Cukrowy Kreml

Anna Balcerowska
Anna Balcerowska
Kategoria książka · 14 lipca 2011

Władimir Sorokin to jeden z najbardziej kontrowersyjnych współczesnych pisarzy rosyjskich. Politycznie niepoprawny, szczery do bólu i jednocześnie dowcipny.

Cechy te czynią Sorokina pisarzem z jednej strony poczytnym,

 z drugiej zaś – niepożądanym, szczególnie w Rosji, gdzie jego twórczość wzbudza wiele negatywnych emocji. Jego przeciwnicy organizowali już wiece, podczas których palili książki Sorokina albo wyrzucali je do sedesów. Jak często w takich sytuacjach bywa, manifestacje te przyniosły skutek odwrotny do zamierzonego i zamiast zniechęcić zachęciły czytelników do zapoznania się z  twórczością czołowego rosyjskiego postmodernisty. Nie ukrywam, że doniesienia medialne o kolejnych kontrowersjach związanych z pisarzem i mnie zmobilizowały do sięgnięcia po jego książki.

 

Kilka lat temu w ręce wpadła mi Kolejka. Szczerze mówiąc, nie wyniosłam z tej książki zbyt wiele. Pamiętam tylko, że była to lektura lekka, przyjemna i dość oryginalna, bo zbudowana z jednego, bardzo długiego dialogu. Nie była jednak z gatunku tych, do których chce się wracać. Kolejka nie wzbudziła też mojego apetytu na kolejne powieści Sorokina, którego, chyba zbyt pochopnie, zaszufladkowałam jako pisarza przereklamowanego. Po książki z serii Światłość i lód nie sięgnęłam przede wszystkim z uwagi na ich przynależność do gatunku since fiction.

 

Utwory Dzień oprycznika (W.A.B., 2008) i Cukrowy Kreml (W.A.B., 2011) w pewnym sensie również można określić mianem since fiction, chociaż w tym przypadku tak jednoznaczna kwalifikacja jest niewystarczająca. Łączą one w sobie zarówno elementy since, jak i political fiction, a duże fragmenty Dnia oprycznika to po prostu kronika historyczna. W powieści tej przeszłość i tradycja miesza się z przyszłością i nowoczesnością. Przyszłość manifestuje się głównie za sprawą nowinek technicznych: wideotelefonów, nośników danych i sprytnych urządzeń do inwigilacji. W przyszłości została także osadzona akcja powieści, która rozgrywa się w latach 20. XXI wieku w Rosji. Tytułowy oprycznik to Andriej Daniłowicz Komiaga, który poświęcił swoje życie w imię służby państwu. Rosja jest już ogromnym mocarstwem i graniczy z Chinami. Jeśli chodzi o inwencję i wyobraźnię autora, to już wszystko. Cała reszta to historia i nawiązanie do opryczniny, czyli czasów, kiedy uprzywilejowana carska gwardia na polecenie Iwana IV zabierała majątki bojarom. Jednocześnie rozpoczęła się izolacja Rusi na zewnątrz, ograniczono kontakty z Europą. Z tego okresu pochodzi także tradycja silnej i bezkompromisowej władzy powiązanej z kościołem prawosławnym. Według Sorokina taka właśnie będzie Rosja za lat kilkanaście. Tyle, że oprycznicy żywe konie zamienią na te mechaniczne, a dla ich mercedesów powstaną na drogach specjalne pasy. Poza tym wszystko będzie jak dawniej: okrucieństwo, barbarzyństwo i zastraszanie. Wizja to dość przerażająca. Sorokin uważa bowiem, iż społeczeństwo rosyjskie, zamiast iść do przodu, cofa się. Pesymistyczna wizja pisarza zakłada, że nie ma już dla Rosji ratunku. Przyczyn takiego stanu rzeczy należy upatrywać przede wszystkim w braku tradycji demokratycznych, zamiłowaniu do silnej władzy i tendencji do izolacji.

 

Dzień oprycznika interpretowano jako satyrę na władzę Putina i swego rodzaju antyutopię. Sorokin przedstawia w swojej powieści Rosję jako kraj, w którym co prawda częściej jest strasznie niż śmiesznie, ale przekonanie o własnej wyjątkowości rekompensuje strach i ponoszone w imię tego wyrzeczenia. Jeśli Dzień oprycznika można uznać za satyrę, to jest to satyra nie tylko na władzę, ale także na społeczeństwo, które nie potrafi albo po prostu nie chce się tej władzy przeciwstawić i zachowuje bierność. Ludzie przypominają widma, które przemykają z miejsca na miejsce bezszelestnie, w milczeniu czekając na to, co przyniesie im los.

 

Jeszcze mocniej tę bierność widać w opowiadaniach, które składają się na tomik Cukrowy Kreml. Podobnie jak w poprzednim utworze Sorokin wykorzystał historię, choć już w mniejszym stopniu, by pokazać, że mentalnie Rosjanie tkwią gdzieś w poprzednich wiekach. W Cukrowym Kremlu poza odniesieniami historycznymi pojawia się także zabawa symbolami. Najważniejszy jest oczywiście tytułowy Kreml. Cukierek, który monarcha rozdaje dzieciom przewija się we wszystkich opowiadaniach. Odgryzanie cukrowych kopułek jest swego rodzaju rytuałem, któremu poddają się wszyscy bohaterowie. Oprócz Kremla pojawiają się także inne ikony rosyjskiej kultury, jak czapka Monomacha, ale i bardziej znane symbole, czyli papierosy „Ojczyzna” i wódka. Większość bohaterów nie jest zadowolona ze swojego życia, ale nikt nie podejmuje żadnych działań, by cokolwiek zmienić. Pojawiają się co prawda pewne projekty zmian, ale są one skutkiem pijackich (skąd my to znamy?) albo narkotycznych wizji.

 

W Cukrowym Kremlu Sorokin obnaża rosyjską rzeczywistość, która na pierwszy rzut oka jest słodka, ale pod płaszczykiem tej pozornej słodyczy kryje się gorycz. Autor poprzez swoją twórczość krytykuje rosyjską demokrację, władzę i społeczeństwo, które pozwala sobą manipulować.

 

Władimir Sorokin jawi się jako pisarz niepokorny i buntowniczy. Operuje bardzo plastycznym i poetyckim językiem. Pisarz całymi garściami czerpie z dorobku rosyjskiej literatury i kultury. Jego utwory czyta się bardzo przyjemnie, chociaż niektóre momenty bywają niezrozumiałe. Sorokin często posługuje się groteską i absurdem. Szczególnie uciążliwe dla wyobraźni są sceny erotyczne, a także opisy libacji alkoholowych. Najczęściej jedne idą w parze z drugimi. Podsumowując, twórczość Sorokina jest jak najbardziej godna uwagi. Sposób prezentacji tematów pokazuje, iż autor ma dystans do otaczjącej go rzeczywistości i nie traci dobrego samopoczucia nawet wówczas gdy ta już dawno przestała być kolorowa. 

 

 

 

©Anna Balcerowska

 

 

 


Sorokin Władimir, Cukrowy Kreml

Tytuł oryginalny: Sacharnyj Krieml

Wydawnictwo W.A.B.

Ilość stron: 264