Nie ma wyraźnych granic, polityki grubej kreski czy linii demarkacyjnych, jest za to nieustanne przekraczanie Rubikonu, po którym nie ma powrotu do „epokowego”, wpatrzonego w kategorie historycznoliterackie poglądu na pisarstwo. Jest za to Zachwyt, który zawsze towarzyszy przy odczytywaniu wartych tego dzieł.
Zakładka jest potężną pomocą w pracy nad książką, także pracy rozumianej w sensie włożenia wysiłku w przeczytanie danego dzieła. Nie każda lektura do tego zachęca, niektóre wręcz odpychają nas ze względów ideologicznych, estetycznych czy merytorycznych, bowiem za każdym razem z góry wartościujemy wybrane pozycje, oczekując od nich spełnienia wymaganych przez nas warunków. Gdy jednak znajdujemy dzieło, które sprosta narzuconym przez nas koniecznym walorom, staramy się nie tylko z przyjemnością przejść przez tekst, ale także jak najwięcej z niego zapamiętać, nieraz wracać do frapujących fragmentów, czasem podzielić się nimi z resztą znanego nam świata. Tutaj w grę wchodzą zakładki – wsparcie z walce z ułomną ludzką pamięcią.
Księga zakładek Jacka Gutorowa to zapis przeżyć, jakie autor odbywał w trakcie czytania poszczególnych poetów. Każdy z nich zachwycił krytyka w różny sposób, czego świadectwo znajdziemy w książce. Wydaje się, że kategoria „zachwytu” była jedyną, jaka kierowała wyborem tekstów do Księgi (stanowcza większość szkiców to przedruki), a to bardzo dobrze wychodzi tak poetom dopuszczonym do głosu w szkicach, jak i czytelnikowi, który zasięgnie wiedzy o poezji od Witolda Gombrowicza – którego wstęp do Dziennika Gutorow potraktował jako swoisty wiersz – i Sławomira Mrożka do Klary Nowakowskiej i Agnieszki Mirahiny. Nie ma wyraźnych granic, polityki grubej kreski czy linii demarkacyjnych, jest za to nieustanne przekraczanie Rubikonu, po którym nie ma powrotu do „epokowego”, wpatrzonego w kategorie historycznoliterackie poglądu na pisarstwo. Jest za to Zachwyt, który zawsze towarzyszy przy odczytywaniu wartych tego dzieł.
Czytanie tego typu literatury, jaką jest Księga zakładek, zawsze przypomina przeglądanie księgi gości. Poznajemy nazwiska, cieszymy się z ich obecności, rozmawiamy o nich – bez nich, może nawet trochę plotkujemy. Takie pogaduszki z autorem Niepodległości głosu prowadzimy o Świetlickim, Bierezinie, Sosnowskim, Tkaczyszynie-Dyckim, Wróblewskim, Bonowiczu czy Miłobędzkiej. Tej ostatniej poświęcone jest szczególnie wiele miejsca, co świadczy o szczególnym podziwie dla poetki. Mimo to wymienione wyżej nazwiska nie wyczerpują listy, zważywszy także na to ilu autorów jest wspominanych podczas pisania o innych, którym poświęcone są całe szkice. Konstelację uzupełnia „niepodległy głos” krytyka, autora księgi, mówiącego z pełnym przekonaniem o wartości dzieł, a z wahaniem o swoich rozeznaniach.
Warto dodać, że ostatnia, piąta część Księgi opowiada o okołoliterackich inspiracjach. „Uwagi o krytyce bezprogramowej” ukazały się pierwotnie w Ósmym Arkuszu Odry, gdzie toczyła się dyskusja o przyszłości krytyki literackiej; „Notatka o grafomanii” to tekst dla niedoczytania.pl, w którym to tekście Gutorow szkicuje portret grafomana; z kolei „Poezja jako urwany ślad” to zapis wykładu inauguracyjnego na Uniwersytecie Opolskim, nawiązujący do poprzedniej książki autora Urwanego śladu.
Nie chciałbym streszczać co ciekawego miał do powiedzenia Gutorow. Byłoby to niezręczne, bowiem nie jest się w stanie oddać zachwytu innego czytelnika (czytelnika takiej klasy), który to zapał zawsze jest doświadczeniem jednostkowym. Dialog, jaki prowadziłem podczas lektury Księgi zakładek, jest równie trudny do opisania. Do takiej rozmowy użyłem zakładek. Zostawiłem wpis w księdze gości. Zakładka jest potężną pomocą w konwersacji.
Marcin Sierszyński
Jacek Gutorow, Księga zakładek
Biuro Literackie, Wrocław 2011
okładka miękka, stron 360
Na zainteresowanych wciąż czeka konkurs na impresję krytycznoliteracką,
w której główną nagrodą jest Księga zakładek. Więcej informacji tutaj!