Mieczysława Orskiego <i>nihil novi sub sole</i>

Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński
Kategoria książka · 24 kwietnia 2011

Im więcej czasu dzieli nas od Okrągłego Stołu, tym częściej rozglądamy się za literaturą rozliczeniową nie będącą felietonem czy reportażem.

 

Niewiele jest w Polsce osób, które równie wiele uwagi poświęcałyby krajowej prozie, jak Mieczysław Orski. Od ponad trzydziestu pięciu lat pisze o naszych autorach, o rynku wydawniczym i tym, co się dzieje dokoła nich. Recepcja twórczości takich literatów, jak chociażby Stefan Chwin, Janusz Rudnicki czy Olga Tokarczuk (a wymieniłem w tym momencie zaledwie ułamek ułamka nazwisk przewijających się w książkach Orskiego) byłaby bez niego uboższa o cenną wiedzę poszerzaną systematycznie w kolejnych tomach. Wraz z książką A mury runęły, wydaną w 1995 roku, aktualny redaktor „Odry” zaczął opisywać literaturę po przełomie gospodarczo-politycznym, trzymając rękę na pulsie. Nic nie mogło umknąć jego uwadze, co przekłada się na wartość rezultatu.


Wbrew pozorom, nie będę pisał o dziele A mury runęły, ani nawet o najnowszym Opowieści dla dorosłych i opowiastki dla niedorosłych, lecz o jednej z książek, która ukazała się pomiędzy nimi. Mowa będzie o Rozbitym zwierciadle z 2006 roku, poruszającej podobną problematykę co wspomniane wyżej książki, a stanowiącej jej najlepszą egzemplifikację. Trzeba bowiem rozdzielić publikację Orskiego na dwie części: refleksyjno-naukowych szkiców literackich oraz recenzencko-eseistycznych opracowań bazujących na konkretnym exemplum pisarskim. O ile w pierwszej części tego umownego rozbioru pozwala sobie autor na ponawianie tez i autocytaty myśli, to druga wymaga od niego reagowania na nowości. Dzięki temu połączeniu książka nie jest ani nużąca, ani nie ma konkretnie ustalonego kręgu odbiorców.


Już od wspomnianego 1995 roku krytyk podchodzi sceptycznie, ze sporym dystansem do osiągnięć polskiej prozy. „Wygłoszę teraz podważającą zapewne dobre narodowe samopoczucie tezę: mianowicie że gdyby nie było naszej wielkiej, choć eleganckiej rewolucji, czyli gdybyśmy dalej wegetowali w stanie zaostrzającej się peerelowskiej zapaści, te utwory, które się ukazały w ostatnich trzech latach, pewnie i tak w znakomitej większości by się ukazały. Nie wiadomo, gdzie i jak, ale zostałyby wydane, a w każdym razie napisane.” – pisze w A mury runęły¹. Od tamtego czasu zdania najwyraźniej nie zmienił, być może nawet bardziej niż kiedykolwiek przy nim przystaje. Kolejny cytat pochodzi już z wydanej jedenaście lat później książki Rozbite zwierciadło: „Cóż, taka fabularno-dyskursywna rejestracja wyrównywania rachunków przez życie na »chłopakach« nie jest nowiną literacką, podobnie stękano w prozie np. za wspomnianych wyżej czasów Gierka; gorzej, że z tej współczesnej odmiany motywu przekraczania męskiej smugi cienia – niejako na pograniczu dwóch ustrojów – nic nowego nie wynika”².

 

A więc wszystko na nic, przynajmniej na literackim polu! Chce się zaprzeczyć, zaoponować, odmówić racji takiej wizji naszej literatury, ale z tej polemiki niewiele wyniknie; w końcu musielibyśmy przyznać sami przed sobą, że w istocie Orski ma rację. Któż miałby mieć, jeżeli nie on, czujny badacz szybko reagujący na wieści z frontu rodzimej sceny prozatorskiej? Na duże zaufanie, jakim obdarzam jego twórczość – i wielu innych przecież ludzi – pracował latami. Dlatego może pozwolić sobie na śmielsze tezy, które ugruntowane są na papierze. Bolą? Mają boleć. Nihil novi sub sole, zdaje się nam mówić autor Etosu lumpa. Ten głos odbija się echem, jak w pustym pokoju jednego z bohaterów omawianych utworów literackich. Swoje książki napisaliby Varga, Sieniewicz, Kofta i Shuty – albowiem są one jak najbardziej ludzkie, a sedno tych opowiadań zaistniałoby w każdym systemie, zmieniwszy jedynie tło. Z tych grubo ponad stu nazwisk, jakie padają w Rozbitym zwierciadle, większość z nich ujrzałaby światło dzienne jako pisarze.

 

Jest źle? Tego Orski prawdopodobnie jeszcze nie powiedział. Chyba jako jeden z nielicznych badaczy współczesnej młodej prozy nie narzeka na brak „wielkiej powieści” Nowej Polskiej Rzeczywistości (termin NPR-u wprowadził do Rozbitego zwierciadła na potrzeby refleksji krytycznoliterackich), chociaż atmosfera jej wyczekiwania daje się poznać przy lekturze omawianego tutaj dzieła. Nie jest to piętno powstających po 1989 roku książek, ale im więcej czasu dzieli nas od Okrągłego Stołu, tym częściej rozglądamy się za literaturą rozliczeniową nie będącą felietonem czy reportażem. Przedwiośnie XXI wieku? Możemy sobie dywagować na ten temat wraz z autorem, jednak nie jest to szczególnym meritum książki. Rozbite zwierciadło to przede wszystkim kilkanaście szkiców literackich pochylających się nad konkretnymi utworami literackimi ostatnich lat. Z tego też powodu owa publikacja może być ciekawa dla ludzi spoza kręgu literaturoznawczego, co rzadko zdarza się hermetycznym książkom teoretyczno- i krytycznoliterackim.

 

Dokładność, jaką prezentuje za sobą ów krytyk jest nie do podrobienia – jego działania przypominają po trosze aktywność recenzencką Karola Maliszewskiego na gruncie młodej polskiej poezji (notabene obydwaj autorzy są związani z wrocławską „Odrą”). Rozbite zwierciadło pomaga lepiej zrozumieć różnorakie zjawiska we współczesnej prozie polskiej – począwszy od ustalenia jej korzeni, poprzez konstatację braku nowatorstwa, a skończywszy na rzetelnych recenzjach nowości wydawniczych. Żadna ważniejsza postać nie jest nieznana Mieczysławowi Orskiemu – natomiast wraz z tym mamy pewność, że i my dowiemy się czegoś nowego o naszych ulubionych/nieulubionych (niepotrzebne skreślić) książkach.

 

 

Marcin Sierszyński

 

____________________________________________________________

¹ M. Orski, A mury runęły, Wrocław 1995, s. 11.

² tegoż, Rozbite zwierciadło, Wrocław 2006, s. 13.

 

Mieczysław Orski, Rozbite zwierciadło

Wyd. ATUT, Wrocław 2006

135 stron, okładka miękka