Swoboda, z jaką opowiada o sławnym malarzu oraz jego niesławnych potomkach, pozwala prawdziwie popłynąć czytelnikowi wraz z nurtem powieści.
Kim był Francisco Goya? Kim był Javier Goya, o którym nie dowiemy się za wiele z encyklopedycznych wzmianek? Kim byli? Czy suche fakty, jakie zdołamy wyczytać, określają wszystkie aspekty ich charakteru? I nawet gdy sięgniemy po liczne biografie, czy przedstawią nam naprawdę to, co ciekawi nas najbardziej?
Z wątpliwości rodzących się podczas zadawania takich pytań, jak powyższe, rodzą się najciekawsze powieści. Każda luka w próbach kompleksowego przedstawienia umysłów wybitnych, lub chociaż tych najciekawszych, może być wykorzystana do stworzenia niebanalnej linii fabularnej. W przypadku nowej książki Jacka Dehnela, zatytułowanej Saturn. Czarne obrazy z życia mężczyzn z rodziny Goya stało się to faktem. Osią dzieła jest tajemnica prawdziwego autorstwa obrazu Kolos oraz cyklu fresków namalowanych w Domu Głuchego, znanych jako Czarne obrazy, a wśród nich sławnego i zarazem tytułowego Saturna.
Z wszystkich dzieci Francisca Goi przeżyło tylko jedno: syn Javier. Niepodobny do jurnego, nierzadko wulgarnego i prostackiego ojca, stał się tylko cieniem człowieka, bogatym na tyle, by nie robić nic, ale ambicjonalnie traktującym swoje dziedzictwo. Będąc „malarzem bez żadnego obrazu” nie zyskał sobie ojcowskiej miłości. Był wściekły na Francisca i żywił wobec niego nietypową nienawiść połączoną z szacunkiem dla jego charyzmy. Ponadto Javier był o niego zazdrosny do tego stopnia, że przez pewien czas podawał w wątpliwość pochodzenie swojego pierworodnego, Mariano, który to także otrzymuje głos w powieści. Na monologach tej trójki opiera się historia toksycznych relacji rodzinnych, podszytych złością, niechęcią do siebie, a nawet niejako wciąż trwającym freudowskim lękiem kastracyjnym z ręki ojca i poczuciem wiecznego zagrożenia własnej podmiotowości. Francisco jest niezadowolony z Javiera, który nie jest wierną kopią jego samego; Javier ma zastrzeżenia co do intencji Mariano; Mariano zaś, zapatrzony w dziadka, zaczyna odczuwać pogardę do swojego ojca.
Akcja Saturna rozgrywa się na wielu płaszczyznach. Zmetaforyzowane związki pomiędzy mężczyznami to zaledwie ułamek tego, co dzieje się w ich umysłach. Głuchota Francisca to nie tylko następstwo choroby z 1792 roku, lecz także delikatny punkt odniesienia jego stosunku do rzeczywistości, w szczególności zaś do syna. Niewymuszona psychologizacja postaci, wraz z ich odrębnymi cechami charakteru, tworzy trójkąt bermudzki męskich zachowań, pełnym zagadek, tajemniczych zwrotów oraz uniesień. Dodatkowo wątki splatają pojawiające się czternaście razy ekfrazy z Czarnych obrazów, wprowadzające oraz wyjaśniające, a nieraz antycypujące relacje i wydarzenia w świecie powieści. Jasne staje się, że autorem (wg pisarza) tych fresków jest Javier, a nie Francisco. Najcelniejszym i najwięcej wyjaśniającym w tej sprawie fragmentem jest opis samego Saturna, na mocy porównania stającym się samym Franciscem Goyą, pożerającym nienawistnie swe dzieci. Uczciwie muszę przyznać, że niewiele z tych ekfraz wyszło równie znakomicie. Czasem przypominają one te znane nam z Fotoplastikonu, w którym silne puenty i głębokie rozmyślania na temat zdjęć nie zawsze przynosiły oczekiwany skutek. Taka forma pisania zdecydowanie lepiej wychodzi Dehnelowi w poezji.
Udostępnienie głosu trzem bohaterom i rezygnacja z klasycznego narratora pozwala na całkowitą subiektywizację świata, jak również możliwość zawoalowania akcji. Znamy ten sposób opowiadania z Kiedy umieram Faulknera, chociaż antenata Saturna szuka się raczej u Ohrana Pamuka i jego Nazywam się czerwień. Jakby nie było, sprowadza się to do powolnego opisu tych samych wydarzeń widzianych różnymi oczami, chociaż bardziej na miejscu byłoby napisać: umysłami, bowiem wyraziste i peryferyjne wobec siebie charaktery Francisca, Javiera i Mariano (sangwinik, flegmatyk, choleryk1) różnią się tak bardzo, że przestaje to być kwestią biologii. Dzięki temu zabiegowi sytuacje, w jakich znajdą się bohaterowie, nabierają uniwersalnych rysów, powodują też niemałe zamieszanie, gdy stawką jest ustalenie „prawdziwości” zdarzeń i dotarcie do istotnych faktów (jak na przykład ostatnie słowa Francisca wypowiedziane przed śmiercią).
Warto zwrócić uwagę, że kobiet, jako niezależnych bytów, w książce nie ma. Pojawiają się raczej jako instrumenty, służące mężczyznom do pozowania, gotowania, prokreacji i dawania przyjemności cielesnych. Nie są warte prawdziwej miłości, są jedynie ozdobą domu, traktowaną wprawdzie z należytym dla płci pięknej szacunkiem, lecz nie zasługującą na większą uwagę. To istotny problem bohaterów powieści. Każdy z nich szukał w życiu czegoś innego – wielkości, świętego spokoju, normalności – a do czego musiały im się przydać kobiety. Wątek biseksualny podkreśla nieistotną rolę niewiast w życiu Goyów. Dlaczego się tak dzieje? Wydaje się, że prócz katolickiej i konserwatywnej myśli społeczeństwa hiszpańskiego wieku dziewiętnastego, bohaterów gnębi również coś znacznie poważniejszego: pogarda do wszystkiego, co nie jest nimi. I docenić potrafią tylko przez identyfikację innego ze sobą. Za przykład może posłużyć tu Francisco, typowy samiec alfa w rodzinie: „W całym moim życiu poznałem tylko jednego jedynego człowieka, który rozumiał bogactwo wiedzy płynące z tego, co inni uważają za zwykłą rypaninę. La Alba! To nie była kobieta, to był mężczyzna o cienkiej talii i długich czarnych włosach, i porządnym cycu, to był najpotężniejszy człowiek w królestwie” [kursywa moja – M.S.]. Mówienie o księżnej Alba jako o „najpotężniejszym człowieku” jest równie wymowne, choć gramatycznie poprawne.
Nie spodziewałem się, że Dehnel osiągnie cokolwiek ponad to, co udało mu się w Lali. Tymczasem Saturn jest wielkim krokiem do przodu. Uroda i rytmika zdań z książki nagrodzonej Paszportem Polityki splata się tu z misternie utkaną wielowątkową fabułą, podszytą grą podświadomości i ukrytą, mniej lub bardziej, metaforyką. I właśnie dlatego bliżej Saturnowi jest do Madame Antoniego Libery, niż do poprzednich dzieł autora Rynku w Smyrnie. Swoboda, z jaką opowiada o sławnym malarzu oraz jego niesławnych potomkach, pozwala prawdziwie popłynąć czytelnikowi wraz z nurtem powieści. I chociaż zabolało mnie nagłe przyspieszenie akcji pod koniec książki, a potem rychły koniec, to mogę śmiało stwierdzić, że jest to najlepsza dotychczas opublikowana pozycja Dehnela. Polecam się o tym przekonać.
Marcin Sierszyński
Jacek Dehnel,
Saturn. Czarne obrazy z życia mężczyzn z rodziny Goya
Wydawnictwo W.A.B, 2011
okładka twarda, stron 272
_________________________________________________
1 Tę uwagę zaczerpnąłem od prof. Marii Poprzędzkiej w recenzji zatytułowanej Nazywam się czerń zamieszczonej na łamach Gazety Wyborczej [data dostępu: 07.12.2011]