Tomasz Piątek – Piłat w kredzie?

Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński
Kategoria książka · 24 maja 2011

Przede wszystkim traktuję „Antypapieża” jako dzieło otwierające długo oczekiwaną dyskusję o roli papieża w kraju i na świecie. Dyskusję, w której nareszcie można „mówić źle”, to znaczy: spojrzeć z drugiej strony, nie ukrywać wstydliwych faktów, być uczciwym wobec ludzi.

Tegoroczną Wrocławską Noc Muzeów miałem okazję spędzić, między innymi, w Centrum Sztuki Impart, gdzie można było zobaczyć wystawę Polka podnosząca meteoryt z papieża grupy The Krasnals. Przed wejściem do pomieszczenia, w którym o 21:37 (a jakże!) miała rozpocząć się wystawa, rozdawano małe latarki. Ekspozycja była zaciemniona; trzeba było za pomocą własnego źródła światła odszukać kolejne zdjęcia tego projektu. I oto ukazały się przede mną wizerunki nagiej kobiety, ociekającej farbami w barwach narodowych, rzeczywiście podnoszącą nad siebie w nieludzkim wysiłku wielką bryłę. Jej ciało, ale także symboliczny kamień/meteoryt przypominały trochę Syzyfa i jego nigdy niekończącą się pracę. Jednak The Krasnals nawiązywali tutaj do zupełnie innego mężczyzny, mianowicie Maurizia Cattelana, twórcy La nona ora. W jego instalacji figurę papieża przygniatał meteoryt, co wywołało (nie)zrozumiałe oburzenie konkretnych środowisk w Polsce. Tytułowa godzina dziewiąta, nawiązująca do śmierci Chrystusa, została w Polce podnoszącej meteoryt z papieża zastąpiona godziną śmierci Jana Pawła II. Tym razem obyło się bez naruszenia wystawy, która cieszyła się dużą popularnością, chociaż większą wartość przedstawiała zaangażowaniem, niż walorami artystycznymi.

 

Godzina 21:37 na długo utkwiła naszemu narodowi w pamięci. Na różne sposoby – we Wrocławiu w pewnej kawiarni artystycznej czwartki DJ-owskie rozpoczynają się właśnie o tej porze i ani minuty wcześniej, co jest jednym z nielicznych przykładów lekkiego i ironicznego podejścia do sprawy. Zaś telewizja publiczna („misyjna”) wiele czasu po śmierci papieża czciła tę godzinę ukazując różne znaczki czy nawet przerywając program na około minutowe wspomnienie wielkiego Polaka.

 

Dlatego też zdziwiłem się, że Tomasz Piątek nie poruszył tej kwestii ani na chwilę. Jego Antypapież zupełnie pominął wszystko to, co działo się dokoła opisywanej przez niego postaci. Skupiając się na demaskatorskiej swej roli – w gruncie rzeczy nie powiedział nic nowego. Mimo to książka jest bardzo ważna dla narodowego dyskursu, chociaż nie mogę pozbyć się wrażenia, że nie stanie się istotną z kilku ważnych powodów.

 

Przede wszystkim rzuca się w oczy tytuł. Wprowadza w błąd inteligentnego czytelnika, a przyciąga li tego szukającego sensacji. Zastanawia mnie, dlaczego tak świetny felietonista, dodatkowo lingwista, wybrał linię najmniejszego oporu, decydując o takim, a nie innym tytule. Po pierwsze: prowokacyjny tytuł naraża na (niesłuszne) ataki sugerujące amatorszczyznę dzieła1. Oczywiście, jest to drobna złośliwość ze strony publicystyk prawicowych, chwytających się wszelkich możliwych argumentów za umniejszeniem roli człowieka, który ośmielił się źle pisać o takim dobru narodowym, jakim był/jest Jan Paweł II. Dziwi to szczególnie ze względu na plebejską naturę polskiego Kościoła, czyli spadku po kardynale Wyszyńskim, który ograniczał wiedzę wiernych o dogmatach, teologii i eschatologii dla podtrzymania niezachwianej pozycji jedynie słusznego wyznania i jedności wśród wyznawców w czasach złych nie tylko dla instytucji religijnych. Po wtóre: termin „antypapież” funkcjonuje od wielu wieków i ma swoją ścisłą definicję, która w niczym nie zgadza się z motywami książki Piątka. Antypapież to „papież wybrany przez opozycję w stosunku do papieża, który był uważany za wybranego kanonicznie; było ich łącznie 39 (gł. przed 1059, sporadycznie do poł. XV w.)”2. Skoro autor już na wstępie apeluje do inteligencji jako grupy społecznej („Dlaczego każdy polski inteligent powinien przeczytać tę książkę”), to nie powinien ignorować oczytania tychże, jak również wiedzy o świecie – cokolwiek by nie powiedzieć, Jan Paweł II na głowę kościoła wybrany był zgodnie z prawem kanonicznym.

 

W Antypapieżu Piątek zbiera „Dziesięcioro Przeświadczeń” o roli i autorytecie Jana Pawła II, każde z nich pokrótce omawiając. Wydaje się jednak, że część tych przeświadczeń jest raczej prywatną bolączką autora, niźli prawdziwym problemem katolickiego chrześcijaństwa. Obliczenia, które pojawiają się w dziele, nie są poparte żadnymi źródłami, stąd trudno wnioskować, że kościół katolicki rzeczywiście nie jest – jak chciałby felietonista – największym odłamem chrześcijaństwa, a zaszczytne miejsce przodującego pod względem ilości wyznawców obozem jest protestantyzm. Pominąwszy w kompozycji wywodu refutatio naraża się na solidne baty ze strony przeciwników – tym bardziej, że wyliczanie liczby ateistów wśród wiernych Rzymowi, nawet opierając się na skomplikowanej formule apostazji utrudniającej przejście na łono innej religii, można zastosować także wśród społeczności protestanckiej. Podobnie wątpliwe jest, by papież mógł „zahamować proces ogłupiania Polaków, robienia z nich taniej i głupiej siły roboczej, poprzez komercyjną degenerację mediów, kultury i edukacji. (…) Czemu zamiast aborcji nie zakazał wyzysku?”. To lekko naiwne stanowisko, na szczęście nie będące główną osią książki. Potknięcia są nieliczne, choć bolesne dla osób, które oczekiwały kolejnej „biblii ateisty”, tym razem na rodzimym gruncie.

 

Z resztą jest znacznie ciekawiej, niż o tym piszę. Przede wszystkim traktuję Antypapieża jako dzieło otwierające długo oczekiwaną dyskusję o roli papieża w kraju i na świecie. Dyskusję, w której nareszcie można „mówić źle”, to znaczy: spojrzeć z drugiej strony, nie ukrywać wstydliwych faktów, być uczciwym wobec ludzi. Co prawda autor publikacji jest protestantem (co już jest argumentacyjnym poletkiem dla prawicy, której przypominam nieśmiało o wyznaniu tak ważnych Polaków, jak Jerzy Pilch czy Adam Małysz), jednak świetnie wpisującym się w lewicowy dyskurs w wykonaniu Krytyki Politycznej. Jak widać, religia nie stoi na drodze ani środowisku, ani tym bardziej Piątkowi; chociaż dziwią niektóre styczności z antyklerykalną lewicą, to nie przeszkadzają w odbiorze książki; mogą najwyżej, jak wspomniano, dziwić. Dlatego dojście do głosu ludzi nietolerujących wszechogarniającego kultu Jana Pawła II staje się powoli wydarzeniem – rozciągniętym w czasie – łączącym i stymulującym różne ugrupowania, mogącym zmienić konserwatywny krajobraz Polski „po bitwie i modlitwie”.

 

Możemy zacząć głosić w Polsce inną wizję pontyfikatu? Piątek przetarł szlaki. Z felietonistycznym zacięciem udowodnił możliwości innej interpretacji tych ponad dwudziestu pięciu lat rządów papieża Polaka. Mimo to obawiam się, że długo pozostanie on odosobniony i nikt nie pójdzie za ciosem. Tym większa szkoda, że Antypapież jest książką… krótką. Problemy, które poruszył autor, nie są wyczerpane. Brzmią raczej jak zachęta do refleksji o sile katolickiej wiary i ciemnych stronach religii, polityki i autorytetów. Brakuje szczegółowej analizy, odniesień do tekstów źródłowych, różnych spojrzeń. Tomik Piątka tylko sygnalizuje – co jest pewną manierą wyniesioną zapewne z uprawiania felietonistyki. Z drugiej strony ma ona tym sposobem okazję dotarcia do naprawdę szerokiego grona czytelników, szczególnie tych niezainteresowanych naukowymi dyskursami. Tylko czy finalista Nike, jeden z nominowanych do Paszportów Polityki, i wreszcie absolwent Università degli Studi di Milano nie czułby się w takim towarzystwie jak Piłat w kredzie?

 

Jak sądzę: nie, ale widzę ambicje autora Morderstwa w La Scali i szczerze im kibicuję. Być może narobi sobie wrogów Antypapieżem, jednak działa w słusznej sprawie i nie powinien zostać w tym odosobniony. Nawet jeżeli jego drogą Polacy pójdą dopiero z czasem. Ja – pomimo dostrzeżenia pewnych mankamentów publikacji – odłożyłem książkę z niemałą satysfakcją, czując w powietrzu powiew zmian, jakie muszą nastąpić. Muszą i dowodem tego jest tak głos Piątka, jak i chociażby wspomnianej już przeze mnie grupy The Krasnals. Dwie jaskółki wiosny nie czynią, ale wiedza wyniesiona z lekcji biologii nie pozwala wątpić, że wyjątkowa para dobrze zwiastuje co do przyszłości gatunku.

 

 

Marcin Sierszyński

 

Tomasz Piątek, Antypapież

Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011

okładka miękka, stron 104

 

_____________________________________________________

[1] Według Piotra Zaręby z „Rzeczpospolitej”, Antypapież to „Rozważania na poziomie inteligentnego licealisty (...) okraszającego pamflet pseudomłodzieżowym lekceważeniem, w założeniu obrazoburczym.” http://www.rp.pl/artykul/651646_Zaremba--Porcja-wyglupu-.html

[2] W. Kopaliński, Słownik mitów i tradycji kultury, Warszawa 1987, s. 45. Ilość antypapieży w historii różni się zależnie od źródeł. Jeżeli dobrze rozumiem, to Kopaliński nie włączył do tych wyliczeń „pomniejszych” samozwańczych antypapieży, de facto przywódców maleńkich sekt, których było znacznie więcej.