Ekshibicjonizm i perspektywa – „Wieloryb, czyli przypadek obiektywny”

Jacek
Jacek
Kategoria książka · 18 lutego 2011

Lektura to ciekawa, gdyż kryje w sobie wiele tajemnic. Książka stanowi także niewątpliwy impuls do spojrzenia na swoje życie pod kątem innym, niż zwykle. To zachęta do otworzenia oczu na świat pojmowany jako sieć symboli i konotacji. Cytując Michała Pawła Markowskiego powiem: „Bardzo mi się Wieloryb podoba”.

 

Czym właściwie jest Wieloryb, czyli przypadek obiektywny? Konieczność podjęcia próby

klasyfikacji jest, w moim odczuciu, absolutnie niezbędna dla prawidłowego odczytania książki. Próby, ponieważ Wieloryb... nie daje się zaszufladkować, co stanowi cenną obserwację w kontekście lektury. Nie sprawiło to jednak problemu krytykom, którzy postanowili, niemalże zgodnie, okleić zbiór najróżniejszymi etykietami. W świetle zapisków Taborskiej mówi się niezwykle jasno o surrealizmie. Niektórzy doszukują się tu wpływów Bretona, Aragona, Eluarda, a nawet Soupaulta (!), nawiasem mówiąc, wykluczonego z grupy w drugiej połowie lat dwudziestych XX wieku. W rzeczonym nadrealnym rodowodzie zapewne jest ziarno prawdy (sama autorka zajmuje się przecież właśnie tą literacką orientacją, tłumaczy wspomnianego Soupaulta), niemniej przy wydawaniu sądów tak daleko idących, należałoby zachować pewną dozę powściągliwości.

 

W prozie Taborskiej z całą pewnością pobrzmiewa echo surrealizmu. Może nawet odnajdziemy tu wspomnianego Soupaulta czy Prassinos. Będą to jednak tylko nawiązania, zapożyczenia estetyczne, ewentualnie magiczność zakrzywionej rzeczywistości. To, mimo ogromnej pokusy jednoznacznego określenia genezy tekstów, nie świadczy o wyłączności surrealizmu w kształtowaniu Wieloryba...

 

Zresztą byłoby to krzywdzące dla samej autorki, która sięga dużo głębiej. W trakcie lektury przed oczyma malują się lingwistyczne wizje Chomsky'ego, makabreska rodem z Topora itd., bo wymieniać można by jeszcze długo.

 

Aby nie wpaść w pułapkę, za jednym z krytyków, określę Wieloryba, czyli przypadek obiektywny mianem zbioru swoistych anegdot. Myślę, że nie jest to określenie krzywdzące dla żadnej ze stron. O czym właściwie pisze Taborska? Zapewne ilu nie byłoby czytelników, tyle mielibyśmy tez. Mam jednak prawo przedstawić kilka własnych pomysłów. 

 

Pisanie o sprawach osobistych jest odwagą samą w sobie. Mówi się o tym, że sztuka powinna odchodzić od ekshibicjonizmu. Jednakże wówczas, należałoby zaproponować cokolwiek w zamian. Moja opinia zasadza się na prostej skądinąd teorii, jakoby akt „autoobnażania” mógł stanowić doskonałą odskocznię do snucia rozważań szerszych. Trudno jest uciec od widma autora, który, choć częstokroć umiejętnie chowa się między wierszami, naznacza jednak tekst pewnym piętnem. Tak też dzieje się w Wielorybie... Taborska nie kryje autobiograficznego kontekstu swoich rozważań. Rozważań, bo autentyzm wydarzeń przeplatany jest tu błyskotliwymi dygresjami, nie zawsze przekazywanymi wprost, nie zawsze jednoznacznymi, ale za to szalenie celnymi.

 

Autorka dokonuje rewizji własnych „przygód”, przepuszczając je przez filtr humoru i kultury. Wypada tylko pogratulować dystansu, jaki na kartach Wieloryba... rysuje się w relacji między Taborską, a jej życiem (?). Tu także pojawia się mały problem. O ile cały zbiór utrzymany jest w tonie autentyzmu, o tyle jedno zdanie burzy całą tę misternie wznoszoną budowlę. Nie dość, że tytuł ostatniego szkicu brzmi Sen, to dodatkowo wieńczy go zdanie: „Ale kto może z pewnością powiedzieć, gdzie kończy się fikcja, a zaczyna rzeczywistość?”. Nie da się ukryć, że przytoczony cytat wpływa w znacznym stopniu na odbiór treści także wszystkich pozostałych tekstów. Zastanawia mnie tylko jedna kwestia, a mianowicie istota funkcjonowania motywu onirycznego. Co właściwie może mówić przez to Taborska? Pamiętajmy, że, spoglądając z pozycji narratora, ma ona całkowitą władzę nad wszystkimi wcześniejszymi historiami. Obawiam się, że mamy zbyt niewiele faktów, aby jednoznacznie określić funkcję przywołanego motywu. Mam swoje interpretacje, jednakże opierają się one głównie na domysłach, które nie powinny stawać się obiektem zbiorowej refleksji. Istotne jest jednak już samo zarysowanie problemu.

 

To tylko kilka możliwych perspektyw patrzenia na Wieloryba..., niemniej, w mojej opinii, znaczących i dających pewien obraz sytuacji, którą kreśli autorka. Nie ma także sensu zabierania czytelnikowi przyjemności, płynącej z samodzielnej wyprawy intelektualnej.

 

Lektura to ciekawa, gdyż kryje w sobie wiele tajemnic. Książka stanowi także niewątpliwy impuls do spojrzenia na swoje życie pod kątem innym, niż zwykle. To zachęta do otworzenia oczu na świat pojmowany jako sieć symboli i konotacji. Cytując Michała Pawła Markowskiego powiem: „Bardzo mi się Wieloryb podoba”.

 

Jacek Podgórski/ Nisza Krytycznoliteracka

 

Agnieszka Taborska, Wieloryb, czyli przypadek obiektywny 

 

Ilustracje: Mieczysław Wasilewski
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010
Ilość stron: 163
Okładka: miękka

 

Do Wydawnictwa Czarne