Poeta kreuje przed nami pewną postać i wszystko, co na zewnątrz, identyfikuje z jej uczuciami.
Dziwna to sprawa z tymi wrocławskimi poetami: niby im wszystko wolno (w końcu mamy postmodernizm), a jednak niezmiennie pada / na nasze myśli cień Wojaczka, wielkiego mistrza kabotynizmu. Taka poetyka zwykle wywołuje wstrząsy i pobudza zmysły, lecz zdecydowanie jest nie dla każdego. Zwłaszcza, że dawniej szaleństwo coś znaczyło, dziś — wszyscy są szaleni.
Mikołaj Sarzyński zadebiutował jedenaście lat temu tomikiem zatytułowanym Ty albo zupełnie inny obłęd. Wiersze składające się na tę książkę uruchamiają w głowie czytelnika istny kalejdoskop: ciągłe przeskoki myśli, zestawienia słów o zupełnie innym zabarwieniu semantycznym, niż to się na początku wydaje — każdy z tych elementów ewokuje niesamowitą kaskadę obrazów. A jednak... coś tu zgrzyta, coś jest bardzo nie tak. Te obrazy są jak niektóre szuflady skrzętnie zamknięte na klucz: intrygują, przyciągają, ale po próbie sforsowania mogą okazać się puste. Poeta kreuje przed nami pewną postać i wszystko, co na zewnątrz, identyfikuje z jej uczuciami: Colloseum leży na żywo z opuszczonym palcem [...] mówię A, reszta robi się / sama. Zabieg znany i lubiany przez niezliczone rzesze zarówno piszących, jak i czytających. Może nawet nazbyt znany. Sarzyński, niestety (choć... czy aby na pewno?), nie ma mocy urzekania i porywania za sobą tłumów w owe kłębowisko odczuć, refleksji, instynktów, wierzeń. Jego słowa są bardzo piękne i pociągające — ale kompletnie nie przekonywające. Samo brzmienie nie wystarcza, aby zachęcić do zanurzenia się w tekście celem odkrycia bądź nadania sensu czytanym frazom. Każdy wers wygląda jak wyciągnięty z innej książki, każdy wiersz — jak sklecony naprędce i bez zastanowienia. Zaprawdę, powiadam Wam: tak powstaje poezja kaskadowa.
Ponadto, odbiór utworów poniekąd zakłócają zamieszczone w książce zdjęcia Anny Nowakowskiej. Fotografem nie jestem, szczegółów technicznych zatem zgłębiać nie będę. Obrazom tym brakuje solidnego osadzenia w tekście; zamiast go ilustrować bądź korespondować z nim — one bezczelnie odwracają od wierszy uwagę, i to bez względu na to, czy ktoś zachwyca się (lub właśnie nie) modelem (podejrzewam, że to sam Sarzyński), czy też rozpatruje walory artystyczne owych fotografii jako osobnych (swoją drogą, dość rozmytych) całostek. Ale może taka właśnie była koncepcja? Może należy zamysł ten potraktować po szekspirowsku i uznać, że Choć to szaleństwo, jest w nim przecie metoda? Rozstrzygnięcie tej kwestii zostawię już innym — niech każdy osądzi wedle własnej wiedzy i upodobań. Wszak niejedna prawda zrodziła się z obłędu.
Magdalena Czuczwara
Mikołaj Sarzyński
„Ty albo zupełnie inny obłęd”
ATUT, Wrocław 1999, Biblioteka Dykcji
stron: 40, okładka miękka
ISBN: 83-87299-22-7
http://www.atut.ig.pl/