„Automordet” – Arkadiusz R. Skowron, zwierszoklecony bard chmurnoryjny

ew
ew
Kategoria książka · 6 października 2010

Zawartość wizualnie narkotyzuje na każdej stronie. Czym? Nie dacie wiary: literami.

Tomik wierszy... Czy tomikiem można nazwać zbiór wierszy formatu A-4? Na takim formacie

wydaje się przeważnie wierszowane bajki dla dzieci. W tym przypadku jednak okładka nie wskazuje na przekaz dla małolatów. Tytuł też nie.
Chyba zacznę od tytułu, może na jego podstawie uda mi się w miarę jasno nakreślić fenomen zjawiska, jakim jest książka Arkadiusza R. Skowrona.
Automordet – ja; moje; moja/ morda; portret/ autoportret;
albo: / moje, mój/ mord ( na czytelniku)...


Ogromny, mroczny portret poety na okładce, autorstwa Aleksandry Skiby, skłania do przypisania prawdziwości pierwszej wersji mojej domniemanej genezy tytułu.
Tytuł namazany piekielną czerwienią mówi jednak, a raczej krzyczy, że będzie się działo. Pierwsza moja myśl jest taka, że mord na czytelniku zostanie popełniony. Jestem tego prawie pewna, bo zdążyłam już zerknąć na zawartość, przerzucając machinalnie kartki. A zawartość wizualnie narkotyzuje na każdej stronie. Czym? Nie dacie wiary: literami.
Co można zrobić z literą? Przekonałam się, że wiele. Na pewno można szokować, uspakajać, przenosić na przemian w świat chaosu i w świat spokoju. To właśnie robi Skowron swoimi wierszami. Szasta czytelnikiem jak mu się żywnie podoba. Poddaje nastroje czytelnika wszystkim etapom, od wyprowadzania z równowagi, przez ból myślenia po spokój miłosnych uniesień. Pracę nad umysłem odbiorcy wspomagają dodatkowo grafiki Aleksandry Skiby. Podnoszą adrenalinę, szczególnie przy wierszach, które świdrują mózg czytelnika.

Sam autor we wstępie wspomina, że jego pisanie to nie tyle poezja, co „teatr liter”. Ja dodam, że teatr to szokujący, niesamowity, zapamiętywalny, niekonwencjonalny, morderczy, a jednocześnie zmuszający do logicznego myślenia. Prowadzący czytelnika do przodu w różnym tempie, od zadyszki przy czytaniu aż po spokojne opadanie jego powiek. Pomieszanie z poplątaniem? Nie. Bo czytając ma się świadomość, że każda litera, każdy wybór czcionki i wielkości liter ma tu swoje miejsce, to wszystko jest konsekwentnie przemyślane, tak, aby działało na psychikę. Zabieg psychologiczny? Nie znalazłam nigdzie wzmianki o tym, aby Arkadiusz Skowron studiował tę dziedzinę nauki, ale mam wrażenie, że jej pokłady są podwaliną tej książki.

Ewenementem jest również to, że w całej tej żonglerce literowej nie gubi się przekaz. Najbardziej wyłania się on w wierszach z zastosowaniem rymów, przy wierszach białych trzeba bardziej uruchomić myślenie, aby zrozumieć sens. Sposób zapisu jest tak emocjonujący, że nie ma siły, aby przejść do kolejnego wiersza nie usiłując dociec przekazu poprzedniego.

Mnie autor ostrzegał przed czytaniem „Automordetu”, ja Was ostrzegam przed nieczytaniem go. Powód jest prosty. Gdy człowiek wychodzi, przykładowo, z filharmonii, czuje, jakby nie był już tym samym człowiekiem, który wchodził na koncert. „Automordet” na mnie podziałał podobnie.
Zastanawiam się tylko nad tym, jak odbiorę interpretację wierszy Skowrona na żywo.

„Na moich spotkaniach publiczność jest odbiorcą, uczestnikiem i... rekwizytem” mówi Arek „... w sztuce lubię prowokować. Tak środkami artystycznymi, jak i publiką. Jak to wytrzymują? Rozmaicie. Jednak zawsze na wstępie spotkania ostrzegam, że jako twórca i wykonawca jestem wariatem".

W listopadzie będę miała okazję zobaczyć Skowrona na scenie. Jak to przeżyję, jeśli przeżyję, napiszę Wam w relacji.

                         

                                                                                     Ewa Matuszek

Arkadiusza R. Skowron
„Automordet”
Wydawca: Firma Poligraficzna OL-DRUK

Rok wydania:  2009

IBSN 978-83-912647-6-8

Liczba stron: 105