mój diabeł stróż to opowieść o wielkiej przyjaźni i o tym, że choć miłość nie istnieje, pozostaje czułość, jaką mogą obdarzyć się dwie osoby oderwane od rzeczywistości. Prowadzona przez ćwierć wieku korespondencja okazała się być bezustanną gonitwą za marzeniami i wypełnianiem wszystkich bolesnych dziur w sercu, których życie nie jest w stanie uleczyć.

 

Oprócz namiętnych słów, uroczych zdrobnień – całej sfery intymnej, w listach dochodzi do spotkania dwójki artystów i intelektualistów. Zarówno Janowska, jak i Czajkowski byli muzykami z pasji i wykształcenia. Nie brakuje zatem rozmów o muzyce, ale także o społeczności artystycznej, która otaczała mężczyznę. Padają znane nazwiska, niejednokrotnie opowiadają sobie o koncertach, cytują recenzje czy przesyłają prezenty – płyty… i książki. Bowiem literatura nie odstępuje tej korespondencji ani na krok. Już tytuł, poprzez treść zbioru zmierza w tym kierunku – któż inny jak nie Rimbaud mógł być diabłem stróżem egoistycznego geja, wybitnego artysty, dla którego najważniejsza na świecie jest sztuka?

 

Ponadto Janowska jest tu głównym dostawcą lektur. Mimo trudnych czasów (należy pamiętać, że „akcja” rozgrywa się w okresie PRL-u), zmniejszonych środków do życia, nie szczędziła przyjacielowi literatury. To za jej sprawą mógł stwierdzić, że Wojna i pokój jest istnym cudem. Na podstawie tej korespondencji można stworzyć naprawdę długą listę lektur, niektóre zostały omówione, inne zaledwie wspomniane. Janowska i Czajkowski byli wymagającymi czytelnikami, wielkość żadnego nazwiska nie powstrzymywała ich przed krytycznym spojrzeniem. Nie są to jednak rozmowy typu pseudointelektualistów, którzy wychodzą do kawiarni z tomikiem poezji, żeby pokazać społeczeństwu, co ambitnego czytają, a kątem oka kontrolują otaczający ich tłum. Tutaj nie ma czegoś takiego. Z listów wyziewa pasja i niesamowicie emocjonalny stosunek do sztuki. Czajkowski wręcz się obraża na autora, bo jakże mógł napisać coś takiego!

 

Nieco inną osobowość prezentuje Janowska. W pierwszym odczuciu wydaje się człowiekiem znacznie bardziej zrównoważonym, co okazuje się tylko kamuflażem, sposobem na utrzymanie się w ryzach. W rzeczywistości jej listy skrywają kobietę zranioną nieodwzajemnioną miłością, której życie chyba nie do końca potoczyło się tak, jakby tego chciała. Przez to i ona wchodzi w rolę postaci krzywdzącej. Długoletnie zakopywanie uczuć do jednego mężczyzny, próba przenoszenia ich na innego, konsekwentnie do takiego stanu prowadziło i nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę sposób, w jaki traktował ją Czajkowski. Korespondencja ta stanowi swoisty preparat, na podstawie którego da się zaobserwować rozminięcie ludzi na poziomie intencji działania, uczuć i ich wyrażania. Widoczny jest podział na ludzi wylewnych, mówiących z czułością do znajomych oraz na ludzi uważających te wszystkie czułostki za coś istotnego, a słowo „kochanie” za początek romansu.

 

Gdyby to była beletrystyka, musiałabym ulec emocjom, podobnie jak Czajkowski, i krzyknąć: przecież ta fabuła jest źle skonstruowana! Napięcie (spotkają się czy się nie spotkają?!) zbyt szybko opada i zbyt długo trzeba czekać, aby ponownie odbiło się od ziemi. Taka jednak kolej rzeczy – ludzie po ucieczce długo skradają się do siebie, ostrożnie odbudowują znajomość, żeby nie powtórzyć poprzednich błędów. To nic, że ponownie wiją między sobą świat baśni i nie wiadomo, które z nich jest większym mitomanem. Taka relacja sprawdza się, kiedy kontakt zostaje ograniczony do listów.

 

Dla mnie dobra książka to taka, która zawiera wiele miejsc niedookreślonych, lecz na tyle, by móc z przesłanek usnuć pewien obraz. W …moim diable stróżu jest ich w sam raz, mimo że nie jesteśmy świadkiem dramatu, jaki się rozegrał, gdy Andrzej na stałe wyjechał za granicę, a o pierwszym spotkaniu możemy się dowiedzieć wyłącznie ze wstępu.

 

I nie wiem do końca, czy jest to dobra powieść, czy zbiór pasjonujących listów. W pierwszym przypadku szwankuje konstrukcja, w drugim zabrakło odrobiny magii, jaka płynie z pisma ręcznego. W mojej pamięci utkwił jednak iście literacki fragment, w którym Janowska przytacza rozmowę ze swoją przyjaciółką Rysią: „jeśli się chce mieć w życiu coś wielkiego i czystego, to najlepiej mieć słonia i kąpać go". Mogę tylko tak po cichu dopowiedzieć, co należy zrobić, jeśli chce się oderwać epistolografię od literatury…

 

 

 

 

©Justyna Barańska

 

 

 

Anita Halina Janowska, ...mój diabeł stróż

Listy Andrzeja Czajkowskiego i Haliny Janowskiej

Wydanie: III rozszerzone (wydanie I: 1988)

Seria: Fortuna i Fatum

Wydawnictwo: W.A.B., lipiec 2011

Liczba stron: 360