Zupełnie inny obłęd Mikołaja Sarzyńskiego

Nisza Krytycznoliteracka
Nisza Krytycznoliteracka
Kategoria książka · 15 października 2010

Poetycka optyka nie jest narzędziem dojścia do prawdy, lecz samą prawdą – ostatnią, do której bezpiecznie jest dotrzeć, i jedyną, której nie sposób zakwestionować.

 

Miłosz zjadł hot-doga. Zagajewski zachwycił się wzniosłą prostotą smaku bułki z parówką. Różewicz wyszedł po hot-doga i nigdy nie wrócił. Sarzyński – jak wielu innych – zajada w domu udziec, delektując tyleż smakiem, co samym faktem posiłku. Jest przejawem pokory, że młody poeta ani nie grzmi, stawiając metafizyczne tezy, ani czytelnikowi nie szepcze tajemniczo prawd ogólnych i twierdzeń ostatecznych. Jedenaście lat temu, kiedy Mikołaj Sarzyński debiutował tomem „Ty albo zupełnie inny obłęd”, tradycja na tyle usankcjonowała już praktykę „zostawania w domu”, by debiutancki kredyt zaufania poeta odważył się spłacać jedynie siłą autorefleksji, która nie powoduje, jak dawniej bywało, odbicia od bohatera i wyjścia na powrót do świata, lecz zadowala się wyłącznie wewnętrzną obserwacją. Poetycka optyka nie jest narzędziem dojścia do prawdy, lecz samą prawdą – ostatnią, do której bezpiecznie jest dotrzeć, i jedyną, której nie sposób zakwestionować; prawdą nieprzydatną, która jeśli więc stanowi jakąś wartość, to tylko autoteliczną. Sarzyński w motcie swojego tomu ocenia ją przewrotnie według kryterium wygody, pytając retorycznie za Paulem Newmanem: „Po co wychodzić na hot-doga, skoro w domu ma się cały udziec”.


Śmierć, wiara, bezmiar, grzech, zapomnienie, nieskończoność, wieczność, świat – to wyrazy wypisane z wierszy Sarzyńskiego. Współczesna poezja zdaje się unikać mówienia o wierze poprzez słowo „wiara” czy upraszczania śmierci – jeśli ta jest tematem – do nazwy „śmierć”. Bezpośrednie nazwanie ogranicza do mniej lub bardziej stałego dla języka zbioru znaczeń, pozwalając jedynie na modyfikację, nie zaś poetycki akt stworzenia, wymyślenie „wieczności” na nowo. Jednak Sarzyńskiego nie pociąga to, co kryje się za „wiekuistą ciszą nieskończonych przestrzeni”, lecz samo przerażenie, jakie ta w nim budzi. Śmierć, wiara, bezmiar, grzech… – to nie cele, ale środki; punkty odniesienia dla refleksji bohatera wierszy, obłędnie powracającego do samego siebie, tak jak w pierwszej strofie wiersza LA powraca pierwsza osoba: „LA jest bardziej zagubione /niż ja byłem kiedykolwiek /jestem z Nowego Yorku /nawet gdy świat rozciąga się o ulice /na których zamieram jak hiszpańska siesta”.


Do tomu Sarzyński włączył zdjęcia Anny Nowakowskiej, przedstawiające – jak mniemam – jego samego. Poeta użycza w ten sposób twarzy bohaterowi swoich tekstów, jednocześnie ilustrując ów zwrot ku sobie, w którym nie ma miejsca na uniwersalizm. Toteż nawet w krótkim, mającym w sobie coś z fotografii utworze [Umierające kobiety] („Umierające kobiety mają /na ustach kochanych mężczyzn //teraz wszystko jest mniejsze /niż na początku by móc”) zwraca się uwagę raczej na sam wybór fotografa oraz parametry obiektywu niż kontekst zatrzymanego obrazu.


Poezja Sarzyńskiego nie nęci brzmieniem obłych, pojemnych fraz i nie chce budzić łatwych skojarzeń. Językowi każe błądzić w ciemności abstraktów, z której tylko z rzadka wyłania fragmenty rozmytych obrazów – jak rozmyte są towarzyszące wierszom zdjęcia. Nie sprzyja to pobieżnej lekturze, ale też przecież „tańczenie obrazów nie stanowi tego, /co ściągamy będąc cieniami ruchów” [Jak się można tak przewracać]. Bohater Sarzyńskiego – „cień ruchu”, przejawiający się (jak to cień) bez mocy, na domiar wyłącznie w działaniu – nie szuka „migawki”. Bo migawka, jak śmierć, „nie równoważy”. Szuka „siły godnej zmierzchu”, o którą pyta bez nadziei na odpowiedź: „równoważy?” [Migawka nie równoważy]. Wolne tempo i ponury ton autorefleksji dają efekt podniosłości – odmiennej jednak od tej znanej z Miłoszowskiego ładu czy z żarliwej poetyki Zagajewskiego. Poezja Sarzyńskiego to zupełnie inny obłęd – wiersze, które nie wychodzą z domu.

 

 

Michał Słotwiński

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mikołaj Sarzyński
„Ty albo zupełnie inny obłęd”

Wyd. ATUT, Wrocław 1999
Biblioteka Dykcji,

stron: 40, okładka miękka
ISBN: 83-87299-22-7

 

http://www.atut.ig.pl/