Przeświadczenie nieuchronności doświadczenia wypływa z wierszy Jakuba Jacka Schönhof-Wilkansa zebranych w tomie „Obcokrajowiec”.
Doświadczenie świata, doświadczenie innego człowieka, wreszcie doświadczenie siebie są pierwszymi, jakie pojawiają się, jakie kładą fundament pod możliwość poetyckiej opowieści, która dalej rozkwita i swobodnie manewruje między tym punktami zbornymi: „stara toyota wypchana po brzegi / siedzę mam szczęście… albo dziś skończyło się gorąco / piekło to już tylko czyściec / chłopiec z wodą / rozpływa się między samochodami…” (Dala-Dala).
Epistemologia prowadzona przez pryzmat intersubiektywności porządkuje całe
staranie, wyznacza współrzędne, po których porusza się język opisu, bowiem silny, rzucający się w oczy jest tu właśnie opis. To osobiste doświadczenie, mowa jakby z wnętrza, do którego mówiący ciągle się przebija, spotyka się z nieustanną próbą utwierdzenia. Ale utwierdzenia nie poprzez dowodzenie istnienia nieugiętego własnego, mocnego „ja”, a raczej przez wspomniany wyżej opis, zapis realności, który momentami przypomina starania obiektywistów w stworzeniu języka neutralnego, oddającego możliwie najwierniej rzeczywistość doświadczalną. Te dwie linie - wnętrza i zewnętrza - splatają się i na przemian ujawnia się głos dotykający świata na zewnątrz, innym razem skłaniający się w stronę własnego źródła. Równie obecne jest staranie o drogę do porozumienia języka i świata, a może przede wszystkim języka i człowieka. Widać to w wierszu Oswajać, który już niejako samym tytułem na to wskazuje:
powietrze mokre
traci zasięg
telefon do rodziny
pod koniec pory deszczowej
coraz bardziej na jednej nodze
wielkie liście
dzieci sąsiadów całe mokre
będziemy głaskać
drapać za uchem
pod włos oswajać własną wyspę
na wysokich gałęziach wrony
schowane przed wielkim deszczem
grają w warcaby
białe kruki zaczynają
Właśnie przestrzeń porozumienia otacza szczególną troską poznański poeta. To zabieganie jest umiejscowione wewnątrz opisywanego świata, jest żywą częścią rzeczywistości, trudną do opowiedzenia i jeszcze trudniejszą do zdefiniowania. Być może należałoby zwrócić uwagę, że niektóre z tych utworów powstały w podróży, w spotkaniu z obcym, innym. Stąd być może ogrom wysiłku w stworzeniu pomostu pomiędzy obecnymi wkoło. Wspaniały, nieżyjący już poeta Zbigniew Jerzyna zwykł mawiać, ze poezja może przede wszystkim jest wielką tęsknotą do człowieka. Te nieco patetycznie brzmiące słowa, kryją prastarą prawdę języka. Troska o znalezienie linii porozumienia, u której podstaw leży pierwsza, zawsze obecna kosmiczna samotność człowieka, wskazuje na potężne, tragiczne doświadczenie nieuchronności i kruchości trwania tutaj, wobec wszystkiego. Językiem rozpoczęto nazywać świat, aby siebie w nim ocalić. Mowa potoczna jest zeświecczoną pieśnią sakralną, zdegradowaną poezją, ale wystarczy tylko zmienić oświetlenie, presupozycje i oto otrzymujemy język, który nadal stara się coś ocalać. Jakub Jacek Schönhof-Wilkans wie o tym i słucha świata takim, jakim jest:
dokładnie słucham mów
ciemno ale rozróżniam
przypadkowe kroki
i umyślne skradanie
słyszę uszy pod drzwiami
[…]
Jesteśmy kwiaty
[…]
kelnerka rozumie co chce
„yes” takie jedno słowo które znają
wszyscy
popijają
przechadzają się
podjadają
mówią
od niechcenia
jakby powietrze
wcale nie stało się bardziej strawne
po deszczu
Popołudnie przed afrykańskim
supermarketem
Jednocześnie, jak na to wskazuje sam tytuł zbioru, ujawnia się tu podmiotowe poczucie bycia
poza własnym, bezpiecznym miejscem. Obcość jest warunkiem pewnego rodzaju drżenia, które pozwala jednak mówić. I to właśnie takie mówienie zyskuje pewną dynamikę próby odzyskania równowagi. Złapania poziomu podczas nieustannego wahania. W taki sposób opowieść uzyskuje przychylność przez to, że staje się bardziej wiarygodna. Również zauważalna jest asceza wyobraźni w operacji poetyckiej. Ukazuje to świat, na który wcale nie musi pojawić się bezwarunkowa zgoda, nie jest to też prosta negacja. To raczej skierowana do świata czułość dyktuje taką formę.
Wyprowadzenie z języka wzniosłości sprawia wrażenie - jak już wcześniej powiedziałem - rzetelniejszej opowieści, bliższej glinie istnienia. Poezja powinna przysposabiać się do prawdy, ale prawdy nie w pojęciu jednej, metafizycznej, scalającej wszystko. Mam na myśli prawdę trudniejszą - prawdę jako zadanie do wykonania. I jest to zadanie zawsze zgoła indywidualne, zadanie indywidualnych dykcji i idiomów: „nie układają się same / z siebie w szafkach / wybrakowane zestawy zastaw // duchy w pudełkach bez zapałek…” dalej w tym samym utworze: „w życiu nigdy / nie będzie origami ze ścian notesu” (Wiersze wezbrane).
Zewnętrzność nie stanie się przez język i poeta nie ma co do tego złudzeń, ale ta obca zewnętrzność może zostać nim nieco odsłonięta, może oswojona. Obecne w tych wierszach jest wezwanie do starania o materię języka, materię słabą, istniejącą przez wiersze, ale i à rebours, wiersze są z niej. Swoją obecność zaznacza również uchodzenie rzeczy i ludzi, dojmujące doświadczenie przemijania, odwieczna bolączka twórców wszego rodzaju. I tutaj ma swoje zasłużone miejsce, jak choćby w ostatnim, jednym z najlepszych w całym zbiorze, wierszy:
[…]
wracaliśmy przez pusty sezon jak Bonnie i Clyde
zawsze mieliśmy przy sobie coś cudzego
nie czuliśmy się z tym nie swoje
byliśmy tak bardzo jak wschód i zachód
genialne przemyślani jak dzień i noc
tak tylko teraz jak w tej chwili
zaszywamy się przed policją w płatach poszarpanej skóry
znikamy
na ostatniej stronie daleko za spisem treści
wszystko się wyjaśnia
…i było tak wilgotno że musieliśmy się napić
Skłonność do widzenia tego, co post factum jako bezpowrotnie utraconej chwili, pełniejszej od tej, w której znajdujemy się teraz, ukazuje permanentny brak, który niesie ze sobą życie. Tym brakiem jest śmierć. Jednak na to schorowane dziś przychodzi w sukurs drugi człowiek. Bliski, najbliższy ze swoją obecnością tak silną, która zamienia się, parafrazując innego poetę, w miłość. Właśnie ta obecność staje się tematem kilku utworów, a w pozostałych jakoś się ciągle zaznacza, zjawia za liniami jako jedno z najważniejszych doświadczeń, warunkujących wręcz samo trwanie. Chciałoby się powiedzieć, że właśnie kiedy mowa o tej konstytucji istnienia, to użyty język można nazwać odpowiednim, pożądanym, pozbawiony egzaltacji, nieco szorstki staje się epifanią samą, ale epifanią w nawiasie, zeświecczoną, dotykalną.
najładniejsze dzisiaj były kruki
chodziłem po mieście jak zoo
zaglądałem do klatek przez okna
gęste futro nieba kłębiło się na zimę
liście zbierały się szumnie
i pierwszy szron się zjeżył
wszędzie stada zwiedzających
ryby migotały pod taflą szyb
nawias za nawiasem margines
na marginesie notatki i my
Bez miasto
Całość pozbawiona zbędnej emfazy układa się w serię doznań siebie i świata. Modernistyczne zabieganie o zdobycie przewagi sensu w nieuporządkowanym przypływie pozwala mówić o jakiejś przejawiającej się nadziei w stosunku do utraconego dziś języka. Oczywiście z góry uprzedzam, że daleki jestem od jakichkolwiek klasyfikacji tej poezji, która na obranie jednego, głównego kursu ma czas, a najlepiej jeśli pozostałaby do końca poza definicjami, co dla poezji chyba zawsze pozostanie najlepszym doczesnym rozwiązaniem. Wiersze, takie jak te ze zbioru Obcokrajowiec Jakuba Jacka Schönhof-Wilkansa, z jednej strony wskazują na uciążliwość mowy o świecie, odkrywają uparte staranie o zjednoczenie żywiołu mowy i żywiołu rzeczywistości, a z drugiej pozwalają choć trochę wierzyć, że można się porozumieć, pobyć trochę razem. W ten sposób poezję czynią zadaniem.
© Paweł Paszek
Jakub Jacek Schönhof-Wilkans Obcokrajowiec
Wydawnictwo Cursiva
Rok wydania: 2011
Wydanie I
Liczba stron: 64
Pozostałe recenzje:
Jakub Jacek Schönhof-Wilkans ― „Obcokrajowiec” poszukujący języka - Magda Czuczwara
Jakub Jacek Schönhof-Wilkans „Obcokrajowiec” - Michał Domagalski
Zdjęcia pochodzą z prywatnego zbioru autora.