Poetycki avant-pop

Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński
Kategoria książka · 17 sierpnia 2011

Gdyby spróbować czytać tomik jako tradycyjnie napisaną wydaną książkę poetycką, poczulibyśmy się jak dziecko we mgle. Nie ma mowy, by zacząć czytać od środka, końca, czy w jakikolwiek inny perwersyjny sposób.

Piotr Makowski nie jest wprawdzie debiutantem, bowiem w 2005 roku wydał książkę pod tytułem Niektórzy mają się lepiej, którą można przeczytać na oficjalnej stronie autora. Zdecydowanie różnią się od siebie te tomiki, więc nie będę się odwoływał do wcześniejszych dokonań pisarza, gdyż nie sumują się one na konsekwentnie realizowany projekt poetycki. Soundtrack prezentuje autonomiczną jakość, realizując układ książki z konceptem, pewnego rodzaju concept album. Muzyczne skojarzenia są jak najbardziej na miejscu, chociaż publikacja przypomina bardziej dwie połączone ze sobą płyty, zremiksowane i sklecone w całość za pomocą trzeszczącego jeszcze samplera, do filmu którego nazwy nie potrafilibyśmy wymienić, chociaż kojarzymy reżysera i główną obsadę.

 

Gdyby spróbować czytać tomik jako tradycyjnie napisaną wydaną książkę poetycką, poczulibyśmy się jak dziecko we mgle. Nie ma mowy, by zacząć czytać od środka, końca, czy w jakikolwiek inny perwersyjny sposób. Co to, to nie – trzeba zacząć od „Traileru”, przejść przez „Soundtrack” i „Prequel” i skończyć na „Director’s cut”, inaczej książka straci wiele na uroku i sensie, pominie się coś istotnego. Dość wspomnieć, że na początku czyta się ciekawą prozę poetycką traktującą o postaci, która jeździ na zlecenie firmy tramwajami, spisuje raporty z „życia” tramwajowego, robiąc przy okazji zdjęcia. Zaraz potem zaczyna się właściwa „Fabuła”. Makowski ułożył wierszowaną prozę, do której dokonał dziewiętnastu przypisów pisanych zwyczajową formą wiersza.

 

Mężczyzna potrzebuje miłości [1],[2]. Znajduje kobietę [3]. To kelnerka, próbuje ją pokochać [4]. Historia komplikuje się [5, cz. 1], ona nie jest łatwa. One nigdy nie są na tyle łatwe, że [5, cz. 2]. Dlatego pojawia się inna kobieta [6], on zgadza się i już, już kocha ją [7], [8].


SOLÓWKA


Od dziewiętnastej strony książka nabiera nowego tempa. Myślę, że słowa Hitchcocka o wzmaganiu napięcia dobrze odwzorowywałyby zabieg omawianego tu poety. Liczby w nawiasach to właśnie przypisy, które odsyłają nas do wierszy wkomponowujących się w rdzeń opowiadanej historii, przerwanej dwa razy krótkimi strumieniami świadomości, czyli „SOLÓWKAMI”. A jest to smutna przygoda samotnego mężczyzny, który chciałby kochać i być kochanym. Przypomina on stereotypowego „męskiego” faceta, z fajką w ustach i kieliszkiem wódki w dłoni, agresywnym i asertywnym wobec świata, lecz w gruncie rzeczy czującym jak każdy, wobec których stara się stać w opozycji. Na takiego człowieka zwróciła już uwagę Anna Kałuża, pisząc o jego sentymentalno-nostalgicznym charakterze1, aż nazbyt widocznym w Soundtracku. Poeta uzupełnia ten schemat o swojego „kowboja”2, przedstawiającego się jako Charles Bronson, a mówiącym słowami Franza Maurera.

 

Powyższe postaci nie wyczerpują listy figur użytych w książce. Makowski chętnie sięga do popkultury, co kojarzy się z dokonaniami Darka Foksa, mistrza tego typu odniesień i przeinaczeń, zacierania granic między kulturą „wysoką” a „niską”. Z drugiej strony wydaje się, że autor mówi także trochę Świetlickim, a frazy które można by przypisać twórcy Zimnych krajów, pojawiają się nieraz z nieodpartą mocą (np. „Mokry klasyk”, s. 42). Rozwijanie tego, co zapoczątkowali tacy poeci jak wyżej wymienieni, wydaje się już dość anachroniczne, wyeksploatowane, a jednak wciąż równie pociągające, jak gdyby jeszcze się do końca nie przeżyło. Nie mam na myśli tu nawet żadnego zauroczenia taką literaturą, którą zapewne większość z nas przeżywał przynajmniej raz w życiu, a znacznej części owa fascynacja pozostała na długie lata, lecz myślę o żywotności pewnego rozdziału w naszej epoce, bez której współczesny świat wyglądałby trochę inaczej, uboższy o kilka przełomowych dokonań. Z tej dygresji wrócę więc do figur kultury popularnej w Soundtracku, gdzie wiek autora pozwolił mu na wykorzystanie w swoich tekstach także takich postaci powielających nostalgiczny schemat twardego, samotnego mężczyzny, jak Max Payne, oraz kobiet famme fatale, pięknych a nieosiągalnych („Mam na imię Mona”, gdzie może chodzić o postać z – rewelacyjnej – gry „Max Payne”), seksualnie uprzedmiotowionych (Tori Black), czy tkwiących na piedestale popularności (Nelly Furtado).

 

Celem takiego zabiegu byłoby zrównanie bohatera swoich wierszy z tymi charakterami, stworzenie prawdziwego otoczenia dla jego przeżyć wewnętrznych i próba zmierzenia go ze wspominanymi nazwiskami. Od pierwszej do ostatniej strony kowboj musi dorównać przynajmniej charakterem do gwiazd współczesności („Scena jak z drugiego <Batmana> Burtona; szykuję się do wyjścia. Ale zamiast lateksu i maski – standard.”).

 

Makowski w Soundtracku gładko przeszedł od poezji w strony bardziej prozatorskie. Ciężko byłoby jednoznacznie określić, gdzie zaczynają, a gdzie kończą się wiersze w tomie. Rozpoznanie jednak wydaje się zbędne, ponieważ straciłoby się całą radość z czytania, które jest uniwersalne, a książka chwytliwością i „reżyserskimi” zabiegami z pewnością pozwoli zawiesić oko na literze znacznie dłużej, niżby wydawać by się to mogło na początku. Jako soundtrack, książka jest zróżnicowana. Obok Nelly Furtado słyszymy tu – korzystając ze swobody muzycznych odniesień – Gogol Bordello, Toma Waitsa i Amona Tobina. Ale to już jest „tak samo mało pewne / jak następna zwrotka”.

 

 

Marcin Sierszyński

 

_______________________________________________

1) Więcej na ten temat, w odniesieniu do Darka Foksa, znajdziesz tu: A. Kałuża, Bumerang, Wrocław 2010, s. 21-28.

2) Określenie Anny Kałuży na schematycznego mężczyznę z książek Foksa, Stasiuka i Świetlickiego. Analogia do bohatera wierszy Makowskiego niełatwa do ukrycia. ibidem, s. 23.

 

 

 

Piotr Makowski, Soundtrack

Fundacja na Rzecz Kultury

i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza,

Wrocław 2011

okładka miękka, stron 66