Podobno dobre książki nie zawierają dialogów wcale lub zawierają je w niewielkiej ilości. Jeśli patrzeć pod tym kątem, „Prędkość światła” jest książką wyśmienitą.
Ilość dialogów nie jest jednak najlepszym wyznacznikiem oceny powieści Javiera Cercasa. Choć nie jest to lektura łatwa, lekka i przyjemna to czyta się ją naprawdę dobrze. Napisana jest z dziennikarskim zacięciem: czytelnik ma wrażenie obcowania z reportażem. Ten chwyt działa, gdyż Prędkość światła traktuje poniekąd o wojnie w Wietnamie. Poniekąd, ponieważ jest to także opowieść o przyjaźni, zepsuciu sukcesem i akcie tworzenia.
Bohater spowiada się na papierze ze swojego życia i, jakby przy okazji, opowiada nam historię Rodneya Falka, na pozór małomównego i nietowarzyskiego gbura, z którym dzieli gabinet podczas pobytu na uniwersytecie w Urbanie. Trudno jest bezkrytycznie polubić tego początkującego pisarza, bo już od pierwszych stron nie szczędzi nam słów na temat popełnionych przezeń błędów i szczeniackiego pragnienia oryginalności; z tego też powodu nie od razu udaje mu się nawiązać kontakt z dziesięć lat starszym Rodneyem. Zbliża ich do siebie dopiero uczęszczanie na kurs języka katalońskiego, na który każdy z nich przybywa z innego powodu: Rodney, by nauczyć się języka, młody Hiszpan – ponieważ został o to poproszony; w przeciwnym razie zajęcia zostałyby odwołane z powodu zbyt małej grupy. Mimo złego początku, spoiwem ich przyjaźni staje się w końcu zamiłowanie do literatury. Nie trwa to jednak zbyt długo, nadchodzi bowiem przerwa świąteczna, a Rodney znika bez śladu na kilkanaście lat. W tym czasie pisarz zdobywa sławę, odniesiony sukces rujnuje mu życie, a w efekcie dowiadujemy się, jak wielką udręką może stać się niemoc twórcza.
Historia Falka jest głównym powodem tej pisaniny człowieka dręczonego przez własne błędy. To próba opisania piekła wojny i mrocznych zakamarków ludzkiej psychiki oraz nadania sensu życiu i czynom, choć w pewnym momencie bohater dochodzi do wniosku, że „Możliwe jednak, że nie trzeba całkowicie rozumieć jakiejś historii, żeby móc ją opowiedzieć”.
.
Na pozór chaotyczna książka nie daje nam żadnych odpowiedzi, za to stawia przed nami mnóstwo trudnych pytań. Czy wszystko można (i powinno się) wybaczyć? Czy tragiczne wspomnienia da się wymazać? Jeśli nie, to jak z nimi dalej żyć? Do samego końca nie wiadomo, czy możliwe jest odnalezienie drogi powrotnej z ciemnego tunelu – decyzja należy do nas samych.
Prędkość światła w swej istocie przypomina utwór It's alright, ma (I'm only bleeding) Boba Dylana: traktuje o przekreślonym życiu, ponieważ mówi o słowach pozbawionych złudzeń, jazgoczących niczym wystrzeliwane kule, i o cmentarzach pełnych fałszywych bogów, i o samotnych ludziach, którzy płaczą, czują strach i są sami, wiedząc, że wszystko jest kłamstwem i że zbyt wcześnie zdali sobie sprawę, że nie warto starać się rozumieć, a przede wszystkim o tym, że ten, kto nie jest zajęty umieraniem, jest zajęty życiem. I że zajmować się umieraniem można bardzo długo.
© Magdalena Czuczwara
Javier Cercas
Prędkość światła
Wyd. W.A.B., Warszawa 2010
ISBN 978-83-7414-755-2