O tomiku „Cudowny brak pojęcia”

Adam "Przełojcan" Wostal
Adam "Przełojcan" Wostal
Kategoria książka · 9 października 2010

Projekt – Autorzy opowiadają o swojej twórczości i „kulisach” wydania debiutanckich książek. Tym razem głos zabiera Przełojcan, którego tomik „Cudowny brak pojęcia” wszedł niedawno do sprzedaży.

W roku 1998 odbył się pierwszy koncert do moich wierszy. Człowiekiem, który po nie sięgnął był Karol Foltyński, lider nieco później powstałego zespołu poezji śpiewanej Al. – lacrimo. Przez niemal sześć lat grupa koncertowała w Zagłębiu Dąbrowskim i na Górnym Śląsku z nie małym, muszę przyznać, powodzeniem. A co do mnie, to pomieszkiwałem trochę w Cieszynie, Sosnowcu, w Rzeszowie. Jak to się mówi: „to tu, to tam” , z wieloma pociągami byłem na „ty”. No, z tego miejsca pozdrowienia dla niezmordowanego „Bolko”, który zawsze zgarniał mnie skąd trzeba i ogrzać się ciut pozwalał.

Ten okres był dla mnie czasem całkowitego przejścia. Wszystko, co było mi potrzebne do życia miałem schowane w worku. Niejeden wiersz w nim dojrzewał i, zresztą co tu dużo pisać, najlepiej oddaje to fragment jednego z opowiadań:

 

Coraz to mniej straszne bywały mi głody i pragnienia. Znosiłem je z łatwością niemal połowiczną, no, a jeśli już nie dawałem rady, to z worka zawsze się coś wygrzebało. Zielony był to worek. Duży i mocny zarazem. Od pierwszego wejrzenia wiedziałem, że to porządny, nie byle jak uszyty worek. Miał dwa duże uchwyty do noszenia na plecach i jeden mały do trzymania nisko, a i kieszonkę boczną, taką małą, w sam raz na papierosy.

I nie straszne mi już były głody i pragnienia, ani nawet tłok w pociągu nie był mi straszny odkąd miałem ten worek, zawsze mogłem usiąść na nim w razie czego. U góry przewiązałem go liną, z naczepy ciężarówki chyba, co by mi przypadkiem nic z niego nie wypadło, no i co bym sam spokojnie mógł sobie być. Na nowo. W świecie, a nie na nim...

 

 

Po jakimś roku spotkałem się z Karolem i przeczytałem mu wszystkie wiersze, napisane przez ten czas. To był chyba luty 2004r. Nie trzeba było długo czekać na, jak się niestety później okazało, pożegnalny koncert do moich wierszy na Sosnowieckim Poezjonie.

Pisać nie przestałem, już było za późno. Dalej jeździłem z zachodu na wschód i ze wschodu na zachód. Po kilku latach znowu nazbierało się trochę wierszy. Nie dużo, bo w środku muszę coś poczuć, żeby pisać. A tak po prawdzie, nie mam pojęcia o całym tym pisaniu i to właśnie jest cudowne.

Czasem siedzę  zwyczajnie na przystanku, nie wsiadając do żadnego autobusu i sobie myślę, że:

 

„przydałby mi się chleb w miarę
miękki co przełamać mógłbym
go na dwie części nie

nieduży może zwykły rogal a i
co ważne najdalej to
z przedwczoraj…”

 

albo brzegiem rzeki się włóczę i zwykle:

 

„… gram na trawie kuropatwom

z worka nieraz wiersz wyciągnę

i przeczytam im go a o

 

zmierzchu kiedy drogi cichną

siedzę z uchem przytkniętym

do drzewa i

 

słucham ziemi

jak drąży słój

za słojem''

 

Tak to już ze mną jest.

 

Wielu ludzi poznało moje wiersze, czy to przez koncerty, czy przez zbiory wydane w obiegu nieoficjalnym, bo przez prasę raczej nie - unikam. Może błąd – nie wiem. Jakoś nie widzę się w tych gazetach.

 

Decydując się na publikację książkową zależało mi tylko na tym, żeby ten, kto chce mógł przeczytać, odczuć coś czytając moje wiersze. Wstawić zbiór na półkę i wracać do niego czasami.

Nie wstydzę się wydawnictwa, nie aspiruję do lepszego. Cieszę się, że ktoś może czytać moje słowo. I tyle.

 

„Cudowny brak pojęcia” dzieli się na wiersze i wydarzenia akustyczne, czyli piosenki. Myślę, że co nieco można w nim dla siebie znaleźć.

 

Jak znalazłem wydawnictwo? Nawet nie szukałem. Tyle jest ogłoszeń, że w pale się nie mieści. „Wydamy każdą książkę” mówią, „zawsze odpowiadamy autorowi”. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że wiele z tych pozycji, to kicz... Chodzi o kasę, jak zawsze i wszędzie. Ale uwierzcie, znajdują się perełki. Nie mówię teraz bynajmniej o sobie.

 

Sprzedałem stary motorower, przesłałem pieniądze i rozpocząłem pracę z wydawnictwem. Zrobiłem to przede wszystkim dla tych, którzy od dobrych kilku lat czekali na mojego tzw. „legala” i oczywiście dla wszystkich bliżej nieznajomych, którzy może gdzieś natkną się na te wiersze.

Ktoś kiedyś powiedział, że poezji się nie ocenia. Albo ją czujesz, albo nie.

Koszt zakupu równy czteropakowi Żywca w puszce.


Zdrowia!