„Bieguni” Olgi Tokarczuk.

Michał Domagalski
Michał Domagalski
Kategoria książka · 12 lutego 2011

Recenzja książki nagrodzonej Literacką Nagrodą NIKE 2008'

 

Z urywkową konsekwencją opowiedziane fragmenty

 

Olga Tokarczuk napisała książkę, która zamiast pytania o pierwszą podróż – pierwsze z… do… – zadaje pytanie o każdy ruch, a właściwie o środek ruchu, o to co się dzieje w trakcie, nie pomijając równocześnie wszelkich możliwości po – jak np. zakonserwowane zwłoki...

 

Wiele upłynęło wody, wielu podróżnych opuściło swoje adresy tymczasowego zamieszkania od czasu, kiedy ostatni raz trzymałem w swoich dłoniach książkę taką jak Bieguni Olgi Tokarczuk; książkę, która wydaję się być powieścią o tak rozległej tematyce, że aż ocierającej się o chaotyczność, a jednocześnie zbudowanej przecież konsekwentnie; książkę, którą trudno byłoby wysłać na jakikolwiek konkurs pod tytułem „o…”, „na temat…”. Wielu pielgrzymów dotarło do innych pielgrzymów, wielu zapisujących zużyło kolejne dzienniki, wielu schowało swoje zapiski za szafą, w szufladzie, w piwnicy, od czasu, kiedy w rękach trzymałem książkę, która równocześnie była mi tak bliska i tak odległa.


Bliskie jest mi rozbicie pomiędzy chęcią bycia biegunem – wierzącym, że ruch, podróż jest sposobem ratunku przed statyczną, złą formą świata – a próbą odnalezienia się w Jestem – nie zaś w staję się. Z jednej strony ciągła zmiana miejsca, chęć przemieszczania się, poznawania nowego, zagłębienie się w psychologii podróżnej, zaś z drugiej: przecież to dom jest tym najlepszym hotelem, to dom stanowi jakby odniesienie dla innych miejsc, pomieszczeń. Nie sposób odnaleźć odpowiedzi załatwiającej ten problem raz na zawsze. To problem, który rozrasta się jak, przywołana w powieści niejednokrotnie, Wikipedia. Problem, na który rzuca nowe światło każda następna – zasłyszana w pociągu, poczekalni, na lotnisku, dworcu – historia innego podróżnego (bieguna z wyboru lub z przypadku). To problem zakorzeniony w kulturze europejskiej, czego świadomość ma narratorka przywołując m.in. Zenona z Elei.


Bliski mi jest przedstawiony w Biegunach sposób poznawania świata. Urywkowy. To zawsze fragment – pomagając sobie Różewiczem – jakiejś opowieści. Czasami to opowieści bez początku, bez zakończenia; czasami krótkie wzmianki na jakiś temat, ale tylko pozorem fabuły ze sobą niezwiązane, ponieważ łączą je pojedyncze słowa, sformułowania, czy też – wydawałoby się drugoplanowa – tematyka zakonserwowanych ciał, fragmentów ciał, fragmentaryczności historii, historii peryferyjnych. Łączą się w konsekwencji te zapiski, notatki, opowieści z pogranicza realności w powieść o – chyba przez tytuł – tym, czy lepsze będzie to, co jest w ruchu, niż to co w spoczynku, a z tego wynika cała gama pomniejszych (?) problemów.


Odległość powstaje pomiędzy mną a Biegunami, gdy jakaś moja wewnętrzna przekorność każe pytać o autentyczność pewnych opowieści, choć przecież wewnętrzna pewność mówi o nieistotności takich pytań, o tym, że to nie literatura faktu… Ale co zrobić? Przecież chciałoby się, mimo wszystko, mieć pewność, czy przy okazji pogrzebu Chopina padły słowa: dla Kościoła nawet mężczyzna bez jaj jest lepszy niż kobieta.


Odległość ta jednak jest mniej znacząca od bliskości, co widać chociażby z rozmiarów akapitów w niniejszej recenzji.


Wiele można by o tej książce, wiele można by o samej jeszcze konstrukcji, ale nie miejsce na to w – formalnie z założenia krótkiej – recenzji, nie miejsce tu nawet na próbę skatalogowania podjętych przez nią problemów, ale zawsze znajdzie się kilka linijek, aby napisać, że jest to książka warta lektury, warta przemyślenia, warta czasu poświęconego wieczorem – nawet jeżeli wyłączą nam prąd i trzeba będzie czytać przy chwiejącym się ogniu świeczki. 

 

 

Michał Domagalski

 

 

Olga Tokarczuk Bieguni

Wydawnictwo Literackie, 2007
Stron: 465