„za pięć rewolta”, czyli o tym, co kręci masy

Marta Jastrzębska
Marta Jastrzębska
Kategoria książka · 3 listopada 2011

Mocna książka o nienasyconym świecie konsumpcji. Show zrobione ze śmierci jest dla niego rewelacyjną pożywką. Sms: zabić czy nie? Tak czy nie?

 

Najpierw poznajemy Sławka. Sławek pracuje jako hamburger reklamujący sieć fast foodów. Ma dziewczynę. Alicja wieczorami zamienia się w cum doll i spełnia erotyczne fantazje bogatych panów. Obydwoje chcą czegoś lepszego, żadne z nich nie umie się wybić. Każde jest w równym stopniu zmęczone i zdegustowane egzystencją zawodzącą na każdym kroku. Pewnego dnia Sławek przychodzi na spotkanie sekty, która wmawia mu, że życie to więzienie, a jedyną ucieczką jest śmierć. Potwierdzeniem wszystkiego ma być film Nagrobek w nagrodę. Sławek ogląda poleconą pozycję i... jego życie przewraca się o 180 stopni.

 

W tym samym mieście żyje Tomek, copywriter dla portalu Szczersza Prawda. W przeciwieństwie do Sławka, on i jego dziewczyna mają „życie jak w Madrycie”. Tomek kreuje nie tylko swój mały świat, ale również świat milionów ludzi, dla których wymyśla nowe, chwytliwe wydarzenia. Żadna zbrodnia, tragedia nie jest autentyczna, wszystko to wymysł spryciarzy, takich jak on. Aż pewnego dnia Tomek poznaje historię Sławka i wprost nie może uwierzyć, że coś takiego mogło wydarzyć się naprawdę. Takiej okazji nie można przegapić. Losy dwójki bohaterów z dwóch skrajów kapitalistycznej rzeczywistości łączą się.

 

Najnowsza książka Dawida Kaina za pięć rewolta opiera się na dwóch równolegle prowadzonych monologach: Sławka Hamburgera i Tomka Copywritera. Czy można ją, tak jak poprzednie książki tego autora, postawić na półce z tabliczką science fiction? Można, w końcu akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Najczęściej takie pozycje, będące fantazjami na temat tego, co nas czeka, odbierane są z przymrużeniem oka. Ostatecznie nikt po obejrzeniu filmu Fahrenheit 451 nie pomyślał, że czasy, kiedy zakazane będzie czytanie książek, mogą nastać.

 

Pozycja za pięć rewolta potrzebuje innego dookreślenia gatunkowego. Kiedy czytelnik zajrzy w nią głębiej, przetrawi to, co niosą postacie Sławka i Tomka, oswoi się z ich działaniami i refleksjami, dojdzie do tłumu bezimiennych ludzi. Ten  tylko czeka, aż przyjdzie coś, w czym będzie mógł wziąć udział, aż będzie mógł zadecydować o czyimś losie, kogoś osądzić. Show zrobione ze śmierci jest dla niego rewelacyjną pożywką. Sms: zabić czy nie? Tak czy nie? Ta kreacja tła dla głównych bohaterów zdaje się być analogiczna do tego tłumu, który parę lat temu namiętnie decydował o losach uczestników programu Big Brother, z zapartym tchem oglądał egzekucję Saddama Husajna, skakał z radości po zabiciu Osamy Bin Ladena. 

 

Powieść Kaina to satyra na społeczeństwo. Śmiać można się prawie do końca. Dobrą zabawę gwarantują przede wszystkim rewelacyjne kreacje językowe. Po przeczytaniu zaczęłam przysłuchiwać się rozmowom ludzi w komunikacji miejskiej. Wnioski: ludzie naprawdę tak mówią!

 

Są miejsca, które czytelnik może uznać za wyolbrzymione, przerysowane, ale w dobrej satyrze o to chodzi. Pokazać w takim odbiciu, żeby móc wystarczająco obśmiać i wytknąć to, co według autora jest do wytknięcia. Wszystkie warunki spełnione. I myślę, że każdy czytelnik, w trakcie lub po lekturze, prócz rozbawienia poczuje niesmak. Dawidowi Kainowi należą się gratulacje za szczególną wrażliwość i ubranie jej owoców w formę, która poruszy nawet najbardziej zatwardziałą znieczulicę. Bo nie ma człowieka nieczułego do szpiku kości. To dobra myśl, z którą czytelnik zostaje po lekturze za pięć rewolta.

 

 

Marta Jastrzębska

 

 

 

Dawid Kain, za pięć rewolta

Liczba stron: 176

Wydawnictwo Nisza, 2011