Mulat w pegeerze

Anna Balcerowska
Anna Balcerowska
Kategoria książka · 7 listopada 2011

Mulat w pegeerze, czyli jeszcze jedno oblicze peerelu.

 

Bardzo się ucieszyłam, kiedy zbiór reportaży Mulat w pegeerze trafił w moje ręce. Po pierwsze dlatego, że uwielbiam reportaż jako gatunek, który balansując na granicy literatury i publicystyki, potrafi z szarej rzeczywistości wydobyć ukryte piękno. Po drugie dlatego, że fascynuje mnie PRL jako epoka wielowymiarowa i pełna sprzeczności. Właściwie w ciemno przyjęłam, iż lektura ta dostarczy mi wielu rozmaitych doznań. Na potwierdzenie tych przypuszczeń wystarczyły niespełna dwa wieczory. Tyle bowiem potrzeba, by pochłonąć dziesięć niezwykłych opowieści i poznać dziesięć historii, które redaktor Krzysztof Tomasik wybrał z „Ekspresu reporterów”, bardzo popularnej w ostatnim piętnastoleciu minionej epoki serii reportaży. Moja wiedza nie objęła całej serii, ale na podstawie tego, co znam i na podstawie ogólnego wyobrażenia o obyczajowości i problemach nękających zwykłych ludzi niezależnie od ustroju, zakładam, iż redaktor miał nie lada zagwozdkę. Sam Tomasik we wstępie zaznaczył, że zbiór nie jest do końca reprezentatywny, ale nie o to chodzi.

 

Redaktorowi zależało przede wszystkim na tym, by do publicznej dyskusji wprowadzić jeszcze jedną narrację o peerelu. Bo przecież Polska Ludowa to nie tylko generał Jaruzelski ze swoim aparatczykami i Lech Wałęsa ze swoim ruchem. To nie tylko zakupy na kartki i cenzura, choć to niewątpliwie symbole tamtych czasów. Tomasik chciał pokazać, że oprócz tych bolączek, które stanowiły niemalże doświadczenie gremialne i tym samym na trwale zapisały się w społecznej świadomości, w sercach wielkich miast i zakątkach prowincji rozgrywały się indywidualne mniejsze i większe dramaty. Dramaty, przy których nawet najdłuższe kolejki zdają się być swego rodzaju rozrywką, a nie rzeczywistym problemem. Bo czymże jest kilka godzina stania za mięsem wobec życia spędzonego na tułaczce między Polską i Argentyną? Albo czym jest czekanie kilka lat na małego fiata wobec czekania na operację zmiany płci? Co z tego, że jest cenzura, która knebluje usta, skoro i tak nie ma do kogo tych ust otworzyć?

 

Takie właśnie pytania nasuwają się po lekturze tego zbioru, który nie dość, że ukazuje inny, rzadziej poruszany wymiar PRL, to jeszcze wzbudza całą gamę emocji. Najczęściej chyba pojawia się współczucie. Współczucie dla staruszki, która nie może się zdecydować, gdzie jest jej prawdziwy dom. Współczucie dla rodzin, którym w szpitalu podmieniono dzieci. Współczucie dla kobiety uwięzionej w męskim ciele. Współczucie dla matki, która urodziła Mulata i nie potrafi udźwignąć ciężaru ludzkich języków. Czytając reportaże można poczuć wściekłość wobec kobiety, która zakatowała swojego pasierba, ale można też pośmiać się z przebiegu wczasów dla samotnych. Chociaż to raczej taki śmiech przez łzy.

 

Nieraz można się też zdumieć i zadziwić. Nie można natomiast podczas tej lektury się nudzić. Reportaże odkrywają nieznany, barwny świat, ale też przypominają, że niektóre problemy pozostają nierozwiązalne, bez względu na epokę, okoliczności polityczne i ekonomiczne.

 

Teksty zachwycają narracją i wartką akcją. Chociaż muszę przyznać, iż jeden z reportaży wybitnie nie przypadł mi do gustu i długo się z nim męczyłam. Ale jak to mówią, w każdej beczce miodu znajdzie się łyżka dziegciu. Mulat w pegeerze to zbiór, który z pewnością warto przeczytać, niezależnie od motywacji.

 

                                                         

 

 ©Anna Purczyńska

 

 

 

Mulat w pegeerze, red. K. Tomasik

Liczba stron: 464

Krytyka Polityczna, Warszawa 2011