Czy na pewno chcemy zostać? – „nie zawoź mnie do Stratfordu” Dariusza Ciupińskiego

Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński
Kategoria książka · 18 stycznia 2011

Jeżeli musiałbym sformułować (...) jakiś konkretny wniosek, brzmiałby on: poezja nie dla wszystkich...

 

Przysporzył mi wiele kłopotów autor nie zawoź mnie do Stratfordu. Za każdym razem, kiedy wracałem do wierszy zawartych w tym tomie, dosięgało mnie inne uczucie. Raz byłem przekonany, że czytam kapitalne wiersze rewelacyjnego autora, innym razem dostrzegałem rzeczy, na których widok zgrzytam zębami. Już jestem w stanie przyznać wybitność tych tekstów, gdy następnego dnia przechodzę obok nich obojętnie. Z tego powodu musiałem długo poczekać, nim zdecydowałem się cokolwiek napisać o książce Dariusza Ciupińskiego i Katarzyny Joczyn.


Domyślam się oczywiście przyczyn tej sinusoidy nastrojów – i uprzedzam, że wszystkie zawarte są tylko w książce. O wieku autora wierszy zawartych w nie zawoź mnie do Stratfordu nie dowiemy się ani z Internetu (w ogóle o autorze wyjątkowo cicho w tej ogromnej przestrzeni), ani z blurba, ani nawet z trzystronicowej rekomendacji Karola Maliszewskiego zamieszczonej na początku tomu. Podobnież strona wydawnictwa milczy na ten temat. Jedyne co mi pozostało, to niewyraźne, ciemne i utrzymane w skali szarości zdjęcie na czwartej stronie okładki. Ponieważ nie jestem dobry w ocenie wieku po wyglądzie, a już na pewno nie w takich warunkach, pozostawię tę sprawę samą sobie. Trochę żałuję, bowiem pomogłaby mi w ocenie książki Ciupińskiego, która wydaje się nierównym zbiorem wierszy pisanych w ciągu ostatnich dziesięciu, może piętnastu lat. Gdzieś w połowie tomu poezja staje się klarowniejsza, bardziej wyważona i zdecydowana. Staje się zwyczajnie lepsza – czytanie sprawia więcej satysfakcji. Nie można pominąć wtedy takich utworów, jak Caterva v.2, śledziłam sarny, czy Hęry ma zawód; trzeba jednak przyznać, że dykcja z pierwszej połowy wraca z maniakalną częstotliwością, burząc odbiór co znamienitszych kawałków.


Może w tym szaleństwie jest metoda? Radosław Wiśniewski ukuł termin – wstępny, być może tylko dla użytku w jednym tekście(1) – „liryki zredukowanego »ja«”, pisząc o poezji m. in. Aleksandry Zbierskiej i Roberta Miniaka. I chociaż „ja” jest akcentowane w nie zawoź mnie do Stratfordu, stara się właśnie uciec od skupionego na nim wzroku zacierając ślady – nic o nim nie wiemy, chociaż nam o sobie opowiada. Nie wiemy nic nawet o płci owego „ja”, które dodatkowo wprowadza nas w konfuzję używając od czasu do czasu to męskich, to żeńskich końcówek fleksyjnych. Metoda jest, a szaleństwo? Oczywiście! W nie zawoź mnie do Stratfordu pojawia się seria wierszy o wspólnym członie „z katalogu DSM-IV”, czyli klasyfikacji zaburzeń psychicznych. I tutaj raz bohaterem staje się przylądek John O’Groats, gdzie podmiot patrzy sobie w oczy (s. 27); innym razem piwnica (s. 65), ale najciekawiej się robi gdy autor uderza w nutę biblijną, pisząc:


                                    mam szatę widoczną w płótno i klamry
                                    dzban modlitewny na tam i z powrotem
                                    zmęczenie już nagromadzonym dobrem
                                    niczego mi nie brak – nawet mojej twarzy.


                                    jestem więc wojsko bo jest mnie wielu.
 

(z katalogu DSM-IV), s. 43


Niestety te dobre wersy kończą się, gdy Ciupiński stara się „wyjść” z punktu widzenia „ja”, aby przyjrzeć się rzeczom „mędrca szkiełkiem i okiem”. Rezygnacja z prywatności na rzecz dążenia do wypowiedzenia prawd absolutnych rodzi momenty, w których wiersze ocierają się o zabawną dyskursywność, jak w wierszu jutrznia: „więc jeśli zjadłeś śniadanie – / umyj miskę. (s. 39). Ponadto dochodzi prawdziwa wędrówka po świecie i postaciach, od których głowa może rozboleć – łączą się one ze sobą, tworząc postmodernistyczny miszmasz, wyścig na znane nazwiska, a jaskrawym przykładem jest tu wiersz Shakespeare and Co. Kilometer Zero Paris, chociaż jemu podobnych jest tutaj ponad połowa tomu.


I wciąż się zastanawiam – dobre to, czy nie? Jeżeli musiałbym sformułować już jakiś konkretny wniosek, brzmiałby on: poezja nie dla wszystkich. Musiałbym starannie wyselekcjonować wiersze zawarte w książce, aby móc się nim zachwycać. I jestem przekonany, że wybór znacznie różniłby się od ogólnej wizji autora tomu. Jeżeli jednak nie zawoź mnie do Stratfordu wywołało u mnie tyle niepokoju gatunkowego i estetycznego, to muszę uchylić kapelusza dla Ciupińskiego. Książka trudna, niekiedy ciężkostrawna, momentami hermetyczna, ale potrafiąca dać satysfakcję.
_____________________________________________________________

(1) Pionowzloty albo spóźnieni na pokolenie, Odra, nr 9, 2010, s. 159-161.

 

 

Marcin Sierszyński / Nisza Krytycznoliteracka

 

 

Dariusz Ciupiński, Katarzyna Joczyn, nie zawoź mnie do Stratfordu

wyd. ATUT, Wrocław 2009

s. 116, okładka miękka