„Miłosz i Putrament. Żywoty równoległe”,

Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz
Kategoria książka · 24 września 2011

czyli historia dziwnej znajomości.

Że Miłosz wielkim poetą był – wszyscy wiemy. Był taki wielki, że aż dostał Nobla i w dodatku uczą o nim w szkołach, toteż zakładam, że przedstawiać go nie trzeba. Przedstawić za to wypada drugiego z bohaterów omawianej pozycji – Jerzego Putramenta (w młodości zwanego Puciem), bo zbyt dużo się o nim obecnie nie mówi, więc pewnie nie wszyscy wiedzą, kto zacz. Otóż Putrament był to taki pisarz, który studiował w Wilnie razem z wielkim Noblistą i nawet wspólnie należeli do sławetnych Żagarów, tylko potem ten pierwszy trochę za bardzo uwierzył w światło ze wschodu płynące, wstąpił do Partii i do końca życia już jedynie piął się po jej kolejnych szczeblach. Został prominentną postacią pośród peerelowskich literatów i zyskał sobie nawet uroczy przydomek „pisarz-komisarz”. Przy okazji, jak nietrudno się domyślić, stracił zaufanie tych spośród dawnych przyjaciół, którzy w światło ze wschodu bijące z taką żarliwością się nie zapatrzyli: między innymi Miłosza właśnie, którego w czasach studenckich koledzy nazywali – nie uwierzycie! – Jajo.

 

Apogeum konfliktu tych dwóch piszących dżentelmenów przypadło na lata pięćdziesiąte, kiedy to Miłosz na emigracji opublikował swoje kontrowersyjne dzieło zatytułowane Zniewolony umysł, w którym sportretował Putramenta jako „Gammę”, czyli „Niewolnika dziejów”. Nie dość, że niezbyt zachęcająco opisał jego aparycję: „niezgrabny wyrostek o czerwonej twarzy, gburowaty i krzykliwy”, to w dodatku raczej bezceremonialnie rozprawił się z jego wątpliwej jakości umiejętnościami: „Gamma został stalinistą. Myślę, że pisząc swoje wiersze pozbawione namiętności czuł się źle. Nie był stworzony do literatury. Zasiadając nad papierem czuł w sobie pustkę. Nie był zdolny przeżywać upojeń pisarza – ani upojeń procesu twórczego, ani upojeń nasyconej ambicji”. Padły też brzydkie słowa w rodzaju „konfident” oraz „agent”, puenta zaś wyglądała następująco: „Trudno zazdrościć temu człowiekowi wyboru, jakiego dokonał i jego wiedzy uszczkniętej z drzewa wiadomości dobrego i złego. (…) Patrząc na siebie wie, że żadne słowo, które wypowie, nie będzie jego własnym. Jestem kłamcą – myśli o sobie i sądzi, że za jego kłamstwa odpowiedzialny jest determinizm Historii. Czasem nawiedza go jednak myśl, że diabeł, któremu zapisał swoją duszę, został wyposażony w siły przez takich właśnie ludzi jak on sam i determinizm Historii jest tworem ludzkich umysłów”.

 

Putrament, rzecz jasna, obraził się i odpowiedział tekstem Coś z Miłosza, w którym mowa między innymi o „porażającym chamstwie Miłosza” (to w młodości) i w którym waga Zniewolonego umysłu sprowadzona zostaje do rangi zwykłego pamfletu.

 

Wszystko to działo się na oczach opinii publicznej, trudno się więc dziwić, że ten właśnie aspekt relacji Jaja i Pucia jest po dziś dzień najszerzej znany. Swego czasu głośno było również o innych niewybrednych epitetach, którymi chłopaki się nawzajem obrzucali na łamach rozmaitych pism: „tchórz honoris causa”, „sługus imperializmu”, czy „wysłannik Wschodu” – tym właśnie sposobem ich wzajemna niechęć urosła do rozmiarów legendy…

 

I oto pojawia się Emil Pasierski, młody historyk literatury ze swoją książką Miłosz i Putrament. Żywoty równoległe, w której zebrał i przeanalizował imponującą ilość rozmaitych materiałów, w tym wspomnień osób bliskich obu stronom konfliktu, by w końcu dojść do wniosku, że relacja owa wcale nie była tak jednoznaczna, jak by się mogło wydawać. Sam fakt, iż mimo animozji obaj panowie (nawet mieszkając po przeciwnych stronach oceanu) żywo interesowali się poczynaniami drugiej strony świadczy o tym, że jak ujął to sam  Miłosz istniał między nimi dziwny „węzeł psychiczny, nie bez zajadów wyższości-niższości”.

 

Putrament przez całe życie podziwiał literacki talent Miłosza i postrzegał samego siebie jako pisarza dużo mniejszej rangi. Był za to wytrawnym działaczem politycznym, co mimo zmieniających sie układów wewnątrz Partii pozwalało mu przez długie lata utrzymywać się na powierzchni. Jego postępowanie względem dawnego kolegi z Żagarów dalekie było od jednoznaczności: najpierw pomógł mu zdobyć posadę w nowojorskim konsulacie generalnym, by znów po kilku latach starać się o jego odwołanie.

Co ciekawe, z cytowanych przez Pasierskiego źródeł wynika, iż na wieść o tym, że Jajo dostał Nobla Pucio się wcale – wbrew utartej opinii – nie sfrustrował, lecz szczerze uradował. Oto jak fakt ów skomentował: „To jest świetny poeta. Bardzo często tę nagrodę daje się trochę z powodów politycznych. Ale tym razem trafili w znakomitego poetę”.

 

Książka Pasierskiego zdaje się przesuwać punkt ciężkości w rozważaniach na temat relacji Miłosza i Putramenta. Przede wszystkim sytuuje tę relację w określonym kontekście historycznym, bez którego trudno byłoby ów dziwny węzeł rozwikłać. Wychodzi też naprzeciw obiegowej opinii operującej jakimś nierealnym, wręcz baśniowym podziałem na czarny i biały charakter. Rzeczywistość, jak to tylko ona ma w zwyczaju, okazuje się dużo bardziej złożona: ani Pucio nie był taki zły, ani Jajo tak szlachetny, jak zwykło się uważać.

 

Pozycja Emila Pasierskiego bez wątpienia imponuje ilością zgromadzonego materiału i rzetelnością opracowania. Nie imponuje, niestety, językiem – męczący, podręcznikowy styl zniechęca już po kilku stronach i trzeba być albo prawdziwym pasjonatem tematu, albo dotrzymującą zobowiązań recenzentką, by przez te trzysta stron akademickiej tyrady przebrnąć. Nie czepiałabym się tak bardzo, gdyby w trakcie lektury samo nie cisnęło mi się na usta pytanie: „Tyle informacji, taki ciekawy temat – na Boga, Emilu, dlaczego nie napisałeś tego lepiej?”.

 

 

Dominika Ciechanowicz

 

 

 

 

 

Miłosz i Putrament. Żywoty równoległe, Emil Pasierski

Wydawnictwo W.A.B.

Warszawa 2011

Stron 368, okładka twarda.