Pedał z Północy, filozof

Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński
Kategoria książka · 15 listopada 2011

Jako były polityk, były maoista i komunista, aktualny socjalista, filozof, wykładowca, katolik i homoseksualista, stanowi pociągającą mieszankę wybuchową, z której powstał oryginalny czytelnik oraz interpretator Heideggera i Nietzschego.

Kto byłby autorem twojej autobiografii?” – przypomina się pytanie z popularnego w Internecie filmu z serii Matura to bzdura, w którym Kuba Jankowski wraz z zespołem chcą udowodnić, że ukończenie jakiejkolwiek szkoły w Polsce nie gwarantuje zdobycia podstawowej wiedzy o świecie. Nieszczęśnik, któremu zadane zostało powyższe pytanie, nie zastanawiając się dłużej niż pół sekundy odpowiedział pewny siebie: „Musiałby to być ktoś wyjątkowy”.

 

 

Po otarciu łez szczęścia przyglądam się książce Gianniego Vattima Nie być Bogiem, której podtytuł brzmi Autobiografia na cztery ręce. Czyli jednak można napisać tego typu literaturę cudzymi rękami. W przypadku włoskiego filozofa tym „autorem autobiografii” był jego przyjaciel, Piergiorgio Paterlini. On to spisując słowa Vattima stworzył książkę niecodzienną, bowiem mówiącą nam o prywatnych, nieraz intymnych sprawach autora Społeczeństwa przejrzystego, ale również o jego karierze politycznej, lewicy, drodze intelektualnej, życiu w ukryciu, coming oucie, Włochach, śmierci. Profesor opowiada w sposób piękny, bezpretensjonalny i prosty, a zarazem potrafi zaintrygować, zwłaszcza gdy wspomina o ewolucji swojego myślenia, które zawdzięcza dziesiątkom drobnych zdarzeń, jakie spotkały go w życiu. Dlatego też nie ma ta książka jasnej linii czasowej, każącej nam czytać Nie być Bogiem jako linearną opowieść – nieraz Vattimo wraca do zdarzeń, które wyjaśniają jego obecną sytuację, mówiąc w taki sposób, jakby zdarzyło się to wczoraj, a kwitując je na przykład w ten sposób: „Było to w 1978 roku”.

 

Bogate życie intelektualne i prywatne Włocha mogłoby posłużyć niejednemu tekstowi kultury. Nie skąpi nam ani anegdot, ani sądów o rzeczywistości. Jako były polityk, były maoista i komunista, aktualny socjalista, filozof, wykładowca, katolik i homoseksualista, stanowi pociągającą mieszankę wybuchową, z której powstał oryginalny czytelnik oraz interpretator Heideggera i Nietzschego. Nie raz na kartach autobiografii zastanawiać się będzie nad Byciem („Historia Bycia to historia przedmiotowej, obiektywnej prawdy, która stopniowo rozmywa się, aż staje się nihilizmem […] Bycie okazuje się tym, co oświetla rzeczy, nie będąc nimi. Jak lampka oświetlająca krzesło, pozwalająca mu »tu być«, ale przecież nim nie będąca. Zmniejszenie ciężaru. Ale jeszcze bardziej – oddalenie.” [s. 27]), ale także nad swoją wczesną lekturą drugiego niemieckiego filozofa („Wiele osób nie zrozumiało mocnego nietzscheańskiego stwierdzenia »Bóg umarł«, myląc je z wyznaniem ateizmu. Tak nie jest, Nietzsche nie twierdzi, że Bóg nie istnieje. Nie mógłby tego powiedzieć, ponieważ byłoby to wygłoszenie prawdy absolutnej, identycznej z przyznaniem, że »Bóg istnieje«. Różny byłby tylko punkt widzenia. […] »Bóg umarł« znaczy, że nie ma ostatecznego ugruntowania”. [s. 24]). Doprowadzi go to do stworzenia własnej, chociaż inspirowanej, koncepcji „słabego myślenia” oraz „słabego chrześcijaństwa”.

 

Po drodze jednak spotka go wiele rzeczy, które nie pozostaną bez wpływu na jego własne myślenie. Kontakty z Eco, Pareysonem, Gadamerem i Habermasem okażą się najpiękniejszą przygodą jego życia, jednak nie usłaną różami, a ciągłą konfrontacją i niezrozumieniem. Pierwsze miłości („szczególnie te nieskonsumowane”) przerodzą się w pierwsze kroki na scenie politycznej. W 1999 roku zdobył mandat europosła i jak sam stwierdza w Nie być Bogiem, był to jeden z najtrudniejszych okresów w jego życiu. Ledwo zdołał przeżyć żałobę po śmierci, poprzedzoną długą i wyniszczającą chorobą – jaką okazało się AIDS – Gianpiera, wieloletniego partnera Vattima, a już musiał się zmagać z potężną machiną biurokratyczną. „(...) zostałem eurodeputowanym, to znaczy kimś, kto w ogóle się nie liczy w polityce, ale może przeżyć piękne ludzkie doświadczenie i cieszyć się świetną pensją (...)” – podsumowuje swój urząd Vattimo. Mimo wszystko jest przekonany co do idei Europy i walczył o to, by nasz kontynent stał się kiedyś federacją, co umożliwiłoby wiele rzeczy dziś istniejących tylko w naszej wyobraźni. Autor Końca nowoczesności to człowiek lewicy z prawdziwego zdarzenia, konsekwentny w swoich działaniach intelektualista dążący do realizacji uzgodnionych z góry celów. Chciałoby się rzec: człowiek bez skazy.

 

Nie jest to jednak takie oczywiste. Zdarza się, że Vattimo przyznaje się do błędów, które nazywa po imieniu, nie bojąc się stracić dobrego imienia. Odwaga, jaką ze sobą reprezentuje, jest dana nielicznym. Sam siebie, trochę z przekory, trochę autoironicznie nazwał „pedałem z Północy, filozofem”. Nie omieszkał też wspomnieć o domach publicznych, do których chadzał za młodu. Mimo to nie budzi zgorszenia. Te sprzeczności raczej ukazują nam, jak bardzo ludzką postacią jest bohater autobiografii: naprawdę prawdziwą, a nie polakierowaną. Z doświadczeniem.

 

Także doświadczeniem śmierci. To ona właśnie wieńczy wszelkie przeżycia. I dlatego zajmuje tak wysokie miejsce na kartach Nie być Bogiem.

 

Odczytywać można tę książkę na różne sposoby: jako spowiedź „słabego chrześcijanina”, wyznania poszukującego filozofa, zbiór anegdot z życia elit włoskich, historię lewicowej Italii, czy od strony prywatnej autora. Przypuszczalnie właśnie w połączeniu tych aspektów życia tkwi siła tej publikacji, a także w specyficznej formie zapisu, będącą raczej przebłyskami, niż jednotorową powieścią. Nie być Bogiem może stanowić wprowadzenie do filozoficznych projektów Vattima, jak również ich uzupełnienie. Na którymkolwiek z etapów poznawania jego myśli nie bylibyśmy, możemy bez skrępowania sięgnąć po tę książkę. Do czego też gorąco zachęcam.

 

 

Marcin Sierszyński

 

 

G. Vattimo, P. Paterlini

Nie być Bogiem. Autobiografia na cztery ręce

 Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011

okładka miękka, stron 160